Krzysztof Stelmach rozgrzesza młodość
Celu nie można było nie zrealizować. Był jasny i prosty - sprawdzić młodych. I pozwolić im się ogrywać. Zbierać doświadczenie, nie baty od kibiców i komentatorów. W obronie młodej kadry staje trener Krzysztof Stelmach. - Należy ich szanować za to, że wychodzą przeciwko najlepszym i walczą. Oni naprawdę ciężko pracują - przekonuje II szkoleniowiec reprezentacji Polski.
Bilans: 7 porażek i 5 wygranych. Tak miało być? - Nie zakładaliśmy żadnego wyniku. Nie było powiedziane ile mamy wygrać spotkań - mówi asystent trenera Catsellaniego Krzysztof Stelmach. - Jak się tak usiądzie na koniec, to można powiedzieć, że można było wygrać jedno spotkanie więcej. Sądzę, że na dzień dzisiejszy nie stać nas na zwycięstwo z Brazylią . Z Finlandią można było ugrać jeden mecz więcej - ocenia.
Równie dobrze można było jedno spotkanie więcej przegrać. Bo Finowi właściwie sami odebrali sobie szansę na komplet punktów w Polsce. - Mieli przed sobą finał Ligi Światowej i już nie grali tak, jak w innych spotkaniach - podsumowuje trener Stelmach. - Stres i presją są u każdego zawodnika. Starszy gracz, który rozegra 200 spotkań radzi sobie z tym, młodszy - niestety nie. Finowie, którzy mają ok. stu rozegranych meczów w reprezentacji psuli zwykłe, proste piłki, gubił ich stres. To ja się pytam - i chciałbym tym samym wytłumaczyć chłopaków - co mają zrobić tacy zawodnicy, którzy mają 5 - 10 spotkań w reprezentacji Polski? Potrzeba dużo cierpliwości. Wiadomo, że musimy dużo z nimi pracować, ale im potrzeba dużo spokoju z naszej strony i z zewnątrz - kończy apelem trener.
O spokój będzie trudno, bo na poczynania kadry - ktokolwiek by się w niej nie znalazł - patrzy cała Polska. Marketing i ogromny „bum” wokół Ligi Światowej zrobiły swoje. Podziwiały ich tysiące. Dziesiątki tysięcy będą krytykować. Robili to zresztą w trakcie całych rozgrywek. A presja ciążyła. - Częściowo sobie z nią radzili, częściowo nie. Więcej nie niż tak. Proszę uwierzyć - przede wszystkim ci najmłodsi chłopcy mają dużo w swoich głowach. Oni czują tę presję - kibiców, działaczy, nawet najbliższych. Ciężko jest teraz grać w reprezentacji. Wszyscy patrzą im na ręce. Trzeba czasu. Oni muszą rozegrać 50 - 100 spotkań, żeby sobie z tym radzić - stwierdza Stelmach.
Mimo zmiennego szczęścia trenerzy z „kadrowego eksperymentu” są zadowoleni. - Ta grupa miała nam się pokazać i to zrobiła. Wniosków jeszcze nie wyciągnęliśmy, ale mamy jakieś swoje przemyślenia. To młoda grupa zdolnych chłopaków, którzy ciężko pracują. Raz im wychodzi, raz nie, ale to są błędy młodości - proste, gdzie wszyscy widzą, że piłka wpada przebijana. Powtórzę jeszcze raz - trzeba czasu.
Wydawałoby się, że grupa, w jakiej znaleźli się Polacy jest idealna do testowania nowego siatkarskiego materiału. Finlandia - żeby naprawdę się sprawdzić. Wenezuela - żeby wzmocnić ego. Brazylia - żeby nie bać się spojrzeć bestii w oczy. Jednak zdaniem Stelmacha rywale nie mieli znaczenia. - Obojętnie z kim byśmy grali w lidze, to i tak jest duży bagaż doświadczeń dla tych chłopaków. Na dzień dzisiejszy odstajemy wyszkoleniem technicznym od Brazylii, od Finów. Pracujemy nad tym codziennie - zaręcza szkoleniowiec.
- Tym chłopakom nie trzeba dziękować za granie z kadrze, ale należy mieć dużo szacunku dla nich za to, że wychodzą, stają naprzeciwko najlepszych na świecie i walczą. Nie wiem czy nasze oczekiwania, oczekiwania kibiców nie są wygórowane. Fajnie jest wygrywać, ale trzeba też umieć przyjmować porażki - kończy nasz rozmówca.
Wiadomo, że równowaga w przyrodzie być musi. Nie można tylko krytykować, ale i z głaskaniem przesadzać nie trzeba. Cokolwiek ludzie powiedzą, niech siatkarze sami wyciągną wnioski. Najlepiej najprostsze - że trening czyni mistrza. Po trzech dniach wolnego chłopaki wrócą do pracy.