Jędrzej Maćkowiak: tu zawsze czuję się dobrze
W ostatniej kolejce PlusLigi Effector Kielce po dość zaciętej walce przegrał z PGE Skrą Bełchatów 1:3. - Mogliśmy urwać punkt, ale nasza gra jeszcze za bardzo faluje - mówił po spotkaniu środkowy kielczan Jędrzej Maćkowiak.
plusliga.pl: Jest pan najpopularniejszym zawodnikiem Effectora Kielce w Bełchatowie. Powrót w rodzinne strony na pewno jest miły.
Jędrzej Maćkowiak: Szczerze? Na początku byłem lekko zestresowany, bo tu jednak jest mój dom, rodzina. Tu są kibice, z którymi cały czas się utożsamiam, znam praktycznie wszystkich. Nawet powietrze jest inne. Ale bełchatowscy kibice przyjęli mnie bardzo sympatycznie. Przyjechałem jako zawodnik przeciwnej drużyny i myślałem, że będą przy mojej zagrywce gwizdać. Tak się nie stało. Naprawdę bardzo się cieszę, że mogłem zagrać przed tymi fantastycznymi ludźmi.
- W Skrze nie miał pan wielu możliwości do gry w pierwszej szóstce. W Effectorze Kielce jest pan podstawowym zawodnikiem.
- To prawda. W drużynie kieleckiej do tej pory pograłem więcej niż w poprzednim sezonie. Cały czas przebywam na boisku i to jest najważniejsze dla mnie. Zbieram cenne doświadczenie, które mam nadzieję kiedyś zaprocentuje.
- Ale zagrywkę, którą pan straszył rywali w poprzednim sezonie, nadal ma mocną.
- Ostatnio trochę szwankowała, ale przyjechałem do Bełchatowa i od razu zaczęła wchodzić w boisko (śmiech). W zeszłym sezonie tą zagrywką udało się dołożyć małą cegiełkę do medalu. Mam nadzieję, że dzięki niej również do sukcesu zespołu kieleckiego też uda się coś dodać.
- Spodziewał się pan ciężkiego meczu z byłym klubem?
- Szczerze powiedziawszy przed meczem myślałem, że będzie to mecz typu „godzina z prysznicem”. Wiadomo było, że będziemy walczyć i nie odpuścimy, ale Skra to renoma, mistrzowie Polski, zespół, który zbiera najlepszych zawodników na każdej pozycji. Nastawiliśmy się na ciężki pojedynek i taki był, ale nie spodziewałem się, że uda nam się ugrać tutaj seta.
- Niewiele brakowało, abyście doprowadzili do tie breaka. Plany popsuł wam Mariusz Wlazły.
- No właśnie. Człowiek stara się, ciężko pracuje, żeby ugrać seta, a na koniec na zagrywkę wchodzi Mariusz Wlazły i kompletnie psuje wszystkim zabawę. A tak na poważnie to myślałem, że po pierwszym secie pójdziemy za ciosem i damy radę powalczyć o zwycięstwo, bo były na to realne szanse. Ale jesteśmy jeszcze zespołem, którego gra bardzo faluje. W pierwszy secie graliśmy równo, potem przyszła gorsza chwila, straciliśmy kilka punktów i od razu wkradło się w nas zwątpienie. A to jest błąd. Skra w pierwszej odsłonie popełniła dużo błędów, ale w kolejnych już je wyeliminowała. Zaczęli grać na swoim poziomie, na luzie. I tu właśnie było widać tę różnicę między obydwoma zespołami.
- Po nie najlepszym początku sezonu, pana zespół powoli się rozkręca. Przed wami spotkania z mocnymi drużynami i patrząc na wasze postępy, macie szanse na urwanie przynajmniej kilku punktów rywalom.
- To prawda. Najbliższe mecze mamy z silnymi rywalami, z Asseco Resovią Rzeszów i Jastrzębskim Węglem. Na pewno będą to dla nas ciężkie spotkania, ale będziemy walczyć. Wiemy, że w ostatniej kolejce Politechnika Warszawska urwała punkt drużynie z Jastrzębia. Mam nadzieję, że i my powalczymy z nimi jak Politechnika. I nie tylko z nimi.