Krzysztof Mecner: żegnaj, Janusz
Krzysztof Mecner wspomina legendę dziennikarstwa siatkarskiego Janusza Nowożeniuka.
Z ogromnym smutkiem przyjąłem wiadomość o śmierci znakomitego dziennikarza sportowego Janusza Nowożeniuka. Dla wszystkich dziennikarzy mojego pokolenia był prawdziwą ikoną. Polskie dziennikarstwo i siatkówka, która była jego największą pasją, poniosły dotkliwą stratę.
Janusza poznałem pod koniec lat 80-tych, gdy dopiero zaczynałem swoją przygodę z dziennikarstwem, a Janusz był wtedy najważniejszym dziennikarzem „od siatkówki” w Polsce. Dla mnie w tych czasach był kopalnią wiedzy o siatkówce, często z nim o różnych dawnych historiach związanych z siatkówką rozmawiałem, bo przecież masę rzeczy można się było od niego dowiedzieć i nauczyć. W „Przeglądzie Sportowym” pełnił różne funkcje, ale zawsze siatkówka była dla niego najważniejszą dyscypliną, najbliższą jego sercu.
Zawsze mu trochę zazdrościłem, że miał okazję być przy polskiej siatkówce w tych cudownych latach 70-tych, gdy takie niesamowite sukcesy odnosiła kadra Huberta Jerzego Wagnera, która zdobywała medale igrzysk, mistrzostw świata i Europy, a Janusz miał okazję w tym uczestniczyć i przelewać na papier swoje wrażenia. Na pewno przeszedł do historii też dzięki temu, że to jemu przecież zwierzał się Wagner i to do niego wypowiedział to słynne zdanie, że w Montrealu interesuje go tylko złoto, co potem wywołało ogólnonarodową dyskusję.
Janusz działał też w strukturach Polskiego Związku Piłki Siatkowej, był inicjatorem najbardziej prestiżowego w Polsce plebiscytu na najlepszego polskiego siatkarza rozgrywek ligowych, do udziału w którym przez wiele lat mnie zapraszał. Byliśmy zaprzyjaźnieni, chętnie publikował w prowadzonym przeze mnie kiedyś „Magazynie Siatkówka”, gdyż jego uwagi zawsze były bezcenne dla Czytelników.
Wiedziałem, że od pewnego czasu miał kłopoty ze zdrowiem, o czym często mi mówił w rozmowach telefonicznych. Parę lat temu gdy przebywałem dłużej w Warszawie przy okazji komentowania jakichś spotkań, odwiedziliśmy go w domu z mistrzem olimpijskim Zbigniewem Zarzyckim. Opowiadał nam o sobie, wiedzieliśmy, że nie może się denerwować i często mecze oglądał z odtworzenia, gdy znał już wynik. Mimo że od lat był na emeryturze niemal do końca dzielił się z nami spostrzeżeniami z tego co dzieje się w siatkówce, razem pisaliśmy przez długi czas felietony dla Polskiej Ligi Siatkówki. Zawsze miał niezwykle ciekawe spostrzeżenia.
Niewielu w swoim życiu poznałem takich ludzi jak Janusz, który tak kochał siatkówkę. Poświęcił jej wiele lat swojego życia. Miał wielkie poczucie humoru, niezwykle trafne riposty, cięte pióro. Wszyscy dziennikarze zawsze odnosili się do niego z wielkim szacunkiem, był dla wielu z nas wzorem profesjonalizmu w swej pracy. Mimo różnicy wieku, jaka nas dzieliła, siatkówka była wspólną płaszczyzną porozumienia i przyjaźni. Trudno się pogodzić z tą śmiercią, trudno zrozumieć, że już nie będzie okazji do czytania jego felietonów. Wraz z nim odchodzi część historii polskiej siatkówki. Smutno jest wszystkim z powodu tej śmierci, ale jestem przekonany, że z nieba będzie dalej śledził sukcesy polskiej siatkówki. Żegnaj, Janusz…