Jerzy Mróz podsumowuje trzynaście memoriałów
13. Memoriał Huberta Jerzego Wagner już za nami. W Toruniu na medal spisali się tak kibice, jak i biało-czerwoni, którzy po raz szósty w historii wygrali turniej. O organizacyjnej stronie memoriału, nie tylko tego toruńskiego, opowiada jego pomysłodawca i główny organizator.
PLUSLIGA.PL: Trzynasty Memoriał Huberta Jerzego Wagnera za nami. Tym razem trzynastka okazała się szczęśliwa - kibice dopisali, Polska wygrała.
JERZY MRÓZ: I to jest najlepsza odpowiedź na zarzut wobec mojej osoby, który pojawiał się w niektórych poważnych mediach, że organizuję turniej w mniejszych miastach. Głód siatkówki w tych mniejszych miastach jest ogromny, co widać było w Toruniu. Chcemy promować siatkówkę także w mniejszych ośrodkach, żeby młodzi ludzie przychodzili na mecze i zarażali się naszym ukochanym sportem. Tymczasem duże miasta, Katowice, Gdańsk czy Kraków maja Ligę Światową i świetnie sobie radzą. Proszę spojrzeć na toruńskie ulice - ludzie chodzą ubrani w biało-czerwone koszulki, rozmawiają o siatkówce. My promujemy siatkówkę, a siatkówka promuje kolejne miasto. Toruń to doskonały przykład dla prezydentów innych niedużych miast - że warto budować wielkie, wielofunkcyjne hale, bo zawsze znajdzie się na nie zapotrzebowanie. Wyzwanie podjął już Białystok, który buduje nowy obiekt.
Sugeruje pan, że pora odkryć dla siatkówki kolejne, nowe miasta?
JERZY MRÓZ: Jeżeli tylko będą warunki, na pewno tak. Nie wiem czy ja zdążę, czy dam radę. Bardzo dużo ludzi mi pomaga, ale tak naprawdę, to chciałbym prosić: nie przeszkadzajcie, my damy sobie radę.
Ma pan jakiś szczególny klucz wyboru miast - gospodarzy turnieju?
JERZY MRÓZ: Nie ma jakiegoś specjalnego klucza. Memoriał miał gościć w Toruniu już w roku 2014, była podpisana umowa. Ale nowa hala w Krakowie musiała być przetestowana przed mistrzostwami świata, nie jednym meczem, ale turniejem. PZPS poprosił nas, żeby zorganizować turniej w Krakowie, na co przystaliśmy. Jak się potem okazało, frekwencja dopisała. Co więcej, podczas światowego czempionatu, chociaż w Krakowie nie grali Polacy, hala również zapełniała się piętnastoma tysiącami kibiców. To ewenement na skalę światową. Wracając do pytania, zawsze mamy kilka miast - kandydatów i staramy się wybrać najlepszą opcję.
Wiemy, że skład drużyn na memoriał jest konsultowany z selekcjonerem kadry. Pan proponuje, a trener wybiera czy na odwrót?
JERZY MRÓZ: Zazwyczaj jest tak, że ja przedstawiam pomysł, a szkoleniowiec wybiera spośród tych propozycji. W tym roku było nieco inaczej, bo to dzięki trenerowi Antidze do Torunia przyjechali zwycięzcy Ligi Światowej Francuzi, po raz pierwszy w historii turnieju. Kiedy zaproponowaliśmy udział Japończykom, pozytywna odpowiedź przyszła w ciągu dwunastu godzin. Iran był już na memoriale w Zielonej Górze i również chętnie przystał na naszą ofertę. Bardzo chcieli przyjechać Rosjanie, ale że nastąpiła u nich „pieriestojka siatkówki”, tym razem nie wyszło. Teraz wrócił Alekno i pewnie odbuduje Sborną, bo to kawał trenera. Rozmawiałem z Rosjanami podczas Ligi Światowej w Gdańsku i powiedzieli, że bardzo chętnie przyjadą do nas w roku olimpijskim.
Jest jakiś zespół, który bardzo chciałby pan zaprosić, a do tej pory się nie udało?
JERZY MRÓZ: Stany Zjednoczone, ale zazwyczaj termin naszego turnieju koliduje im z innymi zawodami.
Memoriał Huberta Jerzego Wagnera zawsze odbywa się przed innym, ważnym turniejem. To jest cenne, bo nadaje rangi. Ale z drugiej strony, zespoły nie są w najwyższej dyspozycji…
JERZY MRÓZ: Malkontenci zawsze znajdą temat do narzekań. Ja uważam, że Polacy grali w Toruniu całkiem dobrze. Chociaż pewnie nikt nie gra na sto procent możliwości, choćby ze względu na asekurację przed kontuzją.
Memoriał to spore przedsięwzięcie organizacyjne. Ma pan czas, żeby w jego trakcie oglądać mecze? Widzi pan jakąś zależność pomiędzy formą biało-czerwonych na memoriale i na imprezie głównej?
JERZY MRÓZ: Przyznam szczerze, że rzadko ma czas, ale spotkania Polaków zawsze staram się oglądać. Tylko raz zdarzyła się taka sytuacja, że Polacy najpierw wygrali memoriał, a potem wywalczyli srebrny medal mistrzostw świata. Ja osobiście w takie zależności nie wierzę i specjalnie ich nie szukam. Notabene, wtedy trener Lozano nie chciał wziąć udziału w turnieju, ale przekonał go prezes PZPS, perswadując mu jak ważna postacią był Wagner, zresztą jedyny polski trener, który wygrał złoto z kadrą. Teraz jesteśmy mistrzami świata, ale zdobyliśmy złoto pod egidą Francuza. Memoriał to doskonała okazja do spotkania dla dawnych mistrzów, którzy zawsze chętnie przyjeżdżają.
Dziennikarze, kibice żyją głownie rywalizacją. Jak wygląda kuluarowa odsłona turnieju?
JERZY MRÓZ: Spotykamy się na bankietach, ale także w mniej oficjalnych okolicznościach, wspominamy dawne czasy. Może dla młodzieży nie jest to zbyt ciekawe, ale dla nas to piękne opowieści, co roku jakieś inne. Co by nie mówić, to kawał historii, nie tylko polskiej siatkówki.
Trzynaście memoriałów już za nami. Któryś zagościł w pana sercu szczególnie?
JERZY MRÓZ: Pierwszy, w Olsztynie. Gdy już wszystko ruszyło, to się poryczałem, do końca nie wierzyłem, że to wszystko wyjdzie. Na dwa tygodnie przed startem zawodów nie było pieniędzy. A ja przyrzekłem sobie, że musi to być turniej na najwyższym poziomie, bo przecież Jurek nas obserwuje i nie możemy go zawieść.
Pierwsze turnieje odbywały się w bardzo kameralnej, niemal rodzinnej atmosferze. Teraz skala turnieju jest ogromna i ta atmosfera trochę zginęła. Nie żal panu tamtego klimatu?
JERZY MRÓZ: Może i żal, ale gdybyśmy za wszelką cenę trzymali się Olsztyna, to pewnie dziś nie byłoby już memoriału. Jest bardzo ciężko o sponsorów, znów wycofało się dwóch, którzy byli, ale znajdziemy nowych. Słyszę czasem opinię, że memoriał to samograj. To bzdury. Każdy memoriał kosztuje mnie i moich ludzi wiele nerwów. Proszę sobie wyobrazić, że przy organizacji turnieju pracują tylko cztery osoby, potem, na samym turnieju jest ich więcej. Nie ma już wolontariuszy, bo z wolontariuszy nie ma pożytku, potrafią odmówić współpracy w najważniejszym momencie. Teraz wszyscy dostają za swoją pracę wynagrodzenie i jestem pewien, że wykonują ją starannie.
Zdarza się, że drużyny, który przyjeżdżają na turniej mają jakieś specjalne wymagania?
JERZY MRÓZ: Jakichś wybujałych wymagań nie było. Jeśli są, to najczęściej dotyczą posiłków. Na przykład ekipa z Iranu nie jada wieprzowiny i trzeba tego przestrzegać. Generalnie zapewniamy im serwis najwyższej jakości, łącznie z kanapkami w autokarze, gdy na przykład muszą przebyć dłuższą drogę z lotniska. W tym roku przydarzyła nam się przygoda z Irańczykami. Jednemu z nich skończyła się wiza i trzeba było mu ją zorganizować. Moja pracownica pojechała do konsulatu i załatwiła tę wizę, choć było z tym sporo zachodu. Zawsze też proponujemy naszym gościom zwiedzanie okolicy, poznanie historii, ale zazwyczaj nie mają na to czasu.
Ma pan jakiś ulubiony zespół spośród tych, które gościły na turnieju?
JERZY MRÓZ: A powiem szczerze, że mam i nie zgadanie pani który. To Czesi, którzy gościli na memoriale dwukrotnie, w Bydgoszczy i Katowicach. Niezwykle ciepli, przyjaźni ludzie, a przy tym z ogromnym luzem i poczuciem humoru. Bardzo cieszyli się z tego, że puchary było szklane, bo mogli się z nich napić piwa. Dostałem nawet zaproszenie do czeskiej telewizji, przy okazji stulecia czeskiego związku siatkarskiego. Byłem zszokowany ich wiedzą o siatkówce, a rozmawialiśmy przez osiemdziesiąt minut.
Zapewne ma pan już w głowie pomysł na przyszły memoriał?
JERZY MRÓZ: Plany i pomysły mam i to sporo, ale ich realizacja będzie zależała od tego kto zakwalifikuje się na Igrzyska Olimpijskie w Rio, przede wszystkim Polacy muszą się zakwalifikować. Na pewno do końca września ustalimy termin i zaplanujemy inne szczegóły. Mogę powiedzieć, że są chętne miasta, ale rozmowy są utajnione i nie mogę na razie zdradzić szczegółów. Wystarczyło natomiast spojrzeć na trybuny w toruńskiej hali, kilku obserwatorów z różnych miast było.