Krótka piłka: Zbigniew Bartman
Przed kamerą czy aparatem fotograficznym czuje się świetnie. Właśnie jako model lub aktor chciałby się sprawdzić, gdyby nie był siatkarzem. Ale jest, i do tego utalentowanym. Przecież niedawno został ogłoszony jednym z największych polskich talentów. W kategorii debiut roku 2008 otrzymał Siatkarskiego Plusa. Od nas dostaje lekko spóźnione życzenia urodzinowe. 4 maja skończył 22 lata. Zbigniew Bartman.
Przed wykonaniem ważnej zagrywki…
Myślę o tym, żeby dobrze wyrzucić piłkę. To jest klucz do dobrego serwisu – jeśli wyrzut jest wysoki, dobry, w boisko, to potem trzeba już tylko dołożyć rękę. A jeżeli jest to gdzieś nad głowę, za plecy, za niski, to już nie można wykonać zagrywki jakby się chciało. Gdy w końcówce seta przegrywamy paroma punktami, to powtarzam sobie, że muszę tych parę oczek nadrobić. Wolę, kiedy trener zostawia mi wolną ręka i sam decyduję, jaki typ zagrywki, w jakim momencie wybieram.
Siatkarski rytuał…
Nie posiadam. Jeszcze sobie żadnego nie wyrobiłem.
Najtrudniejszy element siatkarski…
Przyjęcie zagrywki i rozegranie. Wymagają bardzo dużej precyzji i powtarzalności. Odbiór wiąże się z momentami spadku koncentracji. Kiedy myśli mi się rozproszą, to mam z tym problem. Przed przyjęciem piłki musisz mocno skupić się nad wszystkimi elementami, jakie trzeba wykonać.
Gdy przegrywam mecz….
Jestem zły. Choć zależy to od tego, jak się przegrywa. Jeżeli przeciwnik nas masakruje 3:0, to aż tak nie boli. Musimy wtedy otwarcie przyznać, że byli lepsi, nie daliśmy sobie rady. Trzeba się bardziej przyłożyć na treningach. Ale jeśli prowadzimy cały czas, kontrolujemy grę, to taka porażka bardzo boli. Emocje rozładowuje najlepiej w samotności. Czasem wybuchowo, a czasem stopniowo. Staram się usiąść gdzieś w odosobnieniu i się uspokoić. „Porozmawiać” sam ze sobą. Zanalizować mecz – czemu nie zagraliśmy tak jak powinniśmy. Ale jak już wezmę prysznic, wyjdę z szatni, to zazwyczaj już jest spokój. Choć na pewno mecz będzie w mojej głowie jeszcze siedział. Nie raz rozmawiamy ze sobą po porażce, żeby nie doprowadzić do tego samego następnym razem. Ale prysznic studzi emocje. Wcale nie zimny. Gorący! Zdecydowanie.
Jeśli nie siatka to…
Próbowałbym swoich sił jako aktor, dziennikarz albo model. Myślę, że w tym bym się sprawdził. Także jako publicysta. Jako młodszy chłopak pisałem relacje do Super Volleya. Występowałem też w sesji zdjęciowej do Super Volleya czy Super Ekspresu – nie czułem się skrępowany. Nie był to dla mnie problem, a raczej sprawiało dużo radości.
Nie wierzę w…
Np. w Boga. Ale też nie wierzę, że nie ma czegoś po śmierci. Wszyscy chcielibyśmy wierzyć, że coś tam jeszcze na nas czeka. Żeby nie było to tak banalne. To byłoby dość przykre – nie ukrywam. Nie mogę też powiedzieć, że nie wierzę w przesądy, bo czasami przesądny jestem. Ale nie aż tak, że jak mi czarny kot przebiegnie drogę, to jadę okrężną trasą. Tak samo nie mogę powiedzieć, że nie wierzę w przeznaczenie czy w los. Czasami mam takie wrażenie, że cokolwiek bym nie zrobił, to wszystko sprowadza się do jakiejś jednej rzeczy, która jest nieunikniona w przyszłości. Hmm… Trudno znaleźć mi teraz w głowie coś, w co kategorycznie nie wierzę. Za to wiem, w co wierzę – wierzę w siebie (śmiech).
Kobieta…
Ciepła, miła, elegancka, delikatna. Czy blondynka? Nie można szufladkować. Mnie niby bardzo podobają się brunetki. Ale w każdej kobiecie coś jest. Mówi się, że każda kobieta jest piękna, tylko potrzebny jest jej mężczyzna, który odkryje w niej to piękno.
Gdybym miał znów 13 lat…
To chodziłbym do gimnazjum. Czas mijałby beztrosko. Nie zastanawiałbym się konkretnie nad moją przyszłością. Moje życie byłoby uregulowane. Zaczęłyby się jakieś imprezy, spotkania ze znajomymi. Chodziłbym na treningi. Bo pierwszą przygodę ze sportem zacząłem już w wieku siedmiu lat. Miałem miesięczny epizod z piłką nożną. Potem była koszykówka przez 3 lata. No i potem – wiadomo.
Moja słabość…
Samochody. Cały czas przeglądam różne auta, wersje, ceny, osiągi. Nie jest to najlepsza pasja, bo bardzo kosztowna. Nie zarabiam tyle, żeby zmieniać samochód co roku czy parę razy w roku, ale robię to dosyć często i się ludzie ze mnie śmieją, że tylko na blachę zarabiam. Nie przyznam się jakie mam auto. Ile kosztuje tym bardziej nie powiem. Sprowadziłem go z Niemiec. Poprzedni kupiłem w Polsce, a pierwsze auto – jak obecne – przywiozłem z Niemiec. Mam go od roku i na razie nie myślę o jego zmianie. Jestem bardzo z niego zadowolony. Mam nadzieję, że wytrwa przy mnie z 4 – 5 lat. Dotychczas miałem dwa sportowe samochody. Teraz jest duży. Dla mnie musi być jednocześnie dynamiczny, szybki, i komfortowy, a przede wszystkim powinien dostarczać przyjemności z jazdy. Także przez różne gadżety, technologiczne innowacje. Jest to jakaś szczypta luksusu – uprzyjemniają jazdę. Lepiej je mieć, niż nie mieć.
Na bezludną wyspę zabrałbym…
Na pewno nie samochód. Nie przydałby mi się. Ale na pewno wziąłbym człowieka. Jeszcze nie wiem kogo, ale w pojedynkę bym tam nie wytrzymał. Z samotności można ześwirować. Chciałbym mieć tam jakiegoś towarzysza, człowieka o dobrym sercu, który by mi pomagał w trudnych chwilach. Z rzeczy materialnych – jakiś nóż. Żeby sobie szałas zbudować. Harcerzem nie byłem, ale myślę, że dałbym sobie radę.