Krzysztof Ignaczak: najbardziej irytował mnie Rudy
- Katowicki Spodek to najlepsze miejsce na zakończenie siatkarskie kariery. Tutaj zaczęły się wszystkie wojaże naszego rocznika, od tego miejsca zaczęliśmy budować siłę polskiej siatkówki, a skończyliśmy na mistrzostwie świata w 2014 roku - powiedział Krzysztof Ignaczak, który 20. maja rozegrał swój ostatni mecz w biało-czerwonych barwach.
Zawodnik definitywnie pożegnał się z siatkówką na poziomie reprezentacyjnym, ale jak sam przyznał, ciężko mu ostatecznie i na zawsze zawiesić buty na kołku. Kilka tygodni temu, gdy otrzymał ofertę współpracy z Polonią Londyn bez namysłu wsiadł w samolot i poleciał popularyzować siatkówkę na Wyspach. Mało brakowało, a jego przygoda z klubową siatkówką przedłużyłaby się na dobre, bowiem pojawiła się szansa na pierwszy w długiej karierze zagraniczny kontrakt. Konkretnie, w drużynie...mistrza Włoch Cucine Lube Civitanova, w której miał zastąpić Jenię Grebennikova. Francuz zastanawiał się nad powrotem do rodzimej ligi, ale ostatecznie jednak przedłużył umowę z Lube.
Trzy, dwa, jeden…koniec
321 oficjalnych spotkań rozegrał w reprezentacji Polski Krzysztof Ignaczak, jeden z najbardziej rozpoznawalnych i lubianych polskich siatkarzy. W sobotnie popołudnie, w katowickiej mekce siatkówki po raz 322 i ostatni wybiegł na boisko w koszulce z orłem na piersi. W połowie pierwszej partii zakończył swój udział w towarzyskim spotkaniu z Iranem (wygranym przez Polaków 3:0), a po zamknięciu rywalizacji uroczyście pożegnał się z reprezentacją i kibicami.
- Umowa była taka, że zagram kilka piłek na początku, a potem oddam pole Pawłowi Zatorskiemu. Szczerze mówiąc, już po rozgrzewce czułem, że lekko „odpływam” - żartował w swoim stylu „Igła”, mimo iż tego wieczoru nie raz w jego oczach zakręciły się łzy.
W benefisie podsumowującym ponad dwudziestoletnią, piękną i bogatą karierę „Igły” nie mogło zabraknąć wspomnień. - Katowicki Spodek to najlepsze miejsce na zakończenie siatkarskie kariery. Tutaj zaczęły się wszystkie wojaże naszego rocznika, od tego miejsca zaczęliśmy budować siłę polskiej siatkówki, a skończyliśmy na mistrzostwie świata w 2014 roku - stwierdził rozpoczynając sentymentalną wędrówkę po przeszłości.
Emocje, emocje, emocje
- W sobotę towarzyszyły mi ogromne emocje. Kiedy po raz ostatni zakładałem w szatni biało-czerwony trykot, wróciły wszystkie wspomnienia, te dobre i te złe. A gdy już po meczu z Iranem prezes Jacek Kasprzyk wnosił koszulkę z numerem „321” musiałem mocno się powstrzymywać, żeby nie uronić łzy. W jednym momencie śmignęło mi przed oczami całe moje siatkarskie życie.
- Po spotkaniu w Spodku dziękowałem tym, którzy byli ze mną przez te wszystkie lata, ale w emocjach zapomniałem chyba o chłopakach, z którymi i przeciwko którym grałem. Między innymi to dzięki nim moja kariera potoczyła się tak, nie inaczej. Dziękuję też wszystkim trenerem i nauczycielom, których napotkałem na swojej siatkarskiej drodze i tym wszystkim ludziom, którzy pokochali mnie takim jakim jestem, zaakceptowali mnie z moimi wadami i zaletami.
Świetna inicjatywa
- Idea pożegnań reprezentantów kraju powinna zostać wpisana na stałe w cykl imprez siatkarskich. To wspaniały pomysł. Na pewno jest lżej na sercu odchodzić po takim pożegnaniu. Chociaż z drugiej strony, z tyłu głowy wciąż świta myśl, że gdyby jutro kazali mi zagrać w kadrze, to nie zawahałbym się nawet przez moment. W sobotę czułem, że gdybym się sprężył i trochę potrenował z chłopakami, to jeszcze dałbym radę. Ale cóż, podjąłem decyzję, nie pochopnie lecz w sposób przemyślany i muszę się z nią oswoić.
- W ilości rozegranych meczów nie przeskoczę już Gruchy ani Pawła Zagumnego, ale myślę, że przez te wszystkie lata dałem reprezentacji bardzo dużo. Dokładnie tyle samo od niej otrzymałem, więc chyba jesteśmy kwita.
Pierwszy mecz
- Pierwsze wspomnienia wiążą się z nieudanym turniejem, który dał nam dużo do myślenia, uzmysłowił jak długą drogę musimy jeszcze przebyć, żeby sięgnąć po swoje marzenia. To były mistrzostwa świata w Japonii, w 1998 roku. Dopiero wchodziliśmy w tę międzynarodową siatkówkę i mierzyliśmy się z siatkarzami, których wcześniej oglądaliśmy tylko w telewizji, jedząc frytki i zagryzając kotleta. Było to nie lada wyzwanie i tamten turniej kompletnie nam nie wyszedł. To nas potem trochę wyhamowało.
Najbardziej denerwujący przeciwnik
- Rudy. Przez całą karierę, gdy występowaliśmy po przeciwnych stronach siatki jego postawa irytowała mnie najbardziej. To był cwany lis i potrafił wyprowadzić z równowagi. Pod siatką toczyły się różne rozmowy, czasem wymienialiśmy z Pawłem (Zagumnym - red.) także ostrzejsze zdania. A ponieważ to inteligentna bestia, nie dał się łatwo podejść i większość potyczek wygrywał.
- Na pewno też iskrzyło między nami a Irańczykami. Mecz w Spodku chyba trochę ocieplił nasze relacje. Nie po drodze było nam także z Włochami, szczególnie podczas Pucharu Świata w 2011 roku, gdzie było kilka spięć. Jesteśmy taką nacją, która lubi wyzwania. Nie dajemy sobie dmuchać w kaszę i jak ktoś nam dmucha, to odpłacamy tym samym.
Najlepszy i najgorszy przepis
- Najlepszy przepis? Oczywiście wprowadzenie pozycji libero w 1998 roku, bo to umożliwiło mi grę w reprezentacji. Nie zgadzam się z opinią, że większa specjalizacja obniżyła poziom sportowy zawodników w poszczególnych formacjach. Chodzi raczej o system szkolenia, który należy poprawić, bo pojawiły się błędy w szkoleniu tych najmłodszych adeptów. Doskonałym miejscem do szlifowania siatkarskich „diamentów” i robienia z nich brylantów są Szkoły Mistrzostwa Sportowego, w których tkwi ogromny potencjał.
- Przepis, który nie przypadł mi do gustu i bardzo się cieszę, że miał krótką historię, to „złota formuła”, która mówiła, że pierwszy atak po przyjęciu zagrywki musi być wykonany zza linii trzeciego metra. Moim zdaniem ten zapis regulaminowy zniszczyłby siatkówkę. Pozostałe zmiany regulaminowe były przeprowadzane w dobrej wierze i w celu utrzymania dynamiki tej dyscypliny.
Życie po siatkówce
- Jaką rolę widzę dla siebie za kilka lat? Biznesmena, który się dorobił i leży na plaży. A poważnie mówiąc, pracuję i rozwijam swój biznes, bo każdy z nas, byłych siatkarzy ma jakiś pomysł na przyszłość. Trzymajcie kciuki, żeby mi się powiodło, bo jeżeli w cztery lata uda mi się zrealizować ten projekt, to nie będę musiał pracować.
Wiedzę i doświadczenie Ignaczaka już dziś wykorzystuje telewizja Polsat Sport, w której wielokrotny mistrz Polski, a także mistrz świata i Europy pełni rolę eksperta. Prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej Jacek Kasprzyk zdradził, że bogaty dorobek „Igły” zostanie również spożytkowany w siatkarskiej federacji.
Powrót do listy