Krzysztof Ignaczak: sami jesteśmy sobie winni
Na trzynaście spotkań, tylko dwa wygrane sety. Asseco Resovia Rzeszów również w półfinale Pucharu Polski Plus Cup nie poprawiła tego niekorzystnego dla siebie bilansu w rywalizacji z PGE Skrą Bełchatów. – Sami możemy mieć do siebie pretensje – mówił rozczarowany po meczu libero rzeszowskiej drużyny Krzysztof Ignaczak.
- Skra gra bardzo skutecznie a przede wszystkim jest bardzo dobrze przygotowana taktycznie. Są zespoły, które leżą, ale są też takie, z którymi gra się bardzo trudno – powiedział Ignaczak. – Nasze mecze ze Skrą najczęściej kończą się w trzech setach. Walczymy, doprowadzamy do zaciętych końcówek, ale nie potrafimy ich przełamać.
Pod drugiej partii rzeszowianie kwestionowali decyzję sędziego, który pokazał przejście linii ataku przez Mikko Oivanena. Sędziowie nie pozwolili jednak na powtórkę akcji.
– To nowy przepis, pewnie jeszcze przez jakiś czas będą trwały zawirowania odnośnie jego przestrzegania – twierdzi Ignaczak. – Nie wiem dlaczego nie uznali naszej prośby o powtórkę. Nie mamy jednak do nich żadnych pretensji, możemy je mieć tylko do siebie.
– Nie wykorzystaliśmy nadarzającej się okazji do wyrównania stanu meczu. Gdy nam się udało. Nie wiadomo jak skończył by się ten mecz. Teraz to już tylko gdybanie… – zastanawiał się libero Asseco Resovii Rzeszów.
Zawodnik przyznał, że jego drużyna nie była w stanie utrzymać ciężko wypracowanej przewagi. – Skra jest zespołem, który gra spokojnie, gdy ma przewagę. Gdy jednak muszą gonić rywala, w ich poczynania wkrada się nerwowość. Wiedzieliśmy o tym, ale nie potrafiliśmy tego wykorzystać.
Krzysztof Ignaczak przyznał, że zaskoczył go wynik drugiego półfinału. – Obstawiałem, że ZAKSA pokona Olsztyn i zagra w finale ze Skrą – przyznał zawodnik, który teraz wraz ze swoim zespołem będzie przygotowywał się do play-offów przeciwko drużynie AZS-u Częstochowa.