Karol Kłos: nie pamiętam tak dobrych statystyk…
W 5. meczu fazy grupowej Ligi Mistrzów PGE Skra Bełchatów wygrała 3:0 z niezwyciężonym dotąd Lokomotiwem Nowosybirsk i zapewniła sobie awans do dalszych gier. - Charakter drużyny pozostał i bardzo cieszy to, że w trudnych sytuacjach nie pękamy - powiedział środkowy wicemistrzów Polski po wtorkowym, spektakularnym zwycięstwie.
PLUSLIGA.PL: 13 asów serwisowych na 12 błędów w tym elemencie - to wynik Skry Bełchatów w spotkaniu z Lokomotiwem Nowosybirsk. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak dobrze zagrywaliście…
KAROL KŁOS: Też nie pamiętam takich statystyk. Wiedziałem, że było dużo asów, ale nie spodziewałem się, że spisaliśmy się aż tak dobrze ( śmiech). Zagrywka otworzyła nam drogę do zwycięstwa, bo było też sporo trudnych serwów, po których rywale musieli grać wysoką piłką. Przed konfrontacją z Lokomotiwem nasz trener wspominał, że nie jest to ekipa, która gra jakąś kosmiczną siatkówkę, a wręcz stwierdził, że na wysokiej piłce grają podobnie jak my. I że nie jest to rywal pokroju Zenita Kazań, któremu wystarczy tylko mieć piłkę w górze i już jakoś sobie radzą.
Własna hala wam służy?
KAROL KŁOS: Nie ujmuję nic Łodzi, ale w naszej hali z pewnością lepiej nam się zagrywa, co pokazywaliśmy w PlusLidze, kiedy wypracowywaliśmy sobie przewagę dobrym serwisem. Choć nie zawsze tak było. We wtorek jednak decydujący był nie tylko serw, bo praktycznie w każdym elemencie dobrze się spisaliśmy. Taką jesteśmy drużyną - jeśli czujemy się mocni w polu serwisowym, zagrywka nam „siedzi”, to wtedy i w innych elementach gra nam się lepiej. Trzeba podkreślić, że w rewanżu z Lokomotiwem popełniliśmy bardzo mało głupich błędów, które wcześniej gdzieś tam się zdarzały - w dograniu piłki, obronie, asekuracji czy w ataku. We wtorek tego nie było.
Dobra gra była bardziej kwestią koncentracji czy motywacji?
KAROL KŁOS: Koncentracja była wysoka, bo przeciwnik był z najwyższej półki. Na pewno też była to kwestia motywacji. Nie bez znaczenia był fakt, że rywale praktycznie mieli już zapewnione pierwsze miejsce w grupie C i za bardzo nie obawiali się o wynik. Z tego, co słyszałem, byli w jakimś tournee i tak naprawdę, we wtorek wyglądali tak samo, jak my kiedy przyjechaliśmy do Nowosybirska. Oni teraz mają duże zagęszczenie spotkań, my mieliśmy wtedy, a dodatkowo pojechaliśmy tam tuż po Klubowych Mistrzostwach Świata. Wtedy oni wykorzystali naszą słabość, teraz my ich gorszy dzień.
Przede wszystkim, udało wam się wyeliminować Georga Grozera, który jest zdecydowanym liderem Rosjan.
KAROL KŁOS: W pierwszym secie świetną robotę wykonał Bartosz Bednorz, który dwukrotnie zatrzymał Grozera na siatce. Gdyby skończył tamte akcje, to na pewno z każdą kolejną nakręcałby się coraz bardziej, bo taki jest ten atakujący. A tak zdusiliśmy go w zarodku.
Na przestrzeni ostatnich lat Skra była taką drużyną, która jak tylko miała nóż na gardle, to zaczynała lepiej grać. Skład się zmienił dość gruntownie, ale charakter pozostał?
KAROL KŁOS: Charakter pozostał i bardzo cieszy to, że w trudnych sytuacjach nie pękamy. Naprawdę, we wtorek nie było stresu ani nerwów, graliśmy z przyjemnością to, co potrafimy najlepiej. Każdy z nas indywidualnie spisał się bardzo dobrze i dzięki temu cała drużyna też zaprezentowała się okazale. Życzyłbym sobie, żeby każdy nasz mecz tak wyglądał, ale wiem, że jest to niemożliwe, bo wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Gdybyśmy jednak do końca sezonu grali tak, jak przeciwko Rosjanom z Nowosybirska, to wszyscy byliby zadowoleni. Niestety, trzynastu asów w trzech setach nie serwuje się codziennie.
Tymczasem w waszej grze wciąż jest sporo wzlotów i upadków, przynajmniej tak było dotąd. Z czego to wynika?
KAROL KŁOS: Sezon jest ciężki, nie ma czasu na porządny trening. Niektóre zespoły, jak choćby Olsztyn, które nie grają w europejskich pucharach, mają czas żeby porządnie popracować i przygotowywać się do poszczególnych meczów na przykład przez cały tydzień. My tego komfortu nie mieliśmy właściwie od początku rozgrywek, bo graliśmy i gramy co cztery, pięć dni, czasami nawet częściej. Ale broń Boże, ja nie narzekam, bo lubię tak grać, chyba każdy lubi być w takim rytmie meczowym. Chociaż miałem jeden sezon w Bełchatowie, że cały tydzień pracowaliśmy na jeden mecz i wtedy wychodząc na boisko człowiek czuł się zupełnie inaczej - w stu procentach przygotowany do rywalizacji, a do tego z pełną siłą i energią. Czasami jednak jest tak, jak nam przydarzyło się ostatnio, że gra się po pięć setów i traci mnóstwo energii. Potem są tylko jakieś lekkie treningi i w efekcie wszystko nie wygląda tak dobrze, jak by się chciało.
Wygrana z Lokomotiwem i przegrana Francuzów w Moskwie sprawiły, że drzwi do II rundy LM otworzyły wam się bardzo szeroko…
KAROL KŁOS: Na pewno tak. Po pierwszych dwóch przegranych spotkaniach nasza sytuacja w grupie była ciężka, a teraz, gdy do swojego bilansu dopisaliśmy trzy zwycięstwa, jest znacznie lepiej i do Francji pojedziemy jeszcze bardziej zmotywowani. Trener powtarza nam na odprawach, że aktualnie każdy mecz jest dla nas jak finał. Jeden już wygraliśmy, we wtorek. Nowosybirsk nie przegrał wcześniej w Lidze Mistrzów, złamaliśmy ich jako pierwsi i to na pewno dodało nam skrzydeł. Teraz trzeba pojechać na ten drugi finał i dać z siebie wszystko.
Powrót do listy