Koniec resoviackiej ery Łukasza Perłowskiego
Czternaście lat w jednym klubie? W dobie wolnego rynku i wszechobecnej pogoni za kasą brzmi to nieprawdopodobnie. A jednak są siatkarze przez całą karierę wierni jednej drużynie.
Łukasz Perłowski wciąż jeszcze jest w Pluslidze najdłużej nieprzerwanie grającym siatkarzem w jednym klubie. Z Resovią związany jest od 2002 roku, a miniony sezon był dla niego czternastym w karierze i niestety ostatnim… Inny z rekordzistów Mariusz Wlazły może pochwalić się 13 letnim „związkiem” z PGE Skrą Bełchatów, który będzie trwać nadal.
Łukasz Perłowski z klubem z Rzeszowa przez 14 lat przeszedł wszystkie szczeble rozgrywek w drodze do Plusligi (kiedyś PLS), a zaczynał od występów w II-ligowym zespole. – To był 2002 rok. Pamiętam jak na wakacjach grałem z chłopakami w piłkę na boisku obok bloku i nagle pojawił się Boguś Włodyka (ówczesny zawodnik Resovii wywodzący się ze Strzyżowa - przyp. red) z informacją, że mam się stawić na treningi do Rzeszowa. Pojechałem, potrenowałem kilka razy, później przeszedłem obóz przygotowawczy z zespołem i zostałem w drużynie do dziś – wspomina Perłowski, wychowanek Wisłoka Strzyżów, który w Rzeszowie postrzegany jest jednak zawsze jako ten swój.
- Jak przyszedłem do Resovii, to trenerem był Andrzej Kowal i można powiedzieć, że trzymał pieczę nade mną. To on przeprowadził mnie przez te 14 lat w Resovii – mówi Perłowski, który jednak pierwsze treningi w zespole z Rzeszowa przeprowadzał pod okiem Marka Karbarza, bowiem Andrzej Kowal przebywał w USA.
- To było dla mnie duże przeżycie załapanie się do drużyny, gdzie było kilku zawodników z stażem z Serii B, czy nawet A. Ja gdzieś tam w III lidze bawiłem się w siatkówkę, a tu taki awans do drużyny, która miała aspiracje awansu. Początkowo trenowałem tylko trzy razy w tygodniu. To była klasa maturalna i musiałem przyłożyć się do nauki - wspomina Perłowski, który pierwszą wypłatę przeznaczył na opłacenie środków lokomocji. - Zapłaciłem Bogusiowi Włodyce, choć on nie chciał brać pieniędzy za paliwo, bo dojeżdżałem w z nim do Rzeszowa w jedną stronę, natomiast wracałem już autobusem i spora część kasy poszła na bilety. Treningi kończyliśmy o godz. 20, a piętnaście minut później musiałem być już na dworcu. Zawsze z końcówki treningu zwalniał mnie Andrzej i biegiem z ROSiR-u zasuwałem na autobus.
Z sezonu na sezon zespół piął się w górę. W 2003 roku z trenerem Janem Suchem Resovia grała w Radomiu w turnieju barażowym o awans do PLS (jednym z rywali był zespół SPS Automark Zduńska Wola z Mariuszem Wlazlym – przyp. red), ale wówczas nie udało się awansować. Rok później po finałowych meczach z Radlinem zespół już był w ekstraklasie. Perłowski przyznaje, że pod względem organizacyjnym Resovia wówczas dopiero zaczynała budowę profesjonalnego klubu. - Trochę to wyglądało jak jakaś rekreacja, bo każdy z nas trenował w swoich prywatnych, różnych koszulkach. Z rzadka zdarzały się odżywki, głównie była tylko woda. Dopiero od czasów trenera Travicy to się zmieniło i zostało do dziś, ale kiedyś było bardzo ubogo jak się popatrzy na to, co mamy obecnie do dyspozycji.
Prze te 14 lat kontuzje nie oszczędzały Perłowskiego, a najbardziej dokuczał mu uraz barku. Były już środkowy Asseco Resovii miał też problemy z biodrem i podczas jednej z konsultacji lekarskich usłyszał, że powinien zakończyć uprawianie sportu. - Po prostu założyli najgorszy scenariusz, że jak jest zmiana na chrząstce stawowej, to już się nie da z tym nic zrobić, bo jak się coś z chrząstki usunie, to ona już nie odrośnie. Na szczęście tak się nie stało i było to tylko sprawa przeciążeniowa – wyjaśnia Perłowski, który prze kontuzje nie mógł w pełni pokazać się w reprezentacji.
Pierwsze powołanie dostał od trenera Raula Lozano w 2006 roku i wówczas z rozgrywającym ekipy z Rzeszowa - Grzegorzem Pilarzem stawił się na zgrupowaniu w Spale. – To był dla mnie jako 22-latka szok, trema, ale też olbrzymie wyróżnienie. Później reprezentacja, z którą trenowałem, zdobyła srebro na MŚ w Japonii. Miałem też powołanie od trenera Daniela Castellaniego, ale kontuzja wówczas pokrzyżowała plany – wspomina 32-letni zawodnik, którzy prze te wszystkie sezony gry w Rzeszowie pracował z trzema trenerami: Andrzejem Kowalem, Janem Suchem i Ljubo Travicą. – Od każdego czegoś się nauczyłem. Po awansie do ekstraklasy nie brakowało katorżniczych treningów, biegania po schodkach hali na Podpromiu, czy wyjazdów na legendarne już obozy do Zakopanego. U każdego z trenerów w okresie przygotowawczym bardzo mocno się zasuwało – wspomina Perłowski, który przez 14 lat gry w Resovii zdobył m.in. trzy mistrzowskie tytułu, trzy srebrne i dwa brązowe medale.
To w Rzeszowie skończył studia na Politechnice Rzeszowskiej na kierunku - zarządzanie inżynierią produkcji ze specjalizacją zarządzanie logistyczne, tu założył rodzinę i wydawało się, że chociaż ostatnio bardzo rzadko gościł na boisku, to przynajmniej pogra jeszcze sezon śrubując swój rekord. Co roku mimo dużych zmian Perłowski zawsze był w tym samym miejscu w szatni na Podpromiu. Najwyraźniej przyszła jednak pora i na niego. Mimo ważnego kontraktu władze Asseco Resovii i sztab szkoleniowy podjęli decyzję, że Łukasza Perłowskiego kibice nie zobaczą już w barwach klubu z Rzeszowa. Najprawdopodobniej zagra w… Szczecinie.
SIATKARZE NAJDŁUŻEJ ZWIĄZANI Z JEDNYM KLUBEM
14 sezonów
Łukasz PERŁOWSKI (Asseco Resovia)
2002/2003-2015/2016
13 sezonów
Mariusz WLAZŁY (PGE Skra)
Od 2003/2004
9 sezonów
Krzysztof IGNACZAK (Asseco Resovia)
2007/2008-2015/2016
Wojciech GRZYB (AZS Olsztyn)
2000/2001 – 2008/2009
8 sezonów
Paweł RUSEK (Jastrzębski Węgiel)
2004/2005 – 2011/2012
7 sezonów
Olieg ACHREM (Asseco Resovia)
2009/2010 – 2015/2016
Daniel PLIŃSKI (PGE SKRA Bełchatów)
2007/2008 – 2013/2014
Grzegorz PILARZ (ZAKSA Kędzierzyn-Koźle)
2007/2008 – 2013/2014
Dominik WITCZAK (ZAKSA Kędzierzyn-Koźle)
2008/2009 – 2014/2015