Ljubo Travica: wygrać choć jedno trofeum
Szkoleniowiec Asseco Resovii Rzeszów nie należy do ulubieńców siatkarskich ekspertów. Choć jego drużyna od początku rozgrywek plasuje się w czołówce, ciągle słychać narzekania na jego pracę. Żale wylewają tez byli zawodnicy rzeszowskiej drużyny. Travica ripostuje krótko: trenera bronią wyniki.
- Po niedawnym spotkaniu Resovii z ZAKSĄ usłyszałam taki komentarz jednego z fanów ZAKSY: jak można przegrać z zespołem, który nie ma rozgrywającego. Co pan na to?
- Michał ma mecze lepsze i gorsze, ale nie gra tak źle, jak niektórzy twierdzą. Może mieć słabszy dzień i rzucać niedokładne piłki, może też mieć wahania poziomu, bo jest bardzo młodym graczem i jego boiskowy charakter dopiero się kształtuje. Wiedzieliśmy przed sezonem, że zatrudniając tak młodego zawodnika, zapłacimy za to jakiś rachunek, na to wszyscy w klubie byli przygotowani.
-Czyli Michał Baranowicz nie jest największym problemem Resovii?
- Większym problemem jest w tej chwili Ivan Ilić i jego kłopoty zdrowotne. Nie możemy normalnie trenować i nie możemy dać chwili wytchnienia Michałowi podczas meczu. Decyzję o dalszym leczeniu Ilića podejmiemy po finale Pucharu Polski. Być może będzie konieczna operacja kolana, która wyeliminuje go z treningów nawet na kilka tygodni.
- Jesteśmy po szesnastu kolejkach PlusLigi, Resovia zajmuje drugą lokatę w tabeli - jest pan zadowolony z obecnej dyspozycji swoich podopiecznych?
- Plany były trochę inne, ale musieliśmy je zrewidować ze względu na kontuzje kilku zawodników - Cernica, Grozera, Millara. Potem doszły jeszcze problemy Józefackiego, Kosoka i Miki. Praktycznie, przez pierwsze dwa miesiące sezonu nie mogliśmy przeprowadzić ani jednego treningu w kompletnym składzie. Dopiero w ostatnim miesiącu pracujemy wszyscy razem i powoli efekty zaczynają być widoczne - zespół gra z meczu na mecz lepiej. Trzeba też wziąć poprawkę na przeładowany kalendarz, ciągłe podróże - w tak zawrotnym tempie rozgrywek trudno znaleźć czas na systematyczne treningi.
- Resovia właściwie od początku rozgrywek jest w czołówce tabeli, ale mimo to ciągle słychać narzekania na grę pana podopiecznych.
- Potencjał drużyny jest wielki i na razie nie wykorzystany do końca. Najwyższa forma ma przyjść na play offy - wtedy zobaczymy jak będzie. Wiem, że sporo jest narzekań na dyspozycję zagranicznych zawodników - Grozera czy Cernica. Ale dajmy im czas, oni pokażą na co ich stać. Największe problemy z regularną grą cechują Resovię i ZAKSĘ - drużyny, które mają w składach najwięcej nowych zawodników, w tym na pozycji kluczowej - rozegraniu. Problemy widać gołym okiem, tak jak to, że w najlepszej sytuacji jest Skra Bełchatów - drużyna ze stabilnym, praktycznie nie zmienionym składem. Taka jest siatkówka, że wymaga czasu i powtarzalności. My nie mamy czasu i biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, uważam, że drużyna nie prezentuje się źle.
- A co z Millarem? To zawodnikiem praktycznie nie wykorzystywany podczas meczów. Nie lepiej było postawić przed sezonem na Łukasza Kadziewicza? Podobno w klubie była oferta jego menadżera.
- Wiem, że była opcja by sprowadzić Zagumnego i Nowakowskiego, ale obydwaj nie zdecydowali się na Rzeszów. Nic nie wiem o tym, żeby Lukasz Kadziewicz był przymierzany do naszej drużyny. Wiem natomiast, że po siatkarskiej Polsce krąży opinia, iż nie lubię polskich zawodników. To nieprawda.
- Mówi pan o niedawnej wypowiedzi Pawła Papke?
- Generalnie nie lubię odpowiadać na takie zarzuty, to są "niskie” sprawy. Zawodnik przestanie kiedyś być zawodnikiem, trener przestanie być trenerem, ale zostanie człowiek - to po pierwsze. Po drugie, wspomniana wcześniej dwójka nie chciała do nas przyjść, inni najlepsi Polacy są zakontraktowani w Skrze i Częstochowie. Kogo więc miałem wziąć? Jeśli chcemy dorównać Skrze, musimy szukać najlepszych zawodników - oto cała filozofia.
- Pawłowi Papke chodziło chyba o coś innego - że traktował pan gorzej Polaków, niż graczy zagranicznych.
- Na ten temat powinni wypowiedzieć się zawodnicy, którzy grają w naszym klubie. Co do Pawła - w ciągu dwóch lat zagrał w Rzeszowie jeden dobry mecz, z Olsztynem. Jeśli czuł się tak źle pod moimi skrzydłami, to powinien po sezonie znaleźć nowy klub i udowodnić, że myliłem się w ocenie jego przydatności. Paweł był świetnym zawodnikiem w przeszłości, ale w Rzeszowie nie grał na poziomie, którego oczekiwałem.
- Dlaczego w Polsce zagraniczni trenerzy są ciągle atakowani - tak było z Roberto Santillim, tak jest z panem?
- Wiem dlaczego tak jest, ale proszę pozwolić mi zachować tę wiedzę dla siebie. Mam nadzieję, że obronią mnie wyniki. Polska to fantastyczny kraj dla siatkówki pod względem zawodników, kibiców i organizacji imprez. Pod kilkoma innymi względami jest jednak dziwna. Przytoczę włoski przykład. Dwadzieścia lat temu na Półwyspie Apenińskim zatrudniono ośmiu, może dziewięciu trenerów zagranicznych - dzielili się doświadczeniami i Włosi mogli uczyć się od lepszych od siebie. To przyniosło wymierne efekty. Uważam, że w Polsce również zagraniczni szkoleniowcy mogą być pomocni, wesprzeć młodych polskich trenerów.
- Jak pracuje się panu w Rzeszowie?
- W Rzeszowie na samym początku uzgodniliśmy szczegóły. Wiem, czego ode mnie oczekują działacze i robię wszystko, by pomóc drużynie systematycznie, rok za rokiem piąć się w górę. Nie chodzi tylko o wyniki, także o organizację, profesjonale zachowanie się zawodników i wiele innych aspektów, ale o tym najlepiej porozmawiać z prezesem i moimi współpracownikami.
- Powiedział pan, że pracę trenera bronią wyniki. Jaki rezultat uzna pan za sukces po zakończeniu sezonu?
- Przed startem rozgrywek mówiliśmy o tym, by zdobyć choć jedno trofeum. Chcemy grać w finale, a najlepiej we wszystkich trzech - Pucharu Polski, PlusLigi i CEV. Tam już może zdarzyć się wszystko.