Konrad Piechocki: będziemy bili o najwyższe cele
- Nie będzie decydowało to, że masz wypisane "mistrz świata" na plecach czy na czole, tylko forma i umiejętność koncentracji w danym meczu. Każdy mecz to oddzielna historia i myślę, że ten zespół ma tego świadomość i ta mobilizacja będzie, zwłaszcza na te kluczowe mecze. Życie toczy się dalej i każdą wygraną będziemy musieli ciężko wywalczyć na boisku - mówi prezes PGE Skry Bełchatów Konrad Piechocki. Więcej w serwisie skra.pl
- Jesteśmy u progu nowego sezonu. Czego możemy oczekiwać po drużynie PGE Skry Bełchatów?
Konrad Piechocki: Trudno jednoznacznie powiedzieć. Patrząc jednak na zespół myślę, że będziemy się bili o najwyższe cele. Na pewno czeka nas bardzo ciężki sezon. Za nami piękny i spektakularny sukces, czyli mistrzostwo świata. W głównej mierze trzon tego zespołu stanowili zawodnicy PGE Skry Bełchatów i teraz są też tego określone koszty. Mamy bowiem problemy ze zdrowiem tych zawodników, którzy byli bardzo obciążeni tym turniejem. Wierzę jednak w to, że to wszystko się unormuje. Mamy bardzo szeroką i wyrównaną 14 osobową kadrę. Liga została poszerzona, a przecież dochodzi nam jeszcze Liga Mistrzów, więc naprawdę przed nami bardzo ciężki czas. Praktycznie będziemy grali systemem środa-sobota, będzie zatem mało jednostek treningowych i wypoczynku. Mamy jednak szeroki skład i myślę, że sztab szkoleniowy i medyczny w umiejętny sposób będą dozować te wysiłki zawodnikom i przejdziemy przez sezon. Mówię o tym tak dużo, bo to jest kluczowa sprawa. Jeżeli zdrowie będzie nam dopisywało to myślę, że potencjał tej grupy jest na tyle duży, że będziemy walczyli o jak najwyższe cele.
- Klub będzie dmuchał i chuchał na Mariusza Wlazłego? To nie jest maszyna, a ma za sobą morderczy sezon.
- Na pewno tak. Myślę, że trener ma to na uwadze. Mamy przecież bardzo perspektywicznego zawodnika Maćka Muzaja, który w tym sezonie powinien dostać swoje szanse w wielu spotkaniach ligowych, aby po prostu oszczędzić Mariusza. Cały ubiegły sezon Wlazły grał sam, bo wobec kontuzji Muzaja nie miał żadnego zmiennika. Za nim był bardzo ciężki sezon ligowy, a przecież doszły jeszcze obciążenia związane z mistrzostwami świata. Trenerzy na pewno będą go umiejętnie oszczędzali i dadzą mu odpocząć w kilku spotkaniach.
- Przed nowym sezonem doszło do kilku zmian w drużynie. Może uchyli Pan rąbka tajemnicy i powie, którego zawodnika było najtrudniej sprowadzić?
- Myślę, że nie było takiej sytuacji, abyśmy mieli jakieś problemy, żeby sprowadzić zawodnika. Lisinac był naszym zawodnikiem, który przebywał na wypożyczeniu, więc te rozmowy nie były trudne. Wprawdzie pojawiła się dla niego kolejna propozycja wypożyczenia, ale nie było o czym rozmawiać, kiedy podjęliśmy decyzję o jego powrocie do Bełchatowa. Co do pozostałych graczy to też nie były to jakieś skomplikowane negocjacje. Marechal był wolnym zawodnikiem, podobnie Tille. Kacper wraca z wypożyczenia z Częstochowy.
- Zostaje nam jeszcze Michał Winiarski...
- Tutaj sytuacja była na tyle bardziej skomplikowana, że nie byliśmy stroną w tych negocjacjach. Michał miał jeszcze ważny kontrakt w Rosji i w zasadzie wszystko zależało od tego w jaki sposób, i czy w ogóle ten kontrakt zostanie rozwiązany. W momencie kiedy Michał odchodził od nas mieliśmy w kontrakcie zapis, że jeżeli chodzi o jego powrót do Polski, to może wrócić tylko do Bełchatowa. Kiedy rozwiązał kontrakt w Rosji z automatu stał się naszym zawodnikiem. Co do jego roli w drużynie to myślę, że będzie bardzo kluczowa. Jest to zawodnik niezwykle doświadczony, biorąc pod uwagę pozycję libero i zastąpienie w tej chwili młodego, ale już doświadczonego Zatorskiego. Michał to dla nas taki fundament najbardziej istotnego elementu w siatkówce, czyli przyjęcia.