Kryzys z zewnątrz, spokój wenątrz
Jak tu dobrze grać, kiedy drużynie brak formy, a w ojczyźnie szaleje świńska grypa? Najlepiej tak, jak Ukrainiec Serhij Kapelus, który do pierwszego zwycięstwa Politechniki w sezonie dołożył 21 punktów. Upragniony sukces to żaden koniec kryzysu. Bo… takowego nie ma. – Nie w samym zespole. To wokół tworzy się taką atmosferę – stwierdza siatkarz.
Wygrana smakowała jednak wyjątkowo. – Po sześciu przegranych to wspaniałe uczucie – mówił po zwycięstwie 3:2 z Jadarem Radom Serhij Kapelus. – Wynik był drugorzędny. Najważniejsze było, żeby wygrać – to było dla nas bardzo ważne. Nawet pod względem psychologicznym. Wokół drużyny tworzyła się już niezdrowa atmosfera. Snuto wizje jak to siatkówka ucieka ze stolicy. Choć sezon nie dobił jeszcze do półmetka, niektórzy zaczęli już typować szanse Politechniki w… barażach.
Racja – porażka z Jadarem niczym kotwica przykułaby warszawian do dna tabeli. Bo z Bełchatowem i Resovią o punkty będzie ciężko. Ale to jest siatkówka – nie matematyka. Przyjrzyjmy się choćby kilku tegorocznym kolejkom PlusLigi: Częstochowa rozniosła Olsztyn, ten z kolei 3:1 pokonał Jadar; w czwartek radomianie stołecznym nie dali rady. Czyli Politechnika z zespołem spod Jasnej Góry powinna spokojnie wygrać. Jak wiemy tak nie było. Kolejny przykład – wspomniany już Olsztyn, który po rozczarowującym starcie w ostatniej kolejce o mały włos nie zdobył z Rzeszowem kompletu punktów. Siatkówka to sport, a w sporcie wszystko jest możliwe.
Kryzysu więc w Warszawie nie było. – Mieliśmy pecha – stwierdza Kapelus. – Sezon zaczęliśmy bardzo dobrze. Graliśmy sparingi, mecze kontrolne i wygrywaliśmy. Akurat trafiło tak, że przez dwa miesiące szczęście nam nie sprzyjało i nic nie dało się z tym zrobić. Ale nadal jesteśmy pozytywnie nastawieni. Nie ma żadnego kryzysu. W samym zespole nie – zapewnia siatkarz i zastrzega, że w dwóch ostatnich meczach rundy zimowej – ze Skrą Bełchatów i Resovią Rzeszów – o wygraną będzie jeszcze trudniej niż dotychczas. – Wcześniej inni mogli nas nie doceniać. Teraz już się zmotywują.
Kryzys to ostatnio słowo modne. Zdaniem Kapelusa – nadużywane. Także w rodzinnej Ukrainie, gdzie podobno jak szerzy się epidemia świńskiej grypy, a raczej sama wieść o niej. – W związku z tym nie odbywają się tam rozgrywki ligowe. Ale z tego co wiem sytuacja nie jest taka zła. Trochę to podkręcili, bo szykują się wybory prezydenckie – mówi Ukrainiec. Kapelus w ojczystej lidze grał przez osiem lat. Potem trafił do Warszawy i w tym mieście widzi swoją przyszłość. – Chciałbym zostać tu jak najdłużej. Jeśli nie uda się w stolicy, to gdziekolwiek w Polsce. Co prawda rzadko jeżdżę do domu i może trochę stęskniłem się za rodziną, za znajomymi. Wielu moich kolegów wciąż gra w tamtejszej lidze. Ale zanim nasze rozgrywki przestaną być anonimowe minie 6-7, może 10 lat. Nie ma tam zaangażowania w siatkówkę. Pieniądze idą na piłkę nożną czy na koszykówkę. Siatkówka jest na piątym planie.
Powrót do listy