LOTOS Trefl - AZS Politechnika Warszawska 3:0
LOTOS Trefl Gdańsk pokonał AZS Politechnikę Warszawską 3:0 (25:18, 25:12, 27:25) w meczu osiemnastej i ostatniej kolejki PlusLigi. MVP Grzegorz Łomacz.
Siatkarze AZS Politechniki Warszawskiej w ostatniej kolejce fazy zasadniczej PlusLigi nie sprostali zespołowi Lotosu Trefla Gdańsk. Warszawianie nad morze pojechali pewni swego, rywale sprawili im jednak zimny prysznic.
Podopieczni Dariusza Luksa od Politechniki lepsi byli w każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła. Popełniali również znacznie mniej błędów własnych, co pozwoliło im dyktować w tym spotkaniu warunki. – Gratuluję Treflowi. Naszą postawę pozostawię bez komentarza – skwitował Marcin Nowak, kapitan Politechniki. – Jedynie w trzeciej partii nawiązaliśmy walkę. Dwie wcześniejsze były zupełnie bez historii – pokręcił głową z niezadowolenia trener Radosław Panas. – Szczerze mówiąc, spodziewałem się takiego przebiegu meczu. Przez ostatnie kilkanaście dni graliśmy bowiem pod wielkim ciśnieniem. Mecze Challenge Cup kosztowały nas bardzo dużo wysiłku, tak fizycznego, jak i psychicznego – przyznał szkoleniowiec. – Mogę tylko żałować, że nie zaufałem swojej intuicji. Powinienem od początku dać szansę zawodnikom, którzy do tej pory grali mniej. Oni na pewno wykrzesaliby z siebie więcej energii – podsumował.
Lotos Trefl Gdańsk od samego początku meczu bardzo dobrze grał blokiem. Kiedy gdańszczanie zatrzymali Marcina Nowaka, prowadzili już 7:3. Akademicy nie potrafili złapać swojego rytmu gry. W pole trafić nie mogli kolejno Krzysztof Wierzbowski i Grzegorz Szymański. Mylił się zwłaszcza ten ostatni, dla którego był to pierwszy mecz po przerwie spowodowanej kontuzją. Tuż po drugim czasie technicznym, przy prowadzeniu Trefla 17:11, na boisku pojawił się więc Paweł Mikołajczak. Najlepszy zawodnik Politechniki z ostatnich spotkań nie pomógł jednak odwrócić losów seta. Nie miał nawet do tego okazji. „Inżynierowie” bowiem nie potrafili przyjąć zagrywek Mikko Oivanena. Sami zaś serwisem nie wyrządzali przeciwnikom żadnej krzywdy, wręcz przeciwnie. Zza linii dziewiątego metra mylili się na potęgę. Seta zakończyła zagrywka w siatkę Wierzbowskiego. Lotos Trefl Gdańsk zwyciężył 25:17.
O drugim secie stołeczni jak najszybciej chcieliby zapomnieć. Na boisku byli w niej bowiem jedynie tłem dla swoich rywali. Psuli nie tylko zagrywki, ale i ataki. W dodatku nie potrafili przyjąć serwisów Grzegorza Łomacza. Nim się obejrzeli, musieli już zejść z parkietu i zmienić strony. Przegrali bardzo wysoko, 12:25.
Trzecia partia była wyrównana, choć jej początek należał do Politechniki. Warszawian na prowadzenie wyprowadziły sprytne, techniczne zagrywki i kontra Krzysztofa Wierzbowskiego. Z dobrej strony pokazali się także zmiennicy: Maciej Zajder i Janusz Gałązka. Dzięki ich dobrej postawie na drugiej przerwie na kosmetykę parkietu „Inżynierowie” prowadzili 16:12. Gdańszczanie nie poddawali się. Kontra Waldemara Świrydowicza, as serwisowy Dmytro Vdovina oraz blok Matti Hietanena na Pawle Mikołajczaku zmniejszyły stratę gospodarzy do jednego „oczka”; 20:19 dla Politechniki. Trener Radosław Panas sytuację ratować próbował więc czasem. Chwilę później szkoleniowiec Akademików wykorzystać musiał drugą przerwę, bo kolejny blok Hietanena – tym razem na Wierzbowskim oraz kontra Vdovina dały siatkarzom znad morza prowadzenie 21:20. Dalej zespoły grały punkt za punkt: 22:21, 23:22, 24:23, 25:24, 26:25. W końcu serię przerwał Grzegorz Łomacz, który blokiem zatrzymał atakującego z lewego skrzydła Wojciecha Żalińskiego. Trefl zwyciężył zatem 27:25 i cały mecz 3-0.