Krótka piłka: Dominik Witczak
W ubiegłym roku Dominik Witczak wywalczył z Damianem Lisieckim mistrzostwo Polski w siatkówce plażowej. W tym sezonie rywalizację zakończyli ze srebrnym medalem… Po plaży przyszedł czas na halę i już od miesiąca przygotowuje się z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle do zbliżającego się sezonu. Jednak co robiłby Dominik gdyby nie trenował siatkówki? Raczej spędzałby więcej czasu w kuchni, bo jak mówi uwielbia gotować i ponoć dobrze mu to wychodzi.
PlusLiga: Przed wykonaniem ważnej zagrywki…
Dominik Witczak: Koncentruję się i nie kombinuję… Zawsze jest tak, że jak się próbuje zrobić coś innego niż zazwyczaj to zagrywa się w siatkę albo w aut. Nawet do ważnej zagrywki trzeba podejść jak do każdej innej. Po prostu staram się to zrobić naturalnie tak samo jak na treningach czy meczach i wtedy to wychodzi najlepiej.
- Siatkarski rytuał…
- Nie mam żadnego… Nawet przed wyjściem na mecz nie robię nic specjalnego może tylko staram się nie zapomnieć niczego. (śmiech) Parę razy w przeszłości zdarzało mi się, że nie zabrałem ze sobą butów czy spodenek i musiałem szybko jechać do domu. Teraz przed meczem robię wszystko jak przed treningiem. Wiadomo wtedy jest tylko inna adrenalina.
- Najtrudniejszy element siatkarski…
- Mam ich dwa: blok i obronę, a w szczególności to drugie. Uważam, że właśnie z tymi elementami mam największe problemy pomimo tego, że gram w siatkówkę plażową. Tam wyglądają one trochę inaczej niż na hali i dlatego ciężko jest mi się „przestawić” z piasku na salę. W plażówce blok polega na szukaniu piłki, a na meczu siatkówki halowej nie zawsze to przynosi efekt. Obrona też jest inna, dlatego nadal uważam, że są to dwa inne sporty. To co na piasku wychodzi dobrze, nie zawsze musi też dobrze wychodzić na sali.
- Gdy przegrywam mecz….
- To zależy od tego jak przegrywam ten mecz… Jeżeli przegrana jest przez brak koncentracji czy przez coś do czego nie do końca dobrze się przyłożyłem to przychodzi złość na samego siebie i w następnym spotkaniu staram się tego nie powtarzać. Jeżeli natomiast przegram, ale wiem, że zrobiłem to co należy i po prostu się nie udało, bo przeciwnik okazał się lepszy to jest to do „przełknięcia”. To jest sport i tak samo jak człowiek cieszy się z wygranej, tak samo trzeba pogodzić się z przegraną.
- Jeśli nie siatka to…
- Chyba mógłbym być kucharzem. Bardzo lubię gotować. Ponoć smaczne wychodzą mi żeberka w ciemnym sosie. Potrafię też przygotować parę specjałów na grillu czy jakieś naleśniki z kurczakiem, pieczarkami. Jest parę potraw, na które znajomi z chęcią przychodzą.
- Kobieta…
- Mam to szczęście, że tą najważniejszą w życiu już mam. Jesteśmy ze sobą dość długo, a niedawno się pobraliśmy. Miało się rodzinę, a teraz zakłada się nową i zawsze człowiek zaczyna od tej kobiety. Dla mnie taką najważniejszą osobą w życiu jest Ania (Woźniakowska przy. redakcja), z którą teraz będę planował wspólną przyszłość. W sumie to od kiedy ją poznałem robimy wszystko pod tym kątem, żeby kiedyś mieć trochę spokoju, trochę więcej czasu dla siebie, dla rodziny. Na razie mamy z nim dużo problemów, bo Ania dziś rozpoczęła mistrzostwa Europy i całe te przygotowania uniemożliwiały nam częste widywanie. W przyszłym roku na pewno będziemy chcieli coś zmienić, żeby jednak spotykać się częściej. Już teraz planowaliśmy, żeby kontrakty podpisać bliżej siebie, niestety nie udało się i jesteśmy dalej - ja zostałem w Kędzierzynie, a Ania będzie grała w Muszynie. Jest to daleko, ale będziemy się starali jakoś z tym poradzić.
- Gdybym miał znów 13 lat…
- Zacząłbym trenować siatkówkę, a tak zacząłem to robić dopiero w wieku 18 lat i to przez przypadek. Gdybym natomiast wiedział wcześniej, że siatkówka daje takie możliwości, że można trenować, grać i zarabiać to nie ma co ukrywać, że zacząłbym robić to wcześniej. Nie przypuszczałem, że dzięki temu można utrzymać rodzinę, opłacić rachunki i normalnie żyć.
- Moja słabość…
- Jedzenie… Bardzo lubię czasami sobie podjeść. Mam trochę problemy z wagą i muszę się cały czas pilnować, a zrzucenie każdego kilograma wiąże się dla mnie z wylaniem dość dużej ilości potu. Wieczorem, zwłaszcza w Kędzierzynie bardzo mnie kusi żeby coś ugotować. Przyjąłem taki system żeby jednak nie było za dużo jedzenia w domu, bo ubywa mi go za szybko. Najbardziej lubię jeść mięso, szczególnie przyrządzone na grillu, jakąś kaszankę, karkówkę.
- Nie wierzę w…
- Przesądy… Staram się też nie wierzyć w rytuały. Wychodzę z założenia, że na wszystko ma się wpływ. Bawi mnie czasami jak ktoś opowiada, że zakłada zawsze tą samą koszulkę pod spód, w której wygrał mecz. Mamy kolegów na plaży, w sumie sam nawet kiedyś tak robiłem, że jak się dostało nową koszulkę to i tak grało się w tej starej do pierwszej porażki.
- Na bezludną wyspę zabrałbym…
-Żonę, dużo jedzenia, gry i dużo kremu do opalania. (śmiech) Zabrałbym też telewizor, bo bardzo lubię oglądać filmy. Szczególnie tu w Kędzierzynie, bo nie ma co ukrywać, że tego czasu między treningami mamy sporo i przerabiamy tych filmów mnóstwo. W końcu jakąś rozrywkę musimy sobie znaleźć.