Karol Kłos: przegrany odchodzi z niczym
PGE Skra po dwóch zwycięstwach nad Asseco Resovią wyrównała ćwierćfinałową rywalizację play-off. Bełchatowianie wyszli z nie lada opresji i w dobrych nastrojach pojechali do Rzeszowa na poniedziałkowy pojedynek o być albo nie być.
- Byliśmy już na krawędzi i można powiedzieć, że wróciliśmy z dalekiej podróży - mówi KAROL KŁOS, środkowy PGE Skry Bełchatów. - Wszyscy dokoła określają to co się wydarzyło - nasza ucieczką spod topora. Strasznie się cieszymy bo przegrywaliśmy 0-2 i w trzecim meczu 0-2. To niedzielne zwycięstwo trochę nas podbudowało i kolokwialnie mówiąc poczuliśmy krew. W czwartym meczu grało się nam już troszeczkę luźniej i lepiej i jedziemy teraz do Rzeszowa. Bardzo chcieliśmy doprowadzić do piątego meczu. Mało kto stawiał, że wrócimy do Rzeszowa, a jednak się udało.
- Czy wierzył pan, że pokonacie dwukrotnie Asseco Resovię w Bełchatowie? Rywale mieli bowiem sporą zaliczę i psychiczny komfort.
- Szczerze mówiąc to nie myślałem, że się nam to uda. Liczyłem że wygramy w niedzielę, ale jak już zwyciężyliśmy w tym trzecim pojedynku to w kolejnym wszystko było możliwe. Być może właśnie te dwa zwycięstwa i pewność siebie troszeczkę uśpiło rywala. My poszliśmy za ciosem i jedziemy do Rzeszowa gdzie w poniedziałek decydujący mecz. Pojawił się uśmiech na naszych twarzach i nastroje zdecydowanie są lepsze niż były.
- Macie w tej ćwierćfinałowej rywalizacji asa atutowego, którym jest serbski atakujący Aleksandar Atansijević...
- Aleks wspaniale gra i bardzo nas to cieszy, bo bez niego było by bardzo trudno. To jednak cała drużyna walczyła, a Aleks kończył te najważniejsze piłki.
- Co może być decydujące w tym poniedziałkowym meczu?
- To będzie wielka gra nerwów i kto ją wytrzyma ten wygra ten play-off. Dla kibiców to jest wspaniała gratka taki piąty pojedynek. Zresztą eksperci typowali, że tak to może się skończyć. Na pewno bardzo ważna będzie też wola walki i nie poddawanie się do ostatniego punktu, seta tak jak myśmy to zrobili w meczu numer trzy.
- Czy tej rywalizacji towarzyszy podobna adrenalina jak w ub. finale o złoto?
- Adrenalina jest jeszcze większa bo naprawdę jest znacznie więcej do stracenia niż w ub. finale. Tam można było pocieszać się tym srebrem, a tutaj odchodzi z niczym. Zresztą tamten srebrny medal dla mnie nie bo gram od nie dawana, ale dla chłopaków po tylu latach grania i powiedzmy łatwego wygrywania finałów było jakimś tam zaskoczeniem. Teraz te mecze są dużo ciekawsze niż finałowe w ub. sezonie i to na pewno cieszy kibiców.
- Do tej pory były dwa tie-breaki i dwa pojedynki czterosetowe. Czego zatem można spodziewać się w poniedziałek?
- Tie-breaka (śmiech). Oby jednak nie bo to jest olbrzymia loteria, choć gz drugiej strony jak zakończony naszym zwycięstwem to czemu nie. Zobaczymy jak to się potoczy, bo w takim pojedynku wszystko jest możliwe.