Jastrzębski Węgiel zagra o złoto Challenge Cup
Jastrzębski Węgiel wygrał w półfinale pucharu Challenge z rumuńskim Tomisem Konstanca 3:1 (25:23, 35:33, 19:25, 25:21) i w niedzielę zawalczy o medal z najcenniejszego kruszcu. Po drugiej stronie siatki stanie drużyna gospodarzy - Arkas Sport Izmir z Piotrem Gruszką.
Drugi pojedynek półfinałowy, pomiędzy Jastrzębskim Węglem a Tomisem Konstanca miał zupełnie inne oblicze, niż mecz inauguracyjny turnieju finałowego Challenge Cup. Obydwa zespoły przystąpiły do niego z dużym spokojem, prezentując siatkówkę na niezłym poziomie, pełną długich wymian i emocji godnych rangi turnieju.
Polscy siatkarze, którzy wyszli z Igorem Yudinem w szóstce rozpoczęli bardzo dobrze, prowadzeniem 4:2 i długo utrzymywali korzystny wynik. Obydwie ekipy dobrze przyjmowały, co pozwoliło ich rozgrywającym na kombinacyjną grę i częste uruchamianie pierwszego tempa. Trochę nerwów po polskiej stronie pojawiło się w końcowej fazie seta, gdy Patryk Czarnowski zaatakował w aut, a Ashlei Nemer skończył kontrę i zrobiło się 18:20 dla Tomisu. Na szczęście, w dobrym momencie zaskoczył jastrzębski blok z Jurkiewiczem i Hardym w roli głównej, którzy dwukrotnie powstrzymali Daivisona. Potem pomylił się Litwin Miseikis i było 1:0.
W drugiej odsłonie walki, emocji i ciekawej siatkówki było jeszcze więcej. Początek był niemal identyczną kopią tej otwierającej mecz - śląski zespół wyszedł na prowadzenie 4:2, by tuż przed drugim czasem technicznym pozwolić rywalom na wyrównanie bilansu punktów (po 14). Po czasie podopieczni Roberto Santillego znowu ruszyli do natarcia, które zaowocowało wypracowaniem 4-punktowej przewagi (19:15). Gdy już się wydawało, że set spokojnie zmierza do szczęśliwego dla jastrzębian zakończenia, rumuński team się przebudził, doprowadził do remisu 20:20 i końcówki, która mogłaby posłużyć za scenariusz dla najczarniejszego horroru. Grozą powiało zwłaszcza, gdy po jednym z bloków upadł Patryk Czarnowski, a chwilę później z grymasem bólu na twarzy został zniesiony z boiska. Jego koledzy potrafili jednak powściągnąć emocje i przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść (35:33). Spora w tym zasługa Igora Yudina, który jak rasowy snajper, kończył wszystko, co posyłał do niego Grzegorz Łomacz.
O trzecim secie polscy zawodnicy powinni szybko zapomnieć. Zaczęło się źle, bo od serii błędów w przyjęciu i ataku. Największe problemy miał Guillaume Samica, którego siatkarze Konstancy coraz częściej łapali blokiem. Z ominięciem rąk rywali nie radził sobie też, wprowadzony za Czarnowskiego Adam Nowik, a co gorsza w oczach gasł Igor Yudin. Słabość siatkarzy z Jastrzębia szybko wykorzystali rywale - na środku rozhulał się Steve Brinkman, a na prawym skrzydle 22-letni Litwin Arvydas Miseikis. Włoski szkoleniowiec ratował się zmianami, ale te zdały się na nic - tym razem to Rumuni z Konstancy zapisali zwycięstwo na swoim koncie, wygrywając do 19.
Szczęśliwie, niemoc jastrzębian minęła bardzo szybko i w kolejnej partii ponownie wzięli się do roboty. Na boisku pozostał Robert Prygiel, a przy stanie 5:5 za Samikę wszedł Rafa i tym razem został na dłużej. Brazylijczyk poderwał swoich kolegów do boju, a przede wszystkim uspokoił przyjęcie. Siatkarze Tomisu nie zamierzali się jednak poddawać i ostro walczyli o każdą piłkę, dzięki czemu również czwarta odsłona obfitowała w długie wymiany i trzymała w napięciu niemal do samego końca. Jastrzębianie po raz pierwszy odetchnęli głębiej, gdy Benjamin Hardy z kontrataku zdobył punkt na 20:15. Kilka chwil później, po kolejnej udanej akcji Australijczyka i gwizdku sędziego oznajmiającym koniec meczu, mogli już oddychać pełną parą i cieszyć się awansem do finału.
Spotkanie o zwycięstwo w II edycji Challenge Cup zostanie rozegrane w niedzielę o 16.00. Wcześniej, o 13.00 odbędzie się mecz o trzecie miejsce.