Juniorzy silni, zwarci i gotowi
Na włoskim wybrzeżu temperatura rosła. I to nie tylko kwestia śródziemnomorskiego klimatu. W skromnej hali u wybrzeży Morza Liguryjskiego toczyła się walka o siatkarski mundial w kategorii juniorów. Niedzielne zwycięskie spotkanie Polaków nad gospodarzami 3:0 (25:19, 25:15, 25:19) zadecydowało, kto poleci do Indii.
Po dwóch dniach zmagań Polacy i Włosi mieli na koncie komplet punktów. Jednak gospodarze przez swoje sinusoidalne wahania o mało nie stracili oczka w potyczce z Rumunami. Pierwszy set wygrany do 20, potem przegrana do 21. Włosi miażdżą rywali do 12, ale zaraz Rumia wychodzi z dołka tryumfując do 14. Ostatecznie zwycięski tie break, w którym rumuńscy siatkarze polegli do 11.Chwilę wcześniej Polacy gładko pokonali Izrael. Nawet wysoka temperatura nie zagrzewała do dopingu. Toteż siatkarze o emocje postarali się w trzeciej – na szczęście wygranej do 23 – partii. Jednak tak naprawdę, wszystkie te spotkania i ich rezultaty w ostatecznym starciu nie liczyły się. – Na tym poziomie nie przykładałbym za bardzo uwagi do tego, co grają Włosi. Koncentrujemy się na tym, żeby nasi zawodnicy dobrze zagrali. Tylko to zagwarantuje nam zwycięstwo. Wszystko w ich rękach – stwierdza selekcjoner młodzieżowej kadry Stanisław Gościniak.
A żeby lepiej się zgrać i znaleźć optymalny skład potrzeba było paru eksperymentów. Turniej w Szczecinie, kilkudniowe zgrupowanie w Spale zakończone sparingami z Niemcami i wreszcie – krótkie spotkanie w Szczyrku. Tak wyglądał polski poligon doświadczalny. Trzeba było ponownie zgrać ze sobą zawodników, którzy przez rok albo nie widzieli się w ogóle, albo co najwyżej po przeciwnych stronach siatki. – Dwa pierwsze mecze – z Rumunią i Izraelem – były dla wszystkich szansą pokazania się. Cieszy waleczność zmienników, bo z ich pomocą wygraliśmy oba mecze 3:0 – chwalił selekcjoner.
Zgrywanie drużyny „na chybcika” nie jest problemem jedynie biało-czerwonych. Wcale nie mamy najgorzej. Młodzi Włosi w komplecie spotkali się na tydzień przed turniejem w La Spezii.
– To za mało czasu na zgranie! – żali się kapitan rywali, rozgrywający z polskimi korzeniami – Michele Baranowicz. – Najgorsze są kontuzje. Co roku mamy jakieś problemy zdrowotne. U was więcej zawodników gra w ekstraklasie, do tego w pierwszej szóstce. A przecież ogranie na najwyższym poziomie jest niezwykle ważne. We Włoszech bardzo ciężko jest wskoczyć do A1.
Zachowując całą polityczną poprawność Stanisław Gościniak stwierdza, że siły są porównywalne. I nie ma co się oglądać na wyniki turniejowych spotkań przeciwników. – Najważniejsze spotkanie dopiero przed nami. Nie będzie żadnego zaskoczenia. Znamy ich bardzo dobrze. Graliśmy z Włochami na mistrzostwach Europy w ubiegłym roku.
– Wtedy z wami przegraliśmy – wspomina Baranowicz. – Polacy mają bardzo dobrą obronę i świetnego rozgrywającego – Drzyzgę. To będzie bardzo ciężki mecz. Z Rumunią męczyliśmy się przez pięć setów, ale jutro jest nowy dzień.
Prognozy nie sprawdziły się do końca. Polacy zmiażdżyli rywali. Włosi prowadzili na początku pierwszego seta 7:4. W trzecim nasi stracili koncentrację i ich przewaga z 15:10 zmalała do 15:14. Stanisław Gościniak wziął czas. Po wznowieniu gry wszystko wróciło już do normy. - Gdyby były przydzielane nagrody indywidualne, to większość albo wszystkie otrzymaliby nasi zawodnicy - powiedział trener Polski. Powrót do listy