LŚ: Emocje były, punktów brak
Reprezentacja Polski przegrała w Tampere pierwszy pojedynek z Finlandią 1:3 (25:21, 25:18, 22:25, 28:26). Kolejne emocje z udziałem naszych siatkarzy i kolejna szansa na wyrwanie punktów fińskim rywalom w drodze po drugie miejsce grupy D LŚ już w sobotę.
Ciśnienia na wynik nie było - jak w każdym poprzednim meczu tegorocznej Ligi Światowej. Mimo to polscy siatkarze rozpoczęli pojedynek bardzo nerwowo, popełniając zbyt dużo błędów. Zabrakło tego, co we wcześniejszych spotkaniach było naszą mocną bronią - zagrywki i bloku (9 polskich siatkarzy na 15 rywali). Nie zabrakło natomiast ambicji i woli walki, dzięki czemu, po świetnej końcówce czwartego seta biało-czerwoni byli o krok od tie breaka. Tym razem się nie udało, ale jutro jest nowy dzień i nowa szansa na zdobycie punktów - tak zgodnie stwierdzili polscy gracze tuż po zakończeniu piątkowej konfrontacji.
Arcyważny pojedynek z Finlandią - pierwszy z serii czterech pod rząd, Polacy rozpoczęli w składzie: Łomacz, Jarosz, Możdzonek, Nowakowski, Kurek, Ruciak, Ignaczak (L). Finowie wciąż występują bez swojego kapitana i najbardziej doświadczonego gracza, Tuomasa Sammelvuo, który boryka się z urazem mięśni brzucha, ale najprawdopodobniej pojawi się na meczach w Bydgoszczy.
Początkowo gra układała się pomyślnie. Choć gospodarze (zwłaszcza bracia Oivanen) nękali nas zagrywką, dzielnie wychodziliśmy z opresji, prowadząc wyrównaną walkę (4:4, 13:13). Po drugim czasie technicznym Finowie odskoczyli na dwa oczka, a skutecznymi kontrami w końcówce seta przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść.
W drugiej odsłonie za Jarosza wszedł Gromadowski, a Kurka zmienił Bartman. Mimo to obraz gry polskiej drużyny nie zmienił się - wciąż nie robiliśmy przeciwnikom krzywdy zagrywką, a do tego nie mogliśmy zatrzymać, świetnie prowadzonych przez Mikko Esko Finów blokiem. Trener Castellani nieustannie dokonywał roszad w składzie, ale te przynosiły więcej strat, niż zysków. W efekcie również drugi set padł łupem gospodarzy.
Na szczęście dla biało-czerwonych Finowie nie utrzymali równego rytmu gry i w trzeciej partii zaczęli popełniać błędy. Albo zwalniali rękę w polu serwisowym, albo mocne zagrywki posyłali w aut. Również w ataku nie byli już tak skuteczni, jak w pierwszych dwóch partiach, ale to w dużej mierze dzięki świetnie spisującemu się w obronie Krzysztofowi Ignaczakowi. Przy stanie 19:19 ponownie w polu gry pojawił się Zbigniew Bartman, zagrzewając kolegów do walki. Zrobił to na tyle skutecznie, że Polacy zdołali wygrać trzecią odsłonę.
W czwartej i ostatniej części meczu było sporo walki i jeszcze więcej emocji. Od początku gra toczyła się punkt za punkt, cios za cios, a horror jaki zafundowali sobie i kibicom siatkarze obydwu zespołów w końcowej fazie seta, pewnie długo pozostanie jednym i drugim w pamięci. Zdecydowanie bardziej utkwi w świadomości polskiej młodej gwardii, która choć walczyła dzielnie i wytrwale, musiała uznać wyższość gospodarzy.
Mimo porażki, Orły Daniela Castellaniego wciąż zachowują szansę na drugą lokatę w grupie D. Kolejne starcie fińsko - polskie już w sobotę o 17.30.