Leandro Vissotto: tegoroczne Final Four będzie bardzo ciekawe
O grze w Rosji, meczach z Polską i zbliżającym się Final Four Ligi Mistrzów w rozmowie z PlusLigą opowiada Leandro Vissotto – atakujący Uralu Ufa i reprezentacji Brazylii.
Plusliga: W tym sezonie trafiłeś do Rosji, konkretnie do zespołu Ural Ufa. Jak oceniasz rosyjską siatkówkę i generalnie Rosję po tych kilku miesiącach?
Leandro Vissotto: Patrząc na Rosję pod kątem siatkówki i Superligi można mówić tylko dobre rzeczy. Jest tutaj bardzo dużo świetnych zawodników i przyznam szczerze, że to mnie zaskoczyło. Wysoki poziom siatkówki można obserwować nie tylko w meczach drużyn z czołówki ligi, ale również w tych gdzie grają zespoły z miejsc 8-10. Dla mnie to bardzo cenne doświadczenie. Jeżeli jednak rozmawiamy o życiu w Rosji, to jest ono zupełnie inne niż życie w moim kraju. Jest dużo trudniej, zdecydowanie zimniej, ale da się przeżyć.
- Nie miałeś problemów z aklimatyzacją w Ufie? Przyzwyczaiłeś się już do częstych lotów i zmian stref czasowych?
- Faktycznie, tych podróży jest bardzo dużo. W Rosji są to głównie loty i trzeba się do tego przyzwyczaić. Kiedy grałem we Włoszech zdarzało się nam spędzić osiem godzin w autobusie – tutaj spędzamy osiem godzin w samolotach lub przesiadając się z jednego lotu na kolejny. Największą różnicą jest jednak mentalność Rosjan – oni mają inne podejście do życia, do pracy i dla obcokrajowców czasami jest to trudne do zrozumienia. Przyjeżdżasz i oczekujesz czyjejś pomocy, ale zwykle wiele tej pomocy nie otrzymujesz, ponieważ w zespole jest tylko dwóch zagranicznych zawodników – w przypadku Ufy jestem tylko ja i Miguel. Jednak z biegiem czasu można się odnaleźć w tej nowej rzeczywistości i przezwyciężyć początkowe trudności.
- Jak wygląda obecnie sytuacja z twoim zdrowiem? Wielu kibiców bardzo zaniepokoiły te nagłe zejścia z boiska już gdy grałeś we Włoszech, ale także podobne sytuacje miały miejsce w Ufie.
- Te problemy z sercem pojawiły się dość niespodziewanie. W moim przypadku mamy tu doczynienia z arytmią, ale na szczęście jest to jej prosty rodzaj, nie tak niebezpieczny i nie stwarzający zagrożenia życia. Nie ukrywam jednak, że jest to dla mnie trudna sytuacja, bo czasami muszę zejść z boiska w trakcie meczu i generalnie kiedy mowa o problemach z sercem, to wszyscy się bardzo przejmują. Odbyłem jednak wiele wizyt u dobrych lekarzy i jest dużo lepiej.
- Zmieniając temat, wracasz jeszcze czasami myślami do finału olimpijskiego? Ty nie grałeś w tym pamiętnym meczu z Rosją – obserwowałeś to spotkanie z kwadratu dla rezerwowych.
- Byłem bardzo zawiedziony, przede wszystkim dlatego, że mogłem zagrać w tym meczu. Może gdybym pojawił się wtedy na boisku coś by się zmieniło, mógłbym pomóc zespołowi. Sposób w jaki przegraliśmy to spotkanie, ta pamiętna zmiana pozycji Muserskiego z środkowego na atakującego była czymś niesamowitym. Miałem okazję rozmawiać z kilkoma zawodnikami rosyjskimi podczas Meczu Gwiazd i oni wciąż nie mogą uwierzyć, że wtedy wygrali. To są Igrzyska Olimpijskie – tam wszystko się może zdarzyć.
- Sądzisz, że Brazylijska Federacja Siatkówki, mimo porażki na Igrzyskach Olimpijskich, podjęła dobrą decyzję pozostawiając na stanowisku trenera Canarinhos Bernardo Rezende?
- W tym momencie nie widzę innego szkoleniowca z podobnym doświadczeniem, który byłby w stanie przygotować drużynę na Igrzyska Olimpijskie, które odbędą się w naszym kraju. Dla mnie on jest jedyną osobą, która może poprowadzić zespół do Igrzysk w 2016 roku.
- Drużyna czeka jednak sporo zmian – wielu zawodników zapewne zrezygnuje z dalszej gry w reprezentacji.
- To normalny proces, przez który przechodzi każda drużyna i Bernardo doskonale zdaje sobie z tego sprawę. On wciąż chce wygrywać i na pewno będzie starał się stworzyć zespół, który będzie na tyle silny, aby stawać na najwyższym podium najważniejszych imprez w kolejnych latach.
- Jeżeli chodzi o reprezentację, to już niedługo czekają was rozgrywki Ligi Światowej i po raz kolejny mecze z Polską.
- Tak, to już niemal tradycja, że w każdej Lidze Światowej mierzymy się z Polską (śmiech). Myślę, że powodem tego jest fakt, że nasze mecze są zawsze wielkim wydarzeniem – zarówno w Polsce jak i w Brazylii. Zawsze z wielką przyjemnością przyjeżdżam do Polski – atmosfera jest tutaj znakomita i granie dla polskiej publiczności jest wspaniałe. Przyjazd do Bydgoszczy na mecz z Delectą to była moja dziesiąta wizyta w Polsce – chyba niedługo będę mógł powiedzieć, że znam więcej polskich miast niż brazylijskich (śmiech). Mam nadzieję, że ta wspaniała atmosfera wokół siatkówki w Polsce utrzyma się jeszcze bardzo długo.
- Na koniec zapytam jeszcze o zbliżający się turniej Final Four. Wystąpi w nim Bre Banca Lannutti Cuneo – zespół, w którym grałeś w minionym sezonie. Awans tej drużyny był dużym zaskoczeniem.
- Ja absolutnie nie byłem zaskoczony tym, że Cuneo znalazło się w czwórce najlepszych zespołów europejskich, bo to bardzo dobra drużyna. Macerata miała ostatnio trochę problemów z kontuzjami, poza tym ten zespół bardzo zmienił się w tym sezonie i to było widać na boisku. Cieszę się, że w Final Four zobaczym właśnie Cuneo.
- Jak oceniasz ich szanse w starciu z polską drużyną, ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle?
- Trudno tu wskazać głównego faworyta. Wiem, że polski zespół prezentuje się bardzo dobrze – gra tam mój przyjaciel Felipe Fonteles. Dla Felipe jest to świetny sezon i myślę, że ma duże szanse, aby zagrać w finale tych rozgrywek. W drugiej parze spotkają się rosyjskie zespoły – Zenit Kazań i Lokomotiw Nowosybirsk i tam też zapewne będzie dużo walki. Sądzę, że tegoroczny turniej Final Four będzie bardzo ciekawy, ponieważ po raz pierwszy od kilku lat nie ma w nim Trento. Liczę na duże emocje!