Krótka piłka: Piotr Łuka
Aż dziw, że nie został piłkarzem – ręcznym bądź nożnym. Bo właśnie te dyscypliny królują w jego rodzinnych Kielcach. On jednak wybrał siatkówkę. Udało mu się wybić i na polskim podwórku walczyć o najwyższe cele. W minionym sezonie w barwach Asseco Resovii Rzeszów aspirował do tytułu mistrza Polski. Teraz przygotowuje się do nowego sezonu. W tym czasie musi pamiętać o … odchudzaniu. Bo dobre jedzenie to słabość, której poddaje się w okresie roztrenowania. Z normowaniem wagi nie powinno być problemów. Wkrótce czeka go sporo pracy nie tylko na treningach, ale i w domu – przy nowo narodzonej córce. Czy aby na pewno na świat przyjdzie dziewczynka dowie się już w sierpniu. Tata po raz drugi. Piotr Łuka.
PlusLiga: Przed wykonaniem ważnej zagrywki…
Piotr Łuka: Zawsze myślę, żeby pomógł mi mój świętej pamięci dziadek. To był mój wielki kibic. Zawsze mnie wspierał w moich sportowych poczynaniach. Tak mam od kilkunastu lat...
- Siatkarski rytuał…
- Może kręcenie piłki przed zagrywką. Ale to bardziej nawyk, nie rytuał. Nie jestem na tyle przesądny, żeby zakładać najpierw lewego buta, a później prawego, wierząc, że to przyniesie szczęście.
- Najtrudniejszy element siatkarski…
- Zawsze najciężej przychodził mi blok. Ważnych jest tu kilka elementów: tempo, ułożenie rąk, trochę intuicja zawodnika. Poza tym ja mam niskie parametry.
- Gdy przegrywam mecz….
- Próbuję sobie przeanalizować moją postawę na boisku. Zawsze zaczynam od siebie, bo uważam, że najpierw trzeba posprzątać w swoim ogródku. Próbuję na chłodno przeanalizować swoją grę. Jestem strasznie podirytowany i zdenerwowany porażką, bo nie lubię przegrywać. Nie ma klucza i prostego rozwiązania, żeby rozładować emocje. Po prostu idę do domu, spotykam się z kolegami, rozmawiamy o spotkaniu. Po tylu latach grania człowiek jest na tyle uodporniony, że po 1-2 dniach przechodzi do treningu, a przygotowania do następnego meczu zacierają złe wrażenia i negatywne emocje.
- Jeśli nie siatka to…
- Piłka nożna lub ręczna. Ręka to wielkie tradycje w Kielcach. W podstawówce miałem przez rok nauczyciela wuefu, który kładł bardzo duży nacisk na piłkę ręczną. Noga - z zamiłowania. Z resztą próbowałem chyba wszystkich możliwych sportów. Ale nożna jest moim konikiem. Lubię w nią grać i oglądać. Szczególnie na wysokim poziomie. Znam z resztą kilku reprezentantów Polski. Spotykamy się dosyć często, mamy stały kontakt. Gram też w tenisa.
- Nie wierzę w…
- Przesądy. Każdy jest kowalem swojego losu. Choć jestem katolikiem i wierzę, że ktoś nad nami czuwa i mamy jakieś przeznaczenie. Ale od człowieka też dużo zależy.
- Kobieta…
- Kojarzy mi się z czymś pięknym. Od kilku lat mam jedną kobietę w swoim życiu - moją partnerkę Agnieszkę. Mamy sześcioletniego syna i drugie dziecko w drodze. Powinno się zjawić już przed 10-tym sierpnia. Raczej powinna, bo na 99% ma to być dziewczynka.
- Gdybym miał znów 13 lat…
- Na pewno znowu próbowałbym być sportowcem. Być może byłaby to siatkówka, a może coś innego. Ale brnąłbym w tym kierunku, bo uważam, że jest dla młodych ludzi duża odskocznia i dobra droga życia.
- Moja słabość…
- Dobre jedzenie. Szczególnie w okresie roztrenowania i przerwy między sezonami zawsze przybieram na wadze. W okresie przygotowań do nowego sezonu muszę się uporać z kilkoma kilogramami. Jem wszystko. Lubię kuchnię włoską i makarony. Ale też mięso, np. stek. Nie jestem jakoś szczególnie ukierunkowany. Z racji stylu życia często jemy w różnych restauracjach. Ale u mamy na święta wszystko smakuje równie dobrze - to taka odskocznia, coś wyjątkowego. Sam też lubię gotować, ale muszę mieć do tego dobry nastrój. Są takie dni, nawet kilka z rzędu, że idę na zakupy, coś wymyślam. Może nie robię żadnych skomplikowanych dań. Zupę umiem ugotować, drugie danie też zrobię. Innym razem przez kilka tygodni nawet nie ruszam garnków. A jedyną rzeczą której nienawidzę w kuchni, to zmywanie naczyń. Od tego się odżegnuję!
- Na bezludną wyspę zabrałbym…
- Piłkę – obojętnie do czego, byleby była. I telefon komórkowy, bo lubię mieć kontakt z rodziną, ze znajomymi, przyjaciółmi. Rzadko się rozstaję z komórką. Choć nie wiszę na nim non stop.