LŚ: Druga porażka Polaków w Tampere
Reprezentacja Polski ponownie uległa w meczu wyjazdowym Finlandii i spadła na trzecią lokatę w grupie D Ligi Światowej. Ostatnią szansę na wywalczenie sześciu punktów i wyprzedzenie w klasyfikacji Finów nasi siatkarze dostaną w środę i czwartek, w Bydgoszczy.
- Zazwyczaj drugiego dnia gramy lepiej, niż pierwszego - stwierdził w piątek na konferencji prasowej Mauro Berruto. Dobrze wiedział co mówi, bo choć jego podopieczni popełnili w drugim pojedynku więcej błędów własnych niż Polacy, pewnie wygrali 3:0 (25:18, 25:20, 25:22).
Siatkarze Daniela Castellaniego nie mieli argumentów by przeciwstawić się grającym bardzo dobrze rywalom. Ustępowali im w każdym elemencie siatkarskiego abecadła. Najbardziej widoczna przewaga zarysowała się w ataku i bloku.
Podobnie jak w piątek, Polacy mieli ogromne problemy z rozszyfrowaniem intencji Mikko Esko - To światowej klasy gracz - skwitował zrezygnowany Jakub Jarosz chwaląc fińskiego rozgrywającego za niebanalny kunszt. Tylko 4 razy udało się biało-czerwonym zatrzymać ataki przeciwników blokiem. Ci z kolei zablokowali nas aż dziesięciokrotnie.
Słabo wypadają też porównania w pozostałych elementach - w ataku polski zespół zdobył 31 oczek, o 15 mniej niż rywale. Podobne proporcje dotyczą obrony i przyjęcia, a w rozegraniu Esko pokonał polskiego vis a vis z miażdżącą przewagą (ocena Fina 9.67, Polaka 4,0). W polu serwisowym, choć obydwie drużyny zaliczyły taką sama ilość asów (po 4), to Finowie zrobili rywalom znacznie więcej krzywdy, szczególnie gdy pojawiali się tam Mikko Esko oraz Matti Oivanen.
Drugie spotkanie z Finlandią miało podobny przebieg, jak pierwsze. Tyle tylko, że tym razem trener Castellani bardzo ostrożnie szafował zmianami. Startowa szóstka niczym nie różniła się od tej z pierwszego meczu. Dopiero w drugim secie słabo grających Nowakowskiego i Kurka zmienili Kłos i Bartman. Pierwszy z nich dobrze wprowadził się do gry. Dwukrotnie skończył atak z krótkiej, ale w dalszej części rywalizacji, podobnie jak jego poprzednik, praktycznie nie dotknął piłki w bloku. Drugi zaliczył 8 oczek i był, po Jakubie Jaroszu (15) najskuteczniejszym zawodnikiem w polskiej ekipie.
Najwięcej szans na przedłużenie rywalizacji Polacy mieli w trzeciej partii. Kiedy jednak, po asie serwisowym Jarosza, doszli rywali na 20:20, dał o sobie znać najskuteczniejszy zawodnik dwumeczu w Tampere Mikko Oivanen i szybko zrobiło się 22:20. Dzieła dopełnili jego koledzy dwublokiem na Jaroszu.
Pojedynki w Tampere nie potoczyły się po myśli polskiej drużyny, która zagrała znacznie poniżej oczekiwań i możliwości. Nie oznacza to jednak, że rywalizacja się skończyła. - Mamy jeszcze dwa mecze u siebie, przed własną publicznością. Mam nadzieję, że to doda nam sił i pomoże wygrać dwa razy - nie traci wiary Jakub Jarosz.