Laurent Tillie: wygrana nie może nas uśpić
Kilka godzin po historycznym zwycięstwie reprezentacji Francji podczas tegorocznej Ligi Światowej, Laurent Tillie i jego zespół byli już na lotnisku w Rio de Janeiro w drodze powrotnej do Francji. Przed samym wylotem trener opowiedział francuskiemu portalowi o swoim nieopisanym szczęściu, dzięki któremu razem z zespołem zapisał się w historii francuskiej siatkówki.
W jaki sposób wygraliście ten finał z Serbią?
LAURENT TILLIE: Mój zespół od samego początku zagrał z wielkim spokojem i pewnością siebie. Od sobotniego półfinału zawodnicy byli bardzo spokojni, czuliśmy, że już jesteśmy w finale. W samym finałowym meczu drużyna była niewyobrażalnie skoncentrowana, wszyscy zastosowali się do ustalonej taktyki, która funkcjonowała perfekcyjnie. Wypełnili wszystkie założenia w polu serwisowym, relacji blok – obrona. To był w naszym wykonaniu mistrzowski mecz od początku do samego końca. Spotkanie zakończyło się dla nas jak bajka, to był naprawę wyczyn.
Kiedy w końcu kwietnia zaczynał pan przygotowania do tego sezonu, czy w najśmielszych snach wyobrażał pan sobie taki wynik w Lidze Światowej?
LAURENT TILLIE: Oczywiście o tym myśleliśmy, po to trenowaliśmy, ale to duża różnica myśleć o tym a to zrobić! Rozpoczynając ten sezon reprezentacyjny, powiedzieliśmy sobie, że ubiegłoroczne mistrzostwa świata zakończyliśmy owszem na czwartej pozycji, ale w tym turnieju chcieliśmy potwierdzić to miejsce, pokazać, że to nie był przypadek. Sfrustrowały nas przegrana z Brazylią w półfinale, tak samo przegrany mecz o brązowy medal mistrzostw świata czy ubiegłoroczna przegrana z Australią w Final Four Ligi Światowej. Musieliśmy przekuć tę frustrację w motywację. Zawodnicy bardzo zaangażowali się zarówno w treningi siłowe, mentalne jak i intelektualne, to było naprawdę fenomenalne.
Do finału najtrudniejszym okazał się mecz ze Stanami Zjednoczonymi, podczas którego doznaliście jedynej porażki w turnieju. Jak udało wam się po tym spotkaniu wrócić na właściwe tory?
LAURENT TILLIE: Trzeba było tę porażkę przekuć na pozytywne myślenie, ponieważ nadal mieliśmy szansę na awans do półfinałów, co od wielu lat się nie zdarzyło. Dodatkowo musieliśmy spojrzeć na to trzeźwym okiem, zobaczyć nasze błędy, poprawić dwa, trzy elementy gry. Zawsze należy robić krok do przodu, chcieć się poprawić. Nie jest to łatwe podejście, ale staramy się tego trzymać z zespołem.
Przy przegranej 3:0 z USA, zostalibyście wyeliminowani z półfinałów. Pana zespół w trzecim secie przeciwstawił się jednak Amerykanom i dzięki wygranej w tej partii, zapewniliście sobie awans do strefy medalowej. Gdzie odnaleźliście w sobie siłę na tę wygraną?
LAURENT TILLIE: Wszyscy w nią wierzyliśmy. Przy każdej rotacji robiliśmy punkt. Wejście Francka Lafitte’a było bardzo dobre. Udało nam się pozostać w meczu i staraliśmy się walczyć o każdy punkt, nie myśląc o porażce i jej konsekwencjach.
Czy czuje się pan trochę oszołomiony tą wygraną ? Jakie uczucia panem targają?
LAURENT TILLIE: Wszyscy jesteśmy jak po nokaucie, w barze na lotnisku, gdzie nie ma nikogo. Ale to jest normalne. Cały sztab szkoleniowy, wszyscy wiele krzyczeliśmy, dawaliśmy wiele poleceń uwieńczonych ulgą w finale. Jest wielka satysfakcja, pełnia szczęścia i duma z drużyny. Wszystkim poprzednim generacjom, które grały w reprezentacji, dla wszystkich, dla których siatkówka jest pasją, którzy nie ośmielali się mówić o tej dyscyplinie, ponieważ nigdy nie wygrali żadnego mistrzostwa teraz możemy powiedzieć, że jesteśmy dumni z naszej drużyny, dumni z tego, że uprawiamy siatkówkę, że byliśmy najlepsi w tym turnieju. To naprawdę bardzo wielka radość.
To historyczne zwycięstwo, daje także gratyfikację zawodnikom?
LAURENT TILLIE: Jesteśmy teraz daleko, więc na to nie patrzymy. Trzeba pamiętać, że to zwycięstwo jest częścią ścieżki, którą podążamy od 2013 roku, w którym zajęliśmy piąte miejsce podczas mistrzostw Europy, potem 2014 z naszym udziałem w Lidze Światowej i mistrzostwach globu i ten rok, w którym cały czas osiągamy co raz lepsze wyniki. Od początku powiedzieliśmy sobie, że chcemy awansować do Igrzysk Olimpijskich w Rio w 2016 roku. Walczymy o podia, stawiamy sobie co raz bardziej ambitne cele. To może brzmieć zarozumiale, ale naprawdę na to wszystko zapracowaliśmy i choć raz stanęliśmy na najwyższym stopniu podium. Wykorzystaliśmy swoją szansę, a przecież nie zawsze tak było!
Gdyby mógłby pan wskazać dwa najważniejsze momenty mijającej Ligi Światowej, to co by to było?
LAURENT TILLIE: Powiedział bym, że kluczowym punktem była wygrana w Final Four drugiej dywizji w Warnie z reprezentacją Bułgarii oraz mecz z Amerykanami. W Rio nie zagraliśmy z nimi dobrego spotkania. Graliśmy nerwowo, byliśmy zmęczeni, ale jakimś cudem udało nam się wygrać ten jeden najważniejszy set, który dał nam awans do półfinałów. To ponownie dało nam dużą dawkę spokoju i zdziesięciokrotniło naszą waleczność.
Jakie macie dalsze plany?
LAURENT TILLIE: Wygrywając Ligę Światową, zawodnicy wygrali także dwa dni wypoczynku więcej, mieli szczęście (śmiech)! Zamiast trzech tygodni przerwy będą mieli trzy tygodnie i dwa dni. A tak na poważnie, przed nami mistrzostwa Europy w październiku ze statusem zwycięzcy Ligi Światowej. Wiemy, że będzie wielka konkurencja, szczególnie gdy niektóre zespołu będą wzmocnione naturalizowanymi reprezentantami. Cieszy nas bardzo ta wygrana, ale ona nie może nas uśpić, nie spoczniemy na laurach. Wiemy, że przed nami wymagające mistrzostwa Starego Kontynentu oraz kwalifikacje olimpijskie.