Krótka piłka: Marcin Nowak
Marcin Gortat to największa, bo jedyna polska gwiazda w najlepszej koszykarskiej lidze świata NBA. Ale gdyby ok. 27 lat temu jeden z siatkarzy powiedziałby „yes” na zakusy amerykańskiego skauta, mielibyśmy Marcinów dwóch. Bo 215 cm nie codziennie wpisują w dowód. Jednak ze Stanami łączą go już tylko… samochody. W jego garażu żaden nie wystoi dłużej niż 2 lata. Nieważne, czy to BWM, czy Mustang Shelby. A on to nowy nabytek Siatkarza Wieluń – Marcin Nowak.
PlusLiga: Przed wykonaniem ważnej zagrywki…
Marcin Nowak: Człowiek nie powinien zaprzątać sobie głowy tym, czy zepsuje czy nie. Powinien być pewien, że umie dobrze zaserwować. Wiadomo, że w czasie meczu są różne myśli. Kiedy jeden, dwóch chłopaków przed tobą popsuje serwis, mówisz sobie, że ty musisz przebić. Wtedy już ręka może trochę zadrżeć. Ale warto ryzykować. Na boisku powinno być dwóch – trzech zawodników, którzy mają wolną rękę od trenera. Jeśli oczywiście wcześniej udowodnili, że potrafią uderzyć na maksa.
- Siatkarski rytuał…
- Mam tylko pewne przyzwyczajenia przy zagrywce. Często je zmieniam, kombinuję coś. W tym roku mam już chyba trzeci sposób serwowania. Mimo tego, że człowiek ma już tyle lat, to zawsze czegoś może się jeszcze nauczyć. No i wiadomo – jak chyba każdy piję kawę. Taką słabą, żeby tylko poczuć ten smak.
- Najtrudniejszy element siatkarski…
- Dodatkowe czucie, zmysły, przewidywanie. Taka boiskowa rutyna. One przychodzą z czasem. U niektórych wcześniej, u niektórych później. Oprócz tego, że ćwiczy się jakiś element, trzeba „włożyć” w to wszystko dużo głowy. Żeby wszystko się zgrało i przyniosło takie efekty, jakby się chciało.
- Gdy przegrywam mecz….
- Kiedyś – nieważne na jakim szczeblu, bardzo przeżywałem każdą porażkę. Teraz jestem już spokojniejszy. Wiadomo, przegrana boli. Zwłaszcza jeśli czuję, że ja jakoś szczególnie zawiniłem. Nigdy nie przechodziłem od razu do porządku dziennego. Zawsze rozmyślam o tym, co się złego stało na boisku. Żona była zła, że nigdy nie potrafiłem jej powiedzieć co mnie gryzie. Ale ja sam sobie z tym radzę. Jestem zamknięty w sobie, jeśli chodzi o siatkówkę. Mało z kim się dzielę moimi problemami w tym temacie.
- Jeśli nie siatka to…
- Kiedyś myślałem, że byłbym kierowcą. Nie pamiętam, czy kierowcą samochodów ciężarowych czy rajdowym. Będąc młodym człowiekiem ma się różne myśli. Jednak takie warunki fizyczne jakie miałem popchnęły mnie w stronę sportu. I całe szczęście, bo w jakiś tam sposób się spełniłem.
- Nie wierzę w…
- Zabobony i przesądy. Ludzie coś sobie wymyślają, a potem sami się tego boją. To tylko jakaś fantazja. Nie ma co się zamartwiać i myśleć o czymś, co cię bezpośrednio nie dotyczy. Trzeba żyć z dnia na dzień.
- Kobieta…
- Jest jedna. Izabela. I choć nie wiem co by się działo złego, to nie zamienię jej na żadną inną. Już 9 lat jesteśmy małżeństwem. 14 lat mieszkamy razem. I oby tak było do końca życia.
- Gdybym miał znów 13 lat…
Pewnie grałbym w siatkówkę. W rzeczywistości zacząłem mając 15 lat. Ale gdybym pograł te 2 lata więcej, to to doświadczenie pewnie zrobiłoby ze mnie lepszego siatkarza niż byłem. Chociaż miałem propozycję grania w koszykówkę w Stanach, w lidze uniwersyteckiej. Namawiano mnie, żeby rzucił wszystko i tam pojechał. Obiecywano, że będę najlepszy. Ale wtedy siatkówka wiele dla mnie znaczyła i nie chciałem jej zostawić. Koszykówka nigdy mi się nie podobała. Poza NBA, gdzie rzeczywiście wygląda to super. To mogłoby mnie skłonić do zmiany. Ale byłem jeszcze za młody, żeby podjąć taka decyzję. Miałem ok. 17 – 18 lat, od dwóch, trzech sezonów grałem w reprezentacji. Jakiś agent ze stanów zobaczył mnie w Warszawie na treningu. Powiedział, że mam super warunki, dobrą koordynację ruchową. Nie zawsze idzie to w parze z dużym wzrostem. U mnie podobno jest z tym dobrze.
- Moja słabość…
- Nie potrafię się zatrzymać przy jednym samochodzie. A miałem dopiero ok. 24 lat, kiedy zrobiłem prawo jazdy. Od tego czasu zmieniłem samochód już tyle razy... Zawsze przewiną się ze dwa nowe auta w ciągu roku. Jeden zawsze zostawiam i jeden albo i więcej nowych dokładam. Dłużej niż dwa – trzy lata żaden nie wystoi. To już maksimum. Nie mówię, że jestem rajdowym kierowcom, ale duża moc samochodu jest dla mnie ważna. Potrzebuję mieć świadomość, że jak chcę kogoś wyprzedzić, to mam czym. Dbam też o bezpieczeństwo. Wymieniam wszystko co trzeba. Wolę mieć świadomość, że mnie nie zawiedzie. No i muszę się do niego zmieścić! Nie do każdego wchodzę. Ale nie jestem aż taki wybredny. Obecnie mam jeden sportowy. Ford Mustang Shelby. To jedno z moich marzeń, które zrealizowałem. Generalnie mam duże samochody – bezpieczne, dobrze wyposażone pod maską i w miarę komfortowe. Żebym też mógł dobrze spędzać czas jadąc. Auta sprowadzam ze Stanów. Często na zasadzie wymiany. Każdy ze znajomych, kiedy kupuje samochód zawsze się mnie radzi. Ostatnio np. dzwonił do mnie Mariusz Sordyl. Ale ostatecznie mnie nie posłuchał…
- Na bezludną wyspę zabrałbym…
- Nic. Często miałem takie myśli, żeby znaleźć się w takich warunkach, w jakich kiedyś żyli ludzie. Oni dawali sobie radę. Myślę, że też bym zdołał. I byłbym szczęśliwy. Często, kiedy jeszcze nie grałem w siatkówkę, albo dopiero zaczynałem, to dużo czasu spędzałem nad wodą, w lesie. Robiłem dużo rzeczy, które byłby na takiej wyspie pomocne. Wiele sam potrafię sobie zrobić – dałbym sobie radę.