Lukas Divis wierzy w potencjał polskiej siatkówki
Nowa gwiazda Jastrzębskiego Węgla na razie faluje z formą, ale zapewnia, że w najważniejszych meczach sezonu on i jego drużyna pokażą pazur, na pewno dadzą z siebie wszystko. Choć w dorobku ma złoto Ligi Mistrzów oraz krajowe trofea w Niemczech i Turcji, ciągle mu mało. Liczy, że po właśnie rozpoczętym sezonie jego kolekcja wzbogaci się o kolejne cenne krążki. Jakie? Te najważniejsze oczywiście...
PlusLiga: W minioną sobotę Fart Kielce nie postawił poprzeczki zbyt wysoko. Jak pan ocenia ten pierwszy pojedynek Jastrzębia przed własną publicznością?
Lukas Divis: Najważniejszym elementem, który zdecydował o naszej wygranej była współpraca blok - obrona. Ponarzekać można na zagrywkę i atak, ale 3:0 to jest 3:0 - plan wykonany, komplet punktów zdobyty. Zagraliśmy tyle, ile było potrzebne, żeby odnieść zwycięstwo. Dziękuję bardzo wszystkim chłopakom, że to nie było 3:1, albo 3:2 i że szybciej mogliśmy zacząć koncentrować się na kolejnym spotkaniu, z Resovią Rzeszów, które na pewno będzie znacznie trudniejsze.
- Trzeci mecz i pierwsze zwycięstwo za 3 oczka. Nie tak chyba wyobrażaliście sobie wejście w rozgrywki?
- Satysfakcji wielkiej na razie nie ma, ale to jest dopiero początek sezonu. Najważniejsze jest to, co wydarzy się na końcu rozgrywek. Lepiej grać teraz źle, a potem dobrze, niż zawalić na końcu, w najważniejszych meczach. To jest normalne, że na początku zmagań drużyny jeszcze się dogrywają, popełniają błędy. Nie tylko my tak mamy - podobnie inne zespoły, które mierzą w pierwszą szóstkę. W naszej drużynie jest kilku nowych zawodników, którzy wcześniej nie grali ze sobą. Nie jesteśmy maszynami, nie da się nastawić nas na właściwy program i uruchomić. Z każdym meczem będziemy grać lepiej. Musimy tylko złapać właściwy rytm, a to wymaga czasu, zagrania co najmniej kilku pojedynków. Nie ma podstaw, żeby niepokoić się o naszą formę. Ona ma być najwyższa na play offy i na Ligę Mistrzów.
- Co będzie największą siłą Jastrzębskiego Węgla?
- Siłą Jastrzębia będzie zespołowość. O tym jestem przekonany i to było widać chociażby w meczu z Fartem, czy wcześniej ze Skrą Bełchatów, gdzie zagraliśmy bardzo dobrze. Bełchatów grał równie dobrze, a przypomnę, że przegraliśmy tie break tylko dwoma punkcikami.
- Jesteśmy po trzech kolejkach spotkań PlusLigi. Jak wiele one powiedziały panu o polskich rozgrywkach?
- To co słyszałem wcześniej od kolegów, teraz staje się moim udziałem - świetni kibice, ogromne zainteresowanie, duża znajomość siatkówki, sponsorzy, telewizja - to robi wrażenie. Co do poziomu PlusLigi również się nie zawiodłem, uważam że jest wysoki. Sądzę, że kwestią czasu jest by polska liga walczyła o miano najlepszej w Europie. Za kilka lat może być najlepsza.
- Zadomowił się pan już w Polsce i w drużynie?
- Na razie czuję się tutaj bardzo dobrze, aklimatyzacja przebiegła szybko i prawidłowo. Już kiedyś powiedziałem w jednym z wywiadów, że Polska jest mi bliska mentalnie, czuję się tutaj jak w domu.
- To bardzo dobra wiadomość, bo w Jastrzębiu upatrują w panu lidera. Ma pan takie predyspozycje?
- Czy jestem typem przywódcy, boiskowego lidera to chyba trzeba zapytać ekspertów, nie mnie. Ja od siebie mogę powiedzieć, że nie ma przeciwwskazań - jestem gotów brać ciężar gry na swoje barki. W swojej dotychczasowej karierze sporo grałem meczów o stawkę, przeciwko mocnym drużynom. Lubię grać pod presją, wtedy gdy dużo zależy ode mnie - to mnie napędza. Punktem wyjścia jest koncentracja - im silniejszy rywal, tym moja koncentracja jest większa, podobnie jak chęć do walki. A pani jak uważa - nadaję się na lidera?
- Po meczu w Warszawie - nie, po spotkaniu w Bełchatowie - tak. Wróćmy jednak do pana osoby. Zagości pan w Polsce na dłużej, czy Jastrzębie jest tylko przystankiem w drodze, na przykład do Włoch?
- A dlaczego akurat do Włoch?
- Ponieważ tam jest najsilniejsza liga.
- Jak się jest bardzo młodym graczem, to faktycznie marzy się o Italii i Serie A1. Z wiekiem i nabywanym doświadczeniem człowiek widzi, że nie tylko we Włoszech można grać siatkówkę na wysokim poziomie. Zwłaszcza, że liga włoska w ciągu ostatnich pięciu lat bardzo się zmieniła, nie jest już tak mocna, nie ma wokół niej tej niesamowitej otoczki, jak kiedyś.
- Ale wyniki wciąż są imponujące. W poprzednim sezonie włoskie drużyny wygrały komplet złotych medali w pucharach.
- No wygrali i pora to zmienić. Może Bełchatów albo my postaramy się o to w tym sezonie.
- Żartuje pan sobie?
- Nie żartuję. Przecież mój były zespół Friedrichshafen w 2007 przerwał hegemonię Włochów i wygrał Ligę Mistrzów. A czy byliśmy wtedy jakąś potęgą? Ja naprawdę wierzę w potencjał polskiej ligi i wierzę w swoją drużynę.