Jochen Schops: sprawdzian aktualnej formy
Wicemistrzowie Polski - Asseco Resovia zmierzą się z brązowym medalistą Jastrzębskim Węglem w sobotnim hitowym pojedynku IV kolejki PlusLigi. W ub. sezonie rzeszowianie na pięć spotkań z Jastrzębskim Węglem (PlusLiga, Puchar Polski i Liga Mistrzów) wygrali tylko raz.
- W sobotę czeka was pojedynek z jednym z faworytów PlusLigi, który na początku sezonu ma swoje problemy…
- Myślę, że obydwie drużyny są na etapie zgrywania się i budowania zespołu na ten sezon. Wiemy, że jastrzębianie przyjadą do nas podrażnieni po porażce ze Skrą u siebie. Widać, że oni jeszcze potrzebują czasu, żeby grać skuteczniej. W ostatnich meczach brakowało im z pewnością mojego kolegi z reprezentacji Niemiec – Denisa Kaliberdy, który ma problemy z barkiem. Myślę, że klub nie chciał ryzykować jego zdrowia i dlatego Denis miał przerwę w grze. Nie wiem, czy będzie w stanie wystąpić w sobotnim meczu, ale na pewno byłby dużym wzmocnieniem Jastrzębia. Oprócz niego w zespole rywali pojawili się także inni nowi zawodnicy oraz trener i z pewnością ta drużyna potrzebuje jeszcze czasu, żeby się poznać i lepiej funkcjonować na boisku. My też nie gramy na najwyższym poziomie, dlatego dla obu zespołów będzie to sprawdzian aktualnej formy. Mam nadzieję, że naszym dodatkowym atutem będą kibice i dzięki nim lepiej wejdziemy w ten mecz.
- Po zeszłym sezonie, w którym przegraliście aż cztery pojedynki z Jastrzębiem, w tym dwa w Lidze Mistrzów, macie rachunki do wyrównania…
- Na pewno nie zabraknie nam motywacji. W takich spotkaniach zawsze jest dodatkowa mobilizacja, bo spotykają się ze sobą drużyny, które w ostatnich latach należą do czołówki w PlusLidze. Nasze ubiegłoroczne starcia miały oczywiście swoją dramaturgię, ale teraz oba zespoły mają nieco inne składy i zaczynamy naszą wzajemną konfrontację z czystym kontem. Uważam, że porażki z ubiegłego roku nie będą na nas w żaden sposób ciążyć. Natomiast jak w każdym pojedynku z mocnym rywalem, nikogo z nas nie trzeba będzie dodatkowo motywować.
- Jest pan gotowy do gry od pierwszej piłki? Widać, że jest pan w dobrej dyspozycji fizycznej…
- Myślę, że każdy z nas na treningach daje z siebie wszystko i chce pokazać trenerowi swoją gotowość do gry w meczach. To trener podejmuje decyzje na kogo z nas chce postawić w danym meczu. Biorąc pod uwagę nasz szeroki i wyrównany skład ważne jest, aby każdy z nas był przygotowany do gry nawet w takich trudnych sytuacjach, w jakiej znaleźliśmy się w meczu z Będzinem. Jeśli zdarzy się tak, że gra naszej wyjściowej szóstki nie funkcjonuje dobrze, to trener będzie chciał wykorzystać potencjał całego zespołu szukając tego optymalnego składu. Dlatego każdy z nas stara się być w jak najlepszej dyspozycji, żeby w razie potrzeby wyjść na boisko i pomóc zespołowi swoją dobrą grą.
- Dzięki temu, że na MŚ w Polsce nie grał pan zbyt wiele nie odczuwa pan zmęczenia, a raczek głód siatkówki?
- Rzeczywiście. Nie ma co ukrywać, że w reprezentacji grając przy takim atakującym , jakim jest Georg Grozer, zawsze będę w cieniu. Mam jednak ambicję gry w podstawowym składzie, czy to w drużynie narodowej, czy teraz w klubie. Ostatni nasz mecz z Będzinem pokazał, że jestem gotowy do skutecznej gry także wchodząc z ławki. Cieszę się, że mogłem pomóc drużynie i przyczynić się do wywalczenia kompletu punktów. Każdy z nas gra przecież dla zespołu i tak naprawdę to nie ma znaczenia, czy pełni się rolę podstawowego gracza, czy zmiennika. Zresztą w naszej drużynie te role będą cały czas zmienne, bo sezon jest długi, czeka nas sporo meczów i zapewne każdy z nas będzie miał sporo okazji do gry.
- Jeszcze nie tak dawno musiał pan przełknąć gorycz porażki swojej drużyny narodowej w półfinale MŚ w Polsce. Ostatnio negatywną niespodziankę sprawili niemieccy piłkarze przegrywając po raz pierwszy w historii pojedynek z reprezentacją Polski…
- Na szczęście nie jestem pasjonatem futbolu i prawdę mówiąc nawet nie oglądałem tego meczu. Widziałem natomiast fragmenty spotkania z Irlandią, które z tego co słyszałem miało podobny przebieg do pojedynku z Polską, bo Niemcy mieli przewagę w posiadaniu piłki, stworzyli więcej sytuacji, ale zabrakło im skuteczności i lepszego pomysłu na grę. Tak to już jednak bywa w sporcie, że tytuł mistrza świata nie daje gwarancji sukcesu w kolejnych meczach. Wręcz przeciwnie, każdy chce pokonać mistrzów świata i jest dodatkowo zmobilizowany na takie mecze. Jak dla mnie, nic wielkiego się nie stało. Wiem, że dla Polaków to było historyczne wydarzenie i po tym meczu koledzy z Resovii trochę sobie ze mnie żartowali. Nie przejąłem się jednak tymi docinkami, bo piłka nożna nie wyzwala we nie aż takich emocji.