Lloy Ball jakiego nie znacie
Choć na liście jego rozlicznych sukcesów znajdują się złoto olimpijskie, złoto Ligi Mistrzów czy triumf w Lidze Światowej, najcieplej wspomina lata przed szczytem siatkarskiej kariery spędzone na Uniwersytecie w Indianie oraz dzień narodzin syna. Najmniej chętnie z kolei wraca do dnia swoich 21. urodzin....
Najpiękniejsze chwile
Uniwersytet w Indianie - IPFW. Cztery lata, które tam spędziłem były najlepszymi w moim życiu. Tam poznałem żonę, trenowałem z sukcesami pod okiem ojca, stałem się dojrzałym mężczyzną i siatkarzem. Przede wszystkim zdobyłem cenne wykształcenie, które z pewnością zaprocentuje po zakończeniu kariery. Te cztery lata były dla mnie doskonałym przygotowaniem do profesjonalnej kariery sportowej. Dały mi poczucie, że jeśli pośliźnie mi się noga lub z jakiegoś powodu nie będę mógł grać w siatkówkę, to zawsze mam alternatywę. W Stanach mówimy, że czas spędzony na Uniwersytecie to takie życie w pigułce. Potem, po zakończeniu edukacji trzeba wybrać to, co było w nim najlepsze.
Najbardziej wstydliwy moment
Kiedy miałem 21 lat, po raz pierwszy (i jedyny!) wylądowałem w więzieniu. W dniu urodzin świętowałem z kolegami - bo w Stanach legalnie można pić alkohol dopiero po ukończeniu 21 roku życia. Wypiłem trochę za dużo żeby prowadzić samochód, ale pojechałem do domu. Nie dojechałem. Ktoś wezwał policję i wylądowałem na 24 h w więzieniu. Wpakowali mnie do ogromnej celi, w której było jakieś 200 innych osób - typków spod ciemnej gwiazdy, którzy mieli sporo na sumieniu. To było przerażające - najgorsza i najdłuższa noc w moim życiu.
Wiele mnie natomiast nauczyła. Po pierwsze, że można się zabawić, ale trzeba być odpowiedzialnym. Po drugie, że za każdą głupotę trzeba słono zapłacić. Ja dostałem ogromne kolegium i zabrali mi prawo jazdy na 6 miesięcy. Potem, przez siedem lat żyłem w napięciu i musiałem się bardzo pilnować, bo gdyby zdarzyła mi się podobna wpadka, zabraliby mi prawo jazdy na zawsze. Dodatkowo wysłali mnie na kurs poprawnego zachowania, takiego savoir vivre'u dla błądzących. Nie opowiadam o tym zbyt często, bo nie ma czym się chwalić, ale obiecałem sobie, że gdy mój syn będzie w odpowiednim wieku, opowiem mu tę historię jako przestrogę na przyszłość.
To, co najcenniejsze
Syn. Ma 9 lat. Rok 2001, w którym się urodził był początkiem moich sukcesów w karierze siatkarskiej. Wygrałem mistrzostwo Włoch, potem Grecji, Rosji, Ligę Mistrzów i Igrzyska Olimpijskie. Odkąd zostałem ojcem, moja kariera nabrała rozmachu. Bycie ojcem pozwoliło mi zrozumieć, że miłość do siatkówki jest równie ważna jak miłość do najbliższych. Poczucie takiego balansu - ciepła i spełnienia w domu oraz robienia zawodowo tego, co kocha się najbardziej sprawiło, że jako sportowiec nabrałem pewności siebie i tak jak stałem się kochającym ojcem, tak jednocześnie stałem się lepszym siatkarzem. Jako głowa rodziny wciąż uczę się odpowiedzialności za siebie i rodzinę, robię wszystko, by być dobrym ojcem, mężem, człowiekiem. Dokładnie te same wartości przenoszą się na grunt zawodowy.
Mam nadzieję, że mój syn nie zostanie siatkarzem. Jeśli już zdecyduje się na sport, to życzyłbym sobie, żeby wybrał dyscyplinę bardziej popularną w Stanach Zjednoczonych - amerykański football czy koszykówkę i nie skazywał siebie na wieloletnią emigrację za chlebem, jak jego ojciec. Tak naprawdę chciałbym, żeby skończył porządne studia i był prawnikiem, lekarzem lub inżynierem. Przed wszystkim jednak ja i moja żona uczymy go tego, co w życiu najważniejsze - żeby był porządnym człowiekiem.
Rodzina to podstawa. Jestem w bardzo bliskiej komitywie z rodzicami, siostrą i wiem, że bez nich nie byłbym tym, kim jestem. Nawet jeśli od wielu lat przemierzam świat wzdłuż i wszerz, to moje miejsce jest w Indianie - tam mieszkają rodzice moi i żony, tam staram się bywać najczęściej jak to możliwe. Mój dom leży w przepięknym miejscu, nad jeziorem. Kiedy tam jestem lubię sobie popływać łódką czy po prostu siąść na brzegu i popatrzeć w dal. Czerpię energię z najbliższych i nie wyobrażam sobie życia bez nich. Rodzice odwiedzając mnie w każdym z krajów, w których zatrzymuję się na dłużej. Żona Sara mieszka ze mną w Kazaniu...częściowo. Ze względu na problemy ze znalezieniem szkoły dla naszego syna w Rosji, postanowiliśmy, że będzie uczył się w Stanach. Ja i tak sporo podróżuję grając w pucharach, więc to sensowne rozwiązanie. Sara natomiast, kiedy tylko może przyjeżdża do mnie w odwiedziny.
Drugi dom
Miejscem, w którym czuję się równie komfortowo, jak w domu jest hala sportowa. Odkąd tylko zacząłem chodzić ojciec zabierał mnie ze sobą na treningi, a mając 6 lat sam zacząłem grać w siatkówkę. Bardzo dobrze kojarzy mi się drewniana podłoga, jej specyficzny odgłos - to jeden z przyjemniejszych dźwięków z mojego dzieciństwa. Kiedy jest zimno, nieprzyjemnie, alby gdy po prostu mam zły nastrój idę potrenować - wtedy wszystkie kłopoty i smutki odchodzą. Być może dlatego doszedłem tak daleko i być może dlatego nie potrafię zrozumieć kolegów, którzy nie przepadają za halą i traktują ją jak miejsce pracy, przebywając tam tylko tyle, ile wymaga od nich trener. Jeśli nie mam możliwości trenować, to lubię pójść i pooglądać inne dyscypliny sportu. Myślę, że jakieś 80 procent mojego życia spędziłem na obiektach sportowych. To dziwne, wiem...ale tak właśnie mam.
Poczucie humoru
Moja żona bardzo lubi opowiadać dowcipy. Nie zawsze są one śmieszne, ale zawsze śmieję się z nich, żeby sprawić jej przyjemność. Uwielbiam ludzi z poczuciem humoru. Śmiech i spontaniczna radość czynią życie prostszym, lżejszym. Czasami śmiech jest najlepszym lekiem. Na wszystko. Nie mam talentu do opowiadania kawałów i wymyślania żartów. Jestem za to numerem jeden, jeśli chodzi o rodzaj i głośność śmiechu - znajomi twierdzą, że "ładuję” jak z karabinu maszynowego. Łatwo mnie rozśmieszyć i co gorsze, nie potrafię potem przestać.
W kadrze najzabawniejszą postacią zdecydowanie był Rich Lambourne. Może jeszcze David Lee. Jest wiele żartów, które oni wyczyniali, ale żaden z nich nie nadaje się do upublicznienia. Mój przyjaciel Clay ma wiele wartościowych cech, ale o jakieś wielkie poczucie humoru trudno go posądzać.
Przyszłość
Być może handel nieruchomościami. Już teraz trochę się w to bawię. Mam kilka nieruchomości (domów, apartamentów) - sprzedaję jedne, kupuje drugie. Zainwestowałem też w koncern kawowy. Po zakończeniu kariery zamierzam otworzyć pub. Mój ojciec ma szkołę siatkówki i czasem dla niego pracuję. Osobiście nie chce traktować siatkówki jako biznesu. Teraz oczywiście tak jest, bo żyję z grania, ale po zakończeniu kariery raczej nie. Nie chcę być trenerem, wygłaszać patetycznych mów. Chce spróbować czegoś zupełnie innego. Jak mi nie wyjdzie, to wtedy pewnie wrócę na grunt siatkarski. Myślę, że mógłbym być dobrym menadżerem, Właściwie już teraz trochę nim jestem. Mam dobre rozeznanie w siatkarskim światku, a w Stanach jest wielu zdolnych graczy, którzy szukają drogi by się przebić. Ja z kolei znam wielu ludzi, mam jakąś tam renomę i szczerze mówiąc już udało mi się pomóc niektórym kolegom.