Jeden krok do podium
Jastrzębski Węgiel prowadzi w walce o trzecie miejsce PlusLigi 2:1. Przed swoją publicznością jastrzębianie pokonali ZAKSĘ Kędzierzyn Koźle 3:0 (25:20, 25:22, 25:23) i w sobotę staną przed szansą zakończenia rywalizacji oraz przypieczętowania dobrej postawy w sezonie brązowym medalem.
- W Kędzierzynie też przegraliśmy pierwszy mecz - studził radość jastrzębian Grzegorz Pilarz, który zmienił Michała Masnego już w pierwszym secie piątkowego pojedynku i na moment poderwał kolegów do walki. - Myślę, że w sobotę gorzej niż dziś nie zagramy, a jeśli zagramy choć trochę lepiej, to sytuacja może się odwrócić.
Zdaniem drugiego rozgrywającego ZAKSY rywale z Jastrzębia zaprezentowali się poprawnie, ale bez fajerwerków. - My za to fatalnie zagraliśmy pierwszy atak i praktycznie cały mecz graliśmy bez zagrywki, w której nie było ani myśli taktycznej, ani siły. Bez tych dwóch elementów nie da się grać w siatkówkę.
Brak skutecznego serwisu był widoczny zwłaszcza w pierwszej partii, kiedy goście już na wstępie pozwolili rywalom uciec na siedem oczek (13:6). Słabo spisywał się jeden z dotychczasowych filarów kędzierzynian Michał Ruciak, który miał ogromne problemy z ominięciem jastrzębskiej ściany rąk. Gdyby nie błędy własne Roberta Prygla i Guillaume Samiki, rozmiary porażki ZAKSY w secie otwarcia byłyby znacznie większe.
Pierwsza odsłona nie przyniosła zbyt wielu emocji, ale już na początku drugiej gra nabrała nieco rumieńców. Ożywili się zwłaszcza goście, którzy zaczęli od prowadzenia 3:0. Nie cieszyli się nim jednak zbyt długo, bo po kontrze Samiki i dwóch punktowych zagrywkach Patryka Czarnowskiego, to gospodarze schodzili na przerwę techniczną prowadząc 8:7.
- Udało nam się narzucić przeciwnikom swój rytm i to oni prawie cały czas musieli nas gonić. Mieliśmy w pamięci trzeci set pojedynku w Kędzierzynie i nawet na moment nie traciliśmy koncentracji - relacjonował Wojtek Jurkiewicz, jeden z najlepiej punktujących zawodników Jastrzębia. - Do tego dobrze zadziałała współpraca blok - obrona. Nawet jeśli nie udało nam się zapunktować blokiem, to kończyliśmy kontry po obronie.
Namiastkę emocji dostarczyła jeszcze końcówka drugiej części meczu, gdy Dominik Witczak zdobył punkt dający remis 20:20. Potem jednak ten sam zawodnik popełnił dwa błędy pod rząd, a po drugiej stronie siatki na dobre rozkręcił się Samica, który rozstrzygnął losy seta posyłając zagrywkę pod nogi Daniela Lewisa.
Trzecią i ostatnią odsłonę również zakończył Francuz, tym razem atakiem z lewego skrzydła. Zawodnik, przy nierównej dyspozycji obydwu atakujących, wziął ciężar ataku na swoje barki i pokazał, że w trudnych chwilach można na niego liczyć. Zdobył 16 punktów (o cztery więcej, niż Igor Yudin i Robert Prygiel razem) i zasłużenie zgarnął nagrodę dla MVP.
- Chęci na pewno nie brakowało. Byliśmy bardzo pozytywnie nastawieni przed meczem, ale w trakcie gry powoli schodziło z nas powietrze - komentował po spotkaniu Grzegorz Pilarz żałując, że tym razem drużyny nie mógł wesprzeć Jakub Novotny. - Mało prawdopodobne też, że Jakub pomoże nam w sobotę, na pewno nie w pełnym wymiarze. W miarę trenuje, ale nie jest w stanie zagrać całego meczu.
- Jesteśmy o krok bliżej celu, niż rywale. Mam nadzieję, że nie popełnimy błędu z Kędzierzyna i w sobotę postawimy kropkę nad "i”. Żeby tak się stało musimy zachować poziom gry i koncentracji z piątkowego pojedynku - podsumował Wojciech Jurkiewicz.