LM: Dramatyczny tie break w Omsku, Lokomotiw Nowosybirsk ze złotem
Bre Banca Lannutti Cuneo przegrała finałowy mecz o złoty medal Ligi Mistrzów z Lokomotiwem Nowosybirsk 2:3 (25:22, 24:26, 23:25, 25:20, 14:16). Rosyjska drużyna po raz pierwszy w historii klubu stanęła na najwyższym stopni podium najważniejszego europejskiego pucharu.
Dla włoskiego Cuneo był to szósty sezon w europejskiej elicie, ale w wielkim finale drużyna z Piemontu zagrała po raz pierwszy. Lokomotiw Nowosybirsk wystąpił w Lidze Mistrzów dopiero drugi raz. Pierwszy występ, w poprzednich rozgrywkach zakończył na II rundzie play off, po dramatycznym tie breaku i złotym secie z Arkasem Izmir. Tym razem w równie dramatycznych okolicznościach wywalczył najcenniejszy europejski puchar.
Po obydwu drużynach było widać już od pierwszej piłki jak bardzo zależy im na odniesieniu historycznego sukcesu - siłą motywacji i zaangażowania toczyły twardy, wyrównany bój punkt za punkt - 7:8. Dopiero przed II czasem technicznym, po udanej kontrze Olega Antonowa i autowym ataku Aleksandra Gucaljuka siatkarze z Italii zbudowali trzypunktową przewagę 16:13. Ale mimo to wciąż obserwowaliśmy zaciętą rywalizację, z mnóstwem widowiskowych obron i technicznych akcji. Końcówkę, po punktowej zagrywce Nikoli Grbića rozstrzygnęli na swoja korzyść zawodnicy z Cuneo.
Obraz gry nie zmienił się w starciu numer dwa, ale tym razem to gospodarze turnieju w Omsku wyprzedzali rywali o jeden mały krok (7:8). Po słabszym pierwszym secie, do akcji ofensywnych Lokomotiwu włączył się Lukas Divis, dając mocne wsparcie Marcusowi Nilssonowi. Siatkarze Roberto Piazzy z kolei mieli w tym fragmencie meczu spore problemy z wstrzeleniem się w boisko zagrywką (Sokołow, Wijsmans), co nie pozwalało im zredukować strat (17:19). Dopiero Earvin NGapeth utrudnił przeciwnikom przyjęcie na tyle, że musieli oddać piłkę za darmo. Kontratakim Cuneo doprowadziło do remisu po 23, ale te najważniejsze akcje seta skończyli kolejno Divis i Nilsson, obijając ręce podwójnego bloku.
Zwycięstwo wydarte rywalom w grze na przewagi rozochociło rosyjską ekipę jeszcze bardziej i pozwoliło jej szybko zbudować dystans punktowy w trzeciej odsłonie - 3:7. Potem Rosjanie prowadzili już swoją grę swobodnie, wykorzystując niemal każdą akcję do zdobycia punktu. Włoski zespół wciąż zmagał się z własną nieporadnością w polu serwisowym, a na domiar złego rywalom coraz częściej udawało się poruszyć ich odbiór zagrywki. Nawet dobrze radzący sobie wcześniej NGapeth, w końcówce dał się pocelować Rosjanom - 19:22. Tej straty jego drużyna już nie zdołała odrobić.
Czwarta odsłona przyniosła jeszcze więcej twardej walki, niż trzecia, a do tego obfitowała w zaskakujące zwroty akcji, Najpierw prowadzili Rosjanie (3:5), potem Włosi dogonili oponentów i sami wypracowali 3 punkty przewagi (14:11). Ciosy zadawane przez obydwie ekipy wzbudzały zachwyt zebranych w komplecie kibiców, a dramaturgia boiskowych zdarzeń godna był wielkiego finału Ligi Mistrzów. Dopiero gdy Grbić i spółka wyszli na prowadzenie 20:16 emocje opadły, ale tylko na moment. Atmosferę znów podgrzał Lukas Divis, który dobrą zagrywką pomógł swojej drużynie zmniejszyć przewagę. Jednak jego koledzy nie wzięli z niego przykładu, pozwalając siatkarzom trenera Piazzy przedłużyć nadzieje na końcowe zwycięstwo.
Ale sami też nie stracili impetu i w połowie tie breaka ich przewaga urosła aż do trzech oczek (6:9). A gdy NGapeth pomylił się w kontrataku z szóstej strefy, gospodarze jeszcze bardziej uwierzyli w szczęśliwy koniec. Tymczasem doświadczeni w boju siatkarze z Cuneo jeszcze raz zerwali się do walki i odrobili straty - 11:11. Dramatyczną końcówkę wygrali na przewagi zawodnicy Andrieja Woronkowa, który tym zwycięstwem z pewnością wywindował się na faworyta w rywalizacji o fotel selekcjonera Sbornej.