Lorenzo Bernardi: Polska i Rosja grają w Japonii najlepszą siatkówkę
Szkoleniowiec Jastrzębskiego Węgla jest przekonany, że biało-czerwoni wywalczą w Japonii olimpijski awans. W roli MVP Pucharu Świata chętnie widziałby, rozgrywającego turniej życia Michała Łasko.
PlusLiga: Walka w Pucharze Świata powoli dobiega końca. Jest pan zaskoczony układem tabeli i prowadzeniem Polaków?
Lorenzo Bernardi: Nie jestem zaskoczony dobrą postawą Polaków. Znam Anastasiego, on potrafi zadziwiać. Poza tym, macie wyrównaną grupę dwunastu zawodników i selekcjoner umiejętnie z nich korzysta. Uważam, że Polacy wywalczą w Japonii kwalifikację olimpijską, a kluczowy będzie piątkowy pojedynek z Włochami. Rosjanie też już nie muszą się martwić. Obydwie drużyny - Rosja i Polska grają najrówniej i prezentują najlepszą siatkówkę na turnieju. I choć Polacy mają do rozegranie mecze z najtrudniejszymi rywalami, jestem przekonany, że ugrają w nich niezbędne do awansu punkty.
- Awansu nie wywalczą natomiast mistrzowie Europy.
- Serbowie mieli sporo problemów spowodowanych głównie młodą i niedoświadczoną ławką rezerwowych. W tak wymagającym turnieju jedna mocna szóstka to za mało. Zmobilizowali jakoś siły, żeby zabrać punkty Brazylijczykom, pomóc Rosji, Włochom i Polsce i ułatwić sobie dalszą drogę do Londynu. Brazylia znacznie uprościła im zadanie, bo ewidentnie straciła swoją moc. Nie wiem czy jest to spowodowane wewnętrznymi konfliktami, czy złym przygotowaniem do turnieju, jedno jest pewne - tę Brazylię, która gra teraz w Japonii można ograć łatwiej, niż kiedykolwiek.
- W japońskim turnieju gra aż pięciu pana podopiecznych. Pokusi się pan o ocenę ich postawy?
- Przede wszystkim, cieszę się, że większość z nich gra, bo siedzenie na ławce byłoby dla nich i dla Jastrzębskiego Węgla katastrofalne. Dla Michała Łasko to najlepszy turniej w karierze, myślę że pracuje na statuetkę MVP Pucharu Świata. Bardzo dobrze prezentuje się Zibi, chociaż znów musiał zmienić pozycję. Jestem usatysfakcjonowany, bo to oznacza, wykonali kawał porządnej pracy w klubie. Amerykanie grają raz lepiej, raz gorzej, ale doświadczenie, które zdobędą w Japonii na pewno zaprocentuje.
- Brian Thornton wygrał rywalizację z Hansenem i kreuje grę USA. Jest szansa, że po PŚ to Thornton, który w Japonii gra nieźle, a i w PlusLidze, w meczu ze Skrą pokazał się z dobrej strony, będzie pierwszym rozgrywającym JW?
- Vinhedo też pokazał się z bardzo dobrej strony. Zagrał fantastyczny turniej w Katarze, również w PlusLidze miał kilka dobrych meczów. Myślę, że głupotą byłoby wstawianie Thorntona do wyjściowej szóstki tylko dlatego, że gra jako pierwszy w kadrze narodowej USA, ale powtarzałem już kilka razy, że sezon PlusLigi jest długi i każdy gracz dostanie swoją szansę.
- Inny pana zawodnik, Michał Kubiak w Japonii nie spisuje się zbyt dobrze. Jego świetna dyspozycja z mistrzostw Europy i KMŚ kompletnie zaginęła.
- Przede wszystkim, w drużynie Anastasiego pierwszą parę przyjmujących tworzą teraz Winiarski i Kurek i tego należało się spodziewać. Na początku PŚ Kubiak grał dwa mecze i sprawował się dobrze. Ale ten chłopak jest przemęczony. Świetnie grał na mistrzostwach Europy, dawał z siebie tyle, ile mógł. W końcu wylądował w szpitalu z dość poważnym problemem. Potem na KMŚ też nie szczędził sił i grał fantastycznie. Myślę, że teraz płaci za to swoje poświęcenie. Ale nie ma w tym nic nadzwyczajnego, bo Michał po raz pierwszy w swojej karierze rozegrał latem pełny sezon reprezentacyjny, a do takiego dodatkowego wysiłku organizm musi się przyzwyczaić. Mam nadzieję, że znajdziemy trochę czasu, żeby dać mu odpocząć w klubie. Może nie od razu, bo gramy dwa ważne mecze z Kędzierzynem i Rzeszowem, ale później. Spokojnie popracuje i wróci do pełni sił i dyspozycji.
- Bartman jako atakujący gra dobrze, ale w końcu będzie musiał zdecydować czy chce być przyjmującym czy atakującym. Co pan, jako trener i przyjaciel wtedy mu doradzi?
- W tej chwili dla Zbyszka jestem przede wszystkim trenerem i myślę jak trener, nie jak przyjaciel czyjkolwiek. Moim zdaniem na ataku jest tak samo dobry, jak na przyjęciu, może nawet lepszy, bo atakowanie ma we krwi. Wcale też nie musi wybierać, a jeśli już, to są to rozważania na przyszłość. W mojej drużynie jest przyjmującym i tak zostanie, przynajmniej do końca sezonu. Zawodnik o takiej charakterystyce, jak Zibi jest na tej pozycji bardzo przydatny, a atakującego w zespole już mam i jest nim Michał Łasko.
- Skoro mowa o Bartmanie - w reprezentacji ten zawodnik jest spokojniejszy i mniej emocjonalny, niż w klubie. Dlaczego?
- To prawda. Żeby grać dobrze, trzeba mieć nie tylko technikę i talent, ale także odpowiednią mentalność, nastawienie. Faktycznie w klubie Zibi nie zawsze jest tak wyciszony, jak był choćby w meczu przeciwko USA w PŚ. Ale też w klubie jest kapitanem i czasami musi rozmawiać z sędziami, zagrzewać kolegów do walki. Jest bardzo młody i jeszcze nauczy się gospodarować energią tak, żeby zużywać ją wyłącznie na meczową rywalizację.
- Trwa miesięczna przerwa w rozgrywkach PlusLigi. Dla pana drużyny jest pomocna czy wręcz przeciwnie?
- Akurat w naszym przypadku ta przerwa nie jest zbyt pomocna. Możemy popracować nad indywidualną techniką, ale nie mamy możliwości by rozegrać mecz, popracować nad różnymi boiskowymi sytuacjami. Dlatego skupiliśmy się głównie na treningu przyjęcia i obrony, także bloku.
- Przed pauzą na PŚ często ubolewał pan, że zespół ma problemy z odpowiednim nastawieniem, wejściem w mecz. Dlaczego przez dwa miesiące nie udało się tego wyeliminować?
- Zgadzam się, to jest nasz problem, ale nie do końca. Proszę przypomnieć sobie turniej w Dausze - przecież tam zespół był wyciszony, absolutnie skoncentrowany, systematyczny. Potem być może przyszło zmęczenie, jakiś mecz nie wyszedł i wkradły się emocje. Mamy nową drużynę i proszę mi wierzyć, że to normalne. Gdybyśmy grali ze sobą od trzech lat, zachowywalibyśmy spokój i zimną krew nawet po serii bolesnych porażek. Charakter drużyny trzeba wypracować tak samo, jak technikę, a panowanie nad emocjami, to część składowa charakteru. Pracujemy nad tym, jak nad każdym innym elementem.
- Podczas trwającej przerwy w rozgrywkach rozegracie tylko jeden sparing. Nie obawia się pan, że to za mało by złapać meczowy rytm?
- A cóż ja mogę zrobić, skoro mam do dyspozycji garstkę zawodników. Do tego jedyny atakujący, Mateusz Malinowski w tamtym tygodniu borykał się z urazem i musieliśmy odwołać zaplanowany sparing. Po PŚ zawodnicy zjawią się w klubie najwcześniej we wtorek. Czasu będziemy mieć akurat tyle, by przygotować się do wyjazdowego spotkania z Kędzierzynem, który zresztą jest w identycznej sytuacji jak my.