Kolejny tie break w rywalizacji jastrzębsko - bydgoskiej
Jastrzębski Węgiel pokonał Delectę Bydgoszcz 3:2 (26:28, 22:25, 25:20, 26:24, 16:14) w trzecim meczu play off o miejsca 1-8. W rywalizacji do trzech zwycięstw prowadzi JW 2-1. MVP Michał Łasko.
Pojedynek w Jastrzębiu obfitował we wszystko to, co w siatkówce jest najpiękniejsze - dramatyczne zwroty akcji, walkę na niezłym poziomie i emocje sięgające zenitu. Po jego zakończeniu zwycięscy gospodarze cieszyli się tak mocno, jakby już zdobyli ligowe złoto.
A powodów do radości mieli co najmniej kilka. Po pierwsze, Michał Łasko, bezdyskusyjnie najlepszy gracz meczu powrócił do wysokiej formy sprzed kontuzji. Przy 46 atakach osiągnął 54% skuteczności, ale co najważniejsze, nie mylił się w kluczowych momentach setów. Po drugie, bardzo dobry pojedynek zagrali Michał Kubiak i Rob Bontje - siatkarze, którzy przez sporą część sezonu spisywali się grubo poniżej oczekiwań. I po trzecie wreszcie, jastrzębianie prowadzą w I rundzie play off 2:1 i w czwartek staną przed szansą zakończenia rywalizacji.
Jeśli coś może martwić jastrzębskich fanów, to fakt, że zespół po raz kolejny rozpoczął mecz od straty dwóch setów. Kapitan śląskiej ekipy, pytany o przyczyny takiego obrotu sprawy, skwitował: - Znam taką zasadę i myślę, że wszyscy ją znają, że zwycięzców się nie sądzi. Ponownie wygraliśmy spotkanie, wcześniej przegrywając 0:2. To jest ważne i z tego się cieszymy.
W skrajnie odmiennym nastroju był po pojedynku trener Piotr Makowski, który miał w końcówce tie breaka wiele uwag do sędziów. - Czuję się trochę oszukany, lecz taki jest sport - oznajmił. Ale pretensje jego gracze powinni mieć przede wszystkim do siebie. Drugi raz pod rząd, prowadząc 2:0 nie wykorzystali szansy i nie postawili kropki nad "i".
Trzy spośród pięciu setów konfrontacji w Jastrzębiu rozstrzygały się na przewagi. W pierwszym goście z Bydgoszczy, choć rozpoczęli od prowadzenia 1:5 pozwolili gospodarzom wyrównać bilans punktów (12:12), a nawet, po podwójnym bloku na Stephane Antidze, wyjść na prowadzenie 23:21.Jednak w decydujących o losie seta piłkach siatkarze Delecty doskonale odczytywali pomysły Vinhedo i dwukrotnie powstrzymali ataki jastrzębian ze skrzydeł, wygrywając do 24.
Drugą odsłonę to miejscowi zaczęli lepiej, prowadząc 4:1. Szybko jednak roztrwonili przewagę i znów rozpoczęła się zażarta walka punkt za punkt, która trwała do stanu po 21. Wtedy przyjezdni zdobyli trzy oczka pod rząd i chwilę później mogli cieszyć się z prowadzenia 2:0. Trzecią część spotkania zagrywką rozpoczął Russell Holmes, celując Marcina Wikę. To posunięcie okazało się strzałem w dziesiątkę, bo bydgoski przyjmujący kompletnie nie radził sobie z odbiorem - 6:2. Do tego miał spore problemy z kończeniem ataków (po dwóch setach zerowa skuteczność) i trener Makowski musiał sięgnąć po Fina Siltalę. Ten jednak nie wpłynął na jakąkolwiek poprawę jakości gry Delecty i w końcówce trzeciej partii znów usiadł na ławce. Reszta bydgoskich siatkarzy też przeżywała mały kryzys, zachowywali się momentami jakby tracili wiarę w końcowy sukces.
Za to jastrzębianie zaczęli grać jak natchnieni. Im dłużej trwał mecz, tym więcej ochoty do gry i energii wykazywali. W 3. secie rozprawili się z rywalami do 20., a w czwartym, trochę na własne życzenie (problemy z przyjęciem) rozstrzygnęli wynik na przewagi - 26:24.
W tie breaku ożywili się także gracze z Bydgoszczy i widowisko nabrało jeszcze wyraźniejszych kolorów. Niemal każda akcja wzbudzała podziw widowni, a zaangażowanie i waleczność obydwu ekip godne były podziwu. Bydgoszczanie przegrali minimalnie, zawiódł ten element, z którym w całym meczu mieli najwięcej problemów - przyjęcie. Przy wyniku 15:14 Wika przyjął serwis na drugą stronę, a Michał Kubiak huknął z przechodzącej jak z armaty. Przebieg rywalizacji doskonale podsumował szkoleniowiec JW Lorenzo Bernardi.
- Grać przeciwko Bydgoszczy to wielka gratka. Gratuluję trenerowi Makowskiemu, że potrafił tak wspaniale przygotować swoją drużynę. To jest moja mentalność i moja filozofia siatkówki. Gratuluję też moim zawodnikom, bo pokazali, że nie tak łatwo nas "dobić". Nie możemy jednak zapomnieć, że jutro czeka nas kolejny ciężki bój.