Jednym radość, drugim łzy
Po najbardziej zaciętej od kilku sezonów rywalizacji w play off drużyna Jastrzębskiego Węgla pokonała ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle i awansowała do finału Plus Ligi. Przegranym pozostała walka o brąz oraz występy w Lidze Mistrzów.
Półfinałowe starcie tych drużyn były prawdziwą walką na wyniszczenie. Ostatni mecze zawodnicy kończyli resztkami sił. - Odczuwamy teraz ból we wszystkich częściach ciała. Grzegorz Łomacz wygląda jak na pięć minut przed śmiercią - żartował nawet na konferencji prasowej Michal Masny, rozgrywający ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. W ciągu dziewięciu dni drużyny ZAKSY i Jastrzębskiego Węgla rozegrały pięć spotkań, z których cztery kończyły się tie-breakami. Jedno z nich trwało, aż 145 minut! Łącznie na parkiecie siatkarze przebywali 10,5 godziny.
- Myślę, że ta seria była piękna, zarówno dla nas - zawodników, jak i dla kibiców. Szkoda tylko, że źle się dla nas skończyła - dodał Michal Masny. Radości z awansu do finału nie kryli rywale. - Walczyliśmy do końca i cieszę się, że jesteśmy w finale. To były bardzo wyrównane pojedynki. Wygrał zespół, który miał trochę więcej szczęścia - uważa Igor Yudin, atakujący Jastrzębskiego Węgla. Australijczyk podkreśla, że kluczem do sukcesu były też zgranie i świetna atmosfera w drużynie.
- Mamy chyba najlepszy zespół od momentu, gdy gram w Jastrzębiu. Stanowimy zgraną grupę i to widać na boisku. Będziemy chcieli pokazać to też w finale - dodał Igor Yudin. W piątym meczu, rozegranym w Kędzierzynie-Koźlu, sytuacja na boisku zmieniała się z każdym setem. - Kluczowe znaczenie miał drugi set. Kiedy wygraliśmy go na przewagi wiedziałem, że będzie tie-break - stwierdził Roberto Santilli, szkoleniowiec Jastrzębskiego Węgla. W decydującej o awansie do finału partii więcej sił zachowali goście. Kędzierzynianie bardzo chcieli, a ich poświęcenie bywało heroiczne. Po jednej z obron Michał Ruciak wpadł w bandy reklamowe, a w innej Jakub Jarosz przekoziołkował przez barierki oddzielające boisko od publiczności. Atakującego ZAKSY łapały skurcze i musiał zejść z boiska, bo nie mógł już skakać.
Mimo porażki trener drużyny z Kędzierzyna-Koźla był dumny ze swoich zawodników. - Chłopcy dali z siebie wszystko to, co mają w sobie najlepszego. Pokazali wielkie serce do gry i walczyli do samego końca. Mieliśmy wielką szansę, by wystąpić w finale. To nie jest przypadek, że pięć spotkań zakończyło się tie-breakami. Pewnie będzie teraz wiele różnych opinii, komentarzy na temat naszego występu. Uważam, że tej drużynie należy się duży szacunek. Musimy się teraz pozbierać, odpocząć i walczyć z Resovią o brązowy medal - powiedział Krzysztof Stelmach, szkoleniowiec ZAKSY.