Krzysztof Gierczyński: wciąż jest o co się bić
- Nie będę mydlił oczu i mówi, że półfinał był wyrównany. Tak naprawdę nie wiem co się stało, ale na pewno nie była to nasza siatkówka, którą prezentowaliśmy miesiąc, dwa czy nawet trzy wstecz. Półfinały zagraliśmy trochę pod kreską - stwierdził przyjmujący Jastrzębskiego Węgla po przegranej rywalizacji półfinałowej ze Skrą Bełchatów.
PlusLiga: Półfinałowa rywalizacja Jastrzębskiego Węgla ze Skrą Bełchatów rozstrzygnęła się w trzech meczach. Każdy kolejny był słabszy w waszym wykonaniu.
Krzysztof Gierczyński: Musimy powiedzieć otwarcie, że Skra zasłużyła na finał, bo wygrali tak u siebie, jak i w naszej hali. Myśleliśmy, że ściany nam pomogą, jednak ściany nie grają. Mimo, że kibice dzielnie nas wspierali, to wynik 0:3. W półfinałowej konfrontacji wygraliśmy tylko 2 sety i było widać, że Bełchatów był drużyną lepszą. Nie będę mydlił oczu i mówi, że półfinał był wyrównany. Tak naprawdę nie wiem co się stało, ale na pewno nie była to nasza siatkówka, którą prezentowaliśmy miesiąc, dwa czy nawet trzy wstecz. Półfinały zagraliśmy trochę pod kreską. Natomiast sezon jeszcze trwa, jest o co walczyć. Trzecie miejsce to też cenna zdobycz. Może nie tak cenna, jak złoto, ale warto o ten medal powalczyć. Trzeba podjąć rękawicę i bić się do ostatniego gwizdka sędziego. Przeszliśmy bardzo dobrze niemal przez cały sezon, graliśmy równo i byłoby dobrze okrasić go brązowym medalem.
- Michał Łasko powiedział, że coś się zacięło. Złapaliście dołek?
- Tak to wygląda. Nie trzeba być ekspertem, żeby to stwierdzić, bo każdy kto przychodził przez cały sezon na halę widział, że graliśmy wyśmienicie. A w półfinale, czyli tak naprawdę w najważniejszym momencie sezonu jesteśmy w takim dołku, bo to nie jest nasza gra i nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Gdzieś około stycznia mówiłem w rozmowie z mediami, że może przyjść taki etap, kiedy nasza forma zafaluje. Inne drużyny - ZAKSA, Resovia czy Skra miały chwile słabości i nawet pojawiały się tematy o zmianie trenerów. My cały czas graliśmy
równo, a teraz, obym się mylił, ale chyba przeżywamy jakiś problem. Jesteśmy jednak na tyle doświadczoną drużyną, że, taką mam nadzieję, do pierwszego pojedynku o brązowy medal wrócimy do tej dobrej dyspozycji.
- Jakie wnioski wyciągnęliście z porażek w Bełchatowie, zwłaszcza z tej w drugim pojedynku?
- Przede wszystkim takie, że trzeba walczyć. W tym pierwszym spotkaniu prowadziliśmy 2:1 i przegraliśmy dość niefortunnie, bo gospodarze od czwartej partii zaczęli bardzo dobrze serwować i w dużej mierze ich gra opierała się na głównej armacie, czyli na Mariusz Wlazłym. To on decydował, dzielił punkty, zdobywał je czy na zagrywce, czy w ataku. Wtórował mu Conte i trochę nas rozbili. Wydawało się, że mecz otwarcia ułoży się po naszej myśli, ale okazało się inaczej. Od czwartego seta nastąpiła pewna ciągłość, która trwała aż do końca drugiego pojedynku. Co tu powiedzieć? Porównując wszystkie elementy, Skra grała lepiej. Chwilę dłużej należy zatrzymać się przy zagrywce. Te czołowe drużyny z najlepszej czwórki prezentują mniej więcej podobny poziom. W takiej sytuacji decydującym elementem jest zagrywka. Kto lepiej serwuje i odrzuci przeciwnika od siatki, ten wygrywa półfinały czy mistrzostwo Polski.
- Zgodzi się pan z opinią, że zagrywka jest wykładnią dyspozycji fizycznej zawodników?
- Po części tak. Jeśli zawodnik dobrze się czuje, jeśli jest w formie, to może sobie nawet źle podrzucić piłkę, a mimo wszystko zagrywkę wykona. A jeśli ktoś jest troszkę pod kreską, to może sobie rzucać piłkę idealnie, a jednak ta zagrywka nie funkcjonuje. Odwołam się do naszego półfinału, ale też do rywalizacji Resovii z ZAKSĄ.
- Nie bez znaczenia jest także długa ławka rezerwowych, co potwierdziła Resovia. Praktycznie to zmiennicy wygrali obydwa spotkania w Kędzierzynie-Koźlu. W Jastrzębiu chyba trochę zabrakło rezerw…
- Resovia zawsze miała długą ławkę i nawet rozmawiałem z chłopakami z Rzeszowa, że w pewnej fazie sezonu trochę im to przeszkadzało, bo do końca nie wiedzieli kto wyjdzie w szóstce, a kto stanie w kwadracie. Ale w efekcie końcowym, czyli wtedy kiedy zawodnicy, którzy grali bardzo dużo - a my na przykład zagraliśmy już ponad 40 meczów - mogli odczuwać zmęczenie, szeroka ławka stała się handicapem. Może też okazać się tym czynnikiem, który przechyli szalę zwycięstwa na korzyść Resovii. Tak było również w tamtym roku - Rzeszów zdobył mistrzostwo Polski, ponieważ miał długą ławkę rezerwowych. W tym roku odwrócili losy swojego półfinału. Nie oglądałem wszystkich spotkań, ale skoro mówi pani, że zmiennicy stanowili o ich sile, potwierdza się, że ma to znaczenie.
- Patrząc z takiej perspektywy, to chyba lepiej, żebyście o brąz zagrali z ZAKSĄ?
- Po pierwsze, najważniejsze jest żebyśmy my zagrali swoją siatkówkę. Dopiero po drugie można zastanawiać się nad tym, który rywal bardziej by nam pasował, bo jeśli nie wrócimy do swojej gry, to nie będzie miało najmniejszego znaczenia z kim zagramy.
- Walkę o brązowy medal rozpoczniecie tuż po Świętach Wielkanocnych, czyli czasu jest mało. Można coś poprawić w ciągu kilku dni?
- Czasu jest niewiele. Można po prostu ochłonąć, wyciągnąć wnioski - każdy indywidualnie i zespołowo. Niewiele elementów można poprawić, ale trzeba wierzyć, że w tym czasie wróci dobra forma. Nie mówię, żeby wróciła na sto procent, ale żeby chociaż w skali 1- 10 osiągnęła 8.