Jurij Gladyr o Polsce i Lokomotiwie Kijów
Środkowy J.W.Construction OSRAM AZS Politechniki Warszawskiej szybko zaskarbił sobie sympatię polskich fanów, którzy wybrali go do Meczu Gwiazd PlusLigi. Choć dziś broni barw stołecznego klubu, wciąż czujnie śledzi poczynania byłych kolegów z Lokomotiwu Kijów. W najbliższą środę będzie trzymał za nich kciuki podczas pojedynku z Jastrzębskim Węglem.
- Jestem zachwycony. Mam nadzieję, że równie zadowolona była publiczność, dla której zebraliśmy się w hali Arena Ursynów. Była zabawa, ale też i rywalizacja, bo w każdym siatkarzu, jak tylko zabrzmi gwizdek sędziego, siłą rzeczy rodzi się duch walki - mówił po Meczu Gwiazd Jurij Gladyr.
- Bardzo się cieszę, że kibicom podoba się moja gra i oddali na mnie swoje głosy w plebiscycie. Dzięki temu mogłem wziąć udział w tak wspaniałej inicjatywie i stanąć w jednym szeregu z największymi osobowościami polskiej siatkówki - dodał żałując, że nie było mu dane zagrać u boku Miguela Falaski.
24-letni zawodnik jeszcze rok temu bronił barw Lokomotiwu Kijów. W bieżącym sezonie, po raz pierwszy w karierze wybrał się na zagraniczny kontrakt i przyznaje, że decyzja o przeprowadzce do Warszawy była strzałem w "dziesiątkę". - Nie mogłem trafić lepiej. PlusLiga jest mocna, a rywalizacja coraz bardziej zacięta. Gram w bardzo dobrym, perspektywicznym zespole, wśród wspaniałych kolegów i siatkarzy. Dodatkowo, bardzo lubię Warszawę.
W kraju nad Wisłą najbardziej zaskoczyli go.... Polacy. Dlaczego? - Są dobrzy, życzliwi i bardzo często używają takich słów, jak "proszę, dziękuję, przepraszam". U nas, na Ukrainie słyszy się je znacznie rzadziej.
Kilka dni temu, przy okazji pobytu byłego klubu Gladyra na Śląsku, siatkarz miał okazję zamienić parę słów z rodakami. Rozmowa nie była jednak przyjemna.
- Niestety, kryzys gospodarczy dotarł już na Ukrainę i brutalnie odbił się na siatkarskiej rzeczywistości. Chłopcy nie dostają poborów od czterech miesięcy. Główny sponsor Lokomotiwu zbankrutował i klub został praktycznie bez dopływu gotówki. Na mecz do Polski, z braku środków przyjechali autokarem i po bardzo długiej i męczącej podróży, niemal z marszu weszli na boisko - zdradził zatroskany losem kolegów.
Lokomotiw gładko uległ Jastrzębskiemu Węglowi 0:3, zagrał słabo i nie zdołał zaprezentować swoich największych atutów.
- Rozmawiałem z nimi po tym spotkaniu, byli źli i rozczarowani, bo zagrali grubo poniżej swojego poziomu. Najbardziej narzekali na problemy z zagrywką - dodał były zawodnik Lokomotiwu, a obecnie jeden z filarów Politechniki Warszawskiej.
Przestrzegł jednocześnie, że w Kijowie, przed własną publicznością gospodarze będę zupełnie inną drużyną. Zdaniem Jurija Gladyra mistrz Ukrainy ma nawet szanse, by odrobić straty z pierwszego pojedynku. - To bardzo waleczny, ambitny zespół. Gdyby nie problemy natury psychologicznej, na pewno tak łatwo nie oddaliby meczu w Jastrzębiu. U siebie są groźni zwłaszcza w polu serwisowym. Zagrywka to najsilniejsza broń mojej dawnej drużyny.
Czym z kolei zawodnicy Jastrzębskiego Węgla mogą pokonać ukraińskich rywali?
- Tym, czym wygrali pierwszą konfrontację - skuteczną grą w obronie i na kontrach - stwierdził Gladyr. - No chyba, że zagrają tak słabo, jak podczas niedawnego spotkania w Warszawie.