Karol Kłos o swoim debiucie
Lepszego debiutu nie mógł sobie wymarzyć. Świetna gra Polaków, 2:0 w setach i pięć tysięcy gardeł dopingującyh biało - czerwoną drużynę. W końcówce trzeciej partii trener Castelanii posłał do walki, kolejnego po Pawle Zatorskim 19-latka. Debiut odbył się z malym falstartem, ale potem było już tylko dobrze.
- Pierwsza myśl? O Jezu, czy sobie poradzę? Ale to trwało ułamek sekundy, potem skupiałem się wyłącznie na tym, by się dobrze zaprezentować - powiedział tuż po zwycieskim spotkaniu Polska - Wenezuela Karol Kłos.
Miał zadebiutować już w drugiej odsłonie, ale w tumulcie wiwatującyh kibiców nie usłyszał wzywającego go Daniela Castellaniego. Wtedy przeżył największy stres. Później, gdy w końcu pojawił się na boisku, nerwy odeszły bardzo szybko. - Jak tylko wszedłem, chłopaki poklepali mnie po plecach, ochłonąłem i poczułem się jak ryba w wodzie.
Rzeczywiście, w poczynaniach młodego siatkarza nie było widać śladu debiutanckiej tremy. Może małe oszołomienie. Bo ten sprawiający wrażenie nieziemsko spokojnego człowieka chłopak, tuż po przekroczeniu białej linii zaminił się w wulkan energii. - Tak jest zawsze. Jak tyko włączam się w grę staję się innym człowiekiem - bardziej energicznym, żywiołowym, staram się pobudzać samego siebie i kolegów - wyznał.
- To wspaniałę uczucie, szczególnie jak kończy się debiut z jakimś dorobkiem punktowym - małym, ale zawsze. Nawet gdybym zdobył jeden symboliczny punkcik, to też byłbym zadowolony. Bardzo chciałem dzisiaj zagrać i naparawdę brakuje słów, by wyrazić jak się cieszę - dodał skromnie, przywołując w pamięci czasy, gdy jako małe dziecko z wypiekami na twarzy siedział przed telewizorem, śledził poczynania reprezentacji i marzył, że kiedyś to on będzie głównym aktorem zdarzeń na boisku.- Teraz sam mogłem stanąć przed tym tlumem i walczyć w biało-czerwonych barwach. Jest pięknie.
Pierwszy krok w kadrze seniorów został postawiony - bardzo pewnie i z niezłym skutkiem. Chrzest bojowy, w przeiwieństwie do debiutującego tydzień wcześniej w rywalizacji z Brazylią Pawła Zatorksiego, był niezwykle spokojny i szczęślwy. Czy równie spokojne było wejście młodzieży w szeregi tej starszej i bardziej doświadczonej części kadry Castellaniego? Czy Bąkiewicz, Ignaczak, Kadziewicz przygotoali najmłodszym "orzełkom" wewnętrzne otrzęsiny?
- No właśnie je przechodzę - rzucił żartem Karol Kłos taszcząc do szatni dresy kolegów. - Starsi kadrowicze przyjęli mnie bardzo miło, nie było żadnego chrztu, przynajmniej na razie - dodał już poważnie.