Lorenzo Bernardi: nie zamierzam oceniać zwodników
W rozmowie z PlusLigą podsumowującej sezon 2012/13 szkoleniowiec Jastrzębskiego Węgla opowiada o tym dlaczego po wygraniu brązowego medalu wzruszył się do łez, a także o problemach, z którymi zespół zmagał się w trakcie rozgrywek.
PlusLiga: Po ostatniej piłce rywalizacji o brąz w pana oczach pojawiły się łzy….
Lorenzo Bernardi: To nie był łatwy sezon, mieliśmy kilka poważnych problemów ze zdrowiem zawodników - Wojtaszka, Czarnowskiego, mieliśmy też kilka innych kłopotów. W ich efekcie ciągle musieliśmy dokonywać zmian w wyjściowej szóstce. Było to o tyle trudne, że ograniczała nas liczba obcokrajowców. Zawodnicy przez cały czas dzielnie stawiali czoła tym wszystkim problemom, mocno walczyli o każdy punkt, nawet wtedy gdy nam nie szło, - jak w półfinale Pucharu Polski czy w rewanżowym pojedynku Pucharu CEV z tureckim zespołem, zawsze dawali z siebie maksimum, zostawiali na boisku serce. To dla mnie niezwykle ważne, bo taki właśnie jest mój charakter, zawsze daję z siebie wszystko. To, co zobaczyłem w ostatnim spotkaniu sezonu, niebywałe zaangażowanie i radość z gry sprawiły, że bardzo się wzruszyłem. Czułem się jakbym sam walczył na boisku.
- Ma pan wciąż w sobie duszę zawodnika?
- Nie. Pożegnałem się z nią tuż po zakończeniu kariery. Teraz mam duszę trenera, w stu procentach. Ale zdarza mi się obserwując moich zawodników widzieć w ich postawie siebie samego. To dla mnie bardzo istotne, bo znaczy, że mój zespół przejął coś ode mnie, że moja praca przynosi efekty.
- W ostatnich meczach sezonu pana drużyna rzeczywiście pokazała charakter, stanowiła kolektyw. Ale dlaczego tak późno? Czemu zabrakło tego w półfinale z ZAKSĄ?
- To była zupełnie inna sytuacja, ale nikt nie może zarzucić nam, że nie walczyliśmy. Byliśmy blisko wygranej w drugim i w trzecim pojedynku. Przegraliśmy rywalizację ze wspaniałą drużyną, która ma dwa razy większy budżet niż my, i która od początku sezonu była faworytem do ligowego złota.
- Drażniło pana, gdy eksperci powtarzali, że JW to zbiór indywidualności, że nie stanowicie zgranego zespołu?
- Częściowo zgadzam się z tym zarzutem, nie zawsze stanowiliśmy kolektyw. Na to potrzeba czasu, zwłaszcza, gdy w drużynie jest kilku nowych zawodników, oni muszą nauczyć się siebie nawzajem. Ale jeśli ktoś chciałby zarzucić nam brak kolektywnej gry w play offach z ZAKSĄ czy Bydgoszczą, ostro musiałbym się sprzeciwić.
- Michał Kubiak, po zakończeniu półfinałów stwierdził, że przegrał lepszy zespół. Też pan tak sądzi?
- Oczywiście. Przez większą część półfinałowej rywalizacji prezentowaliśmy lepszą siatkówkę, niż ZAKSA. Po jej zakończeniu powiedziałem moim zawodnikom, że przegraliśmy kilkoma piłkami - najpierw w drugim spotkaniu w Jastrzębiu, potem w trzecim w Kędzierzynie-Koźlu. W czwartym nie mógł wystąpić Michał Kubiak i to rzutowało na grę całej drużyny. Również Krzysiek Gierzyński nie czuł się najlepiej przez ostatnie dwa, trzy miesiące. Musieliśmy mierzyć się nie tylko z przeciwnikami, ale także z wewnętrznymi problemami. Ale to zdarza się w sporcie. Mieliśmy swoje szanse, nie wykorzystaliśmy ich i z tej lekcji musimy zrobić użytek w przyszłości.
- Zgodzi się pan z opinią, że różnicę w rywalizacji z ZAKSĄ zrobili zmiennicy? Pilarz i Witczak potrafili pociągnąć grę zespołu, a jastrzębska ławka nie była w stanie pomóc.
- Nie mam zamiaru wystawiać indywidualnych cenzurek zawodnikom, siatkówka to sport zespołowy. Mówienie, że Pilarz zrobił różnicę, a Violas nie byłoby błędem. Proszę sobie przypomnieć czwarty pojedynek z ZAKSĄ, gdy na boisku byli zmiennicy - walczyliśmy z nimi punkt za punkt. Powtórzę więc raz jeszcze - naszą sytuację skomplikowały kontuzje i problem z limitem obcokrajowców. Ale chcę powiedzieć jasno i wyraźnie, że jestem dumny ze swojej drużyny i z tego brązowego medalu także.
- Zdradzi pan co właściwie stało się z Matteo Martino? Co sprawiło, że nie odnalazł się w drużynie?
- Tak jak powiedziałem wcześniej, nie zamierzam poruszać tematu poszczególnych zawodników. Poza tym, to już nie jest mój problem.
- Może pan dziś, po zakończeniu sezonu powiedzieć, że zrobił wszystko co można było zrobić, by drużyna osiągnęła optymalny poziom?
- Oczywiście. Mam absolutną pewności, że tak właśnie było. Również wszyscy ludzie w klubie - zawodnicy, sztab szkoleniowy, medyczny i wszyscy inni współpracownicy zrobili wszystko co mogli, co powinni. Ten brązowy medal to nasz wspólny sukces, wszyscy jednakowo na niego zapracowaliśmy. W tym miejscu należy podkreślić bardzo ważną rolę zmienników, bo to dzięki nim i ich pomocy podczas treningów mogliśmy dobrze przygotować się do meczów. Niestety, w siatkówce jest tak, że są zawodnicy szóstkowi i oni grają częściej, i są zmiennicy, którzy grają mniej.
- Nie popełnił pan żadnego błędu?
- Nie znam człowieka, który nie popełniłby w życiu jakiegoś błędu. Pomyłki to część naszego życia i naszej pracy. Najważniejsze, że w końcową fazę sezonu weszliśmy w dobrej dyspozycji i z bardzo pozytywną energią. I że zakończyliśmy sezon w pięknym stylu.
- Nie żałuje pan, że tak długo trzymał w kwadracie Roba Bontje? Jak już zagościł na dłużej na boisku, pokazał jak wartościowym jest zawodnikiem.
- Roba Bontje blokował limit obcokrajowców.
- Brązowy medal to oczywiście sukces i lepszy wynik, niż przed rokiem. Jednak przed sezonem oczekiwania były inne, mówiliście o awansie do trzech finałów…
- Kto mówił?
- Pan, podczas inauguracji sezonu.
- Wszyscy sportowcy mają jeden cel - wygrywać. Codziennie ciężko pracują, by osiągać jak najlepsze wyniki. Przed chwilą wyjaśniłem pani jakie mieliśmy problemy podczas sezonu, co zdarzyło się w półfinale. W sporcie zwycięzca może być tylko jeden. My daliśmy z siebie wszystko, co mogliśmy dać.
- Co powiedział pan swoim zawodnikom podsumowując rozgrywki PlusLigi?
- Że jestem z nich bardzo dumny, bo przez cały sezon dzielnie stawiali czoła problemom, świetnie sobie z nimi radzili, zawsze potrafili znaleźć jakieś rozwiązanie. To niezwykle ważne, bo gdy zawodzi taktyka lub technika, liczy się determinacja. Ja tę determinację widziałem - gdy musieliśmy trenować w dziesiątkę, gdy w końcówce sezonu zawodnicy odczuwali już zmęczenie. Dobrym przykładem jest kontuzja Czarnowskiego, bardzo ważnego dla nas zawodnika. Drużyna zareagowała w sposób niewiarygodny, świetnie odnalazła się w trudnej sytuacji.
- Co dokładnie dolega Patrykowi Czarnowskiemu?
- Niestety, nie udało się skutecznie wyleczyć kontuzji, z którą się borykał. Może wszyscy za szybko chcieliśmy jego powrotu na boisko. Myślę, że do następnego sezonu zdoła wrócić do pełni sił.
- Zaczął pan już myśleć o kolejnym sezonie?
- Jeszcze nie, ale za dwa, trzy dni siądziemy z prezesem Grodeckim do rozmów o nowej drużynie. Ja mam ważny kontrakt, podobnie jak Wojtaszek, Czarnowski, Łasko, Kubiak czy Gierczyński. Mamy więc solidne fundamenty i na nich oprzemy resztę składu. Ale nad tym zastanowimy się, gdy opadną emocje i przejdzie zmęczenie właśnie zakończonymi rozgrywkami.