Liczy, że ich gra zafunkcjonuje w finale PlusLigi i Pucharze Polski
- Liczę, że nasza gra będzie dobrze funkcjonowała w finale PlusLigi oraz Pucharze Polski w Gdańsku - mówi przyjmujący Asseco Resovii, Marko Ivović. Rzeszowski zespół jest, w opinii ekspertów, wymieniany jako faworyt rywalizacji zarówno w walce o mistrzostwo i puchar kraju.
plusliga.pl: Przegraliście sobotni sparingowy pojedynek z VfB Friedrichshafen 1:3. Wprawdzie to tylko towarzyskie spotkanie, ale widać było, że brakuje wam już chyba rytmu meczowego…
Marko Ivović: Nasza postawa w tym meczu nie była dobra. Na szczęście to tylko sparing. Mamy jeszcze kilka dni do pierwszego meczu finałowego z Lotosem i mam nadzieję, że nasza gra będzie dobrze funkcjonowała już w najbliższych spotkaniach PlusLigi i Pucharu Polski. Grając mecze nie możemy sobie pozwolić na żadne rozluźnienie i to jest pewne. Tutaj nie chodzi nawet o styl naszej gry, tylko podejście do meczu, ducha walki i zaangażowanie na boisku. W sparingu z VfB nie wyglądaliśmy jak drużyna. Może też w jakiś sposób odbiło się na nas to, że praktycznie od dwóch tygodni nie rozgrywaliśmy pojedynku o stawkę. Przez cały sezon graliśmy praktycznie co środę i sobotę, a teraz mieliśmy dwa tygodnie przerwy, więc ostatnio nie byliśmy w rytmie meczowym. Mam jednak nadzieję, że to nam w żaden sposób nie przeszkodzi, a w środę pokażemy dobrą siatkówkę.
- To nie jest zdumiewające, że przez cały sezon goniliście jak szaleni z ilością i częstotliwością meczów, a pod koniec rozgrywek macie dwa tygodnie przerwy do pierwszego finału, po którym znów w szybkim tempie udacie się do Gdańska na finałowy turniej Pucharu Polski?
- To jest bardzo dziwne i nie mogę tego za bardzo zrozumieć, ale kalendarz był znany już od początku sezonu i musimy się go po prostu trzymać. Trzeba być przygotowanym również na takie sytuacje. Naszym zadaniem jest wyjść na boisko z pełną gotowością do walki i maksymalną koncentracją. Trochę dziwne jest też to, że przez cały sezon wydawało się, że zagramy finały ze Skrą, a jednak naszym przeciwnikiem jest drużyna z Gdańska. To jednak nie może uśpić naszej czujności. Lotos pokazał w trakcie całego sezonu, a zwłaszcza w półfinałach ze Skrą, swoją dużą siłę i nie bez powodu znalazł się w finale. Nie możemy więc czuć jakiegoś rozluźnienia w związku z tym, że zmierzymy się z Gdańskiem, a nie z Bełchatowem. Lotos ma bardzo fajny i mocny zespół, nawet jeśli ich gra jest oparta o wąską grupę zawodników. Pomimo tego, że praktycznie cały sezon grają tym samym składem widać, że są w stanie pokonać i zniszczyć każdego przeciwnika. Musimy być skupieni i dobrze przygotowani to walki z tym wymagającym rywalem. Jeśli jednak pokażemy naszą najlepszą siatkówkę, to powinno być dobrze. Wiemy na co nas stać, tylko musimy to jeszcze pokazać na boisku i kontynuować naszą ciężką pracę do końca sezonu. Bardzo zależy nam na tym, żeby zakończyć rozgrywki złotym medalem mistrzostw Polski.
- Był pan mocno zaskoczony tym, że LOTOS Trefl wygrał rywalizację półfinałową z PGE Skrą Bełchatów, czy też po turnieju Final Four w Berlinie liczył się pan z tym, że Bełchatów może już nie odrobić strat i odpaść po czwartym meczu w Gdańsku…
- W Berlinie przekonaliśmy się o tym, że Skra ma swoje problemy i ich gra nie wygląda najlepiej, ale mimo wszystko wierzyłem w to, że bełchatowianie są jeszcze w stanie znaleźć jakąś dodatkową energię i odwrócić losy rywalizacji w półfinale PlusLigi. Na pewno ten ostatni mecz w Gdańsku pokazał, że Skra mocno się starała, ale wciąż nie odnalazła jeszcze tej swojej największej mocy. Myślę, że pod koniec sezonu bełchatowianom zabrakło już siły, ponieważ ich liderzy byli już mocno wyeksploatowani i przemęczeni, zwłaszcza że sezon PlusLigi rozpoczął się tuż po mistrzostwach świata. W pierwszej części rozgrywek Skra była bardzo mocna, ale w pewnym momencie ich forma zaczęła spadać. Wydawało mi się, że na koniec jeszcze odnajdą swoją moc, ale tak się nie stało, przynajmniej w półfinale z Lotosem. Szkoda mi bełchatowian, bo w tej drużynie gra dwóch moich rodaków, a jednocześnie bardzo dobrych kolegów.