Lukas Tichacek: przerwa tym razem nam pomogła
Asseco Resovia odczarowała halę w Lubinie i wygrała z Cuprum 3-2. Przez dwa sety zanosiło się, że do Rzeszowa ekipa trenera Roberto Serniottiego jednak wracać będzie w kiepskich nastrojach.
- Wyglądało to tak, że rywal „spakuje” nas w godzinę i szybko pojedziemy ze smutnymi minami w długą drogę powrotną – mówi Lukas Tichacek, rozgrywający Asseco Resovii. - Rywale tak na dobrą sprawę przez pierwsze dwa sety nie pozwolili nam na nic. Nie radziliśmy sobie z ich zagrywką, ale nie tylko tą mocną Łukasza Kaczmarka, ale tez z flotami. Nasz atak nie był w ogóle skuteczny itd. Myślę, że pozytywnie tym razem na naszą korzyść zadziałała 10 - minutowa przerwa. Po takim laniu jak wychodzi się na III seta, to nie ma się już nic do stracenia. Stoi się na krawędzi i to jest ostatnia szansa, żeby coś zrobić. Myślę, że zmiany w składzie zrobiły swoje i udało się nam odwrócić mecz, bo później to już my dyktowaliśmy warunki. Natomiast co do samej hali, to jest ona wręcz idealna do grania w siatkówkę. To, że w niej ostatnio przegrywaliśmy, to nie przez jej jakąś specyfikę, tylko po prostu rywal wówczas spisywał się dużo lepiej od nas – mówi rozgrywający ekipy z Rzeszowa, która wyszła na boisko dosyć późno po tej 10 minutowej przerwie za co zresztą ukarana została żółtą kartką za opóźnianie gry.
- To już nie pierwszy raz w tym sezonie kiedy się spóźniamy po tej przerwie na boisko. Wygląda na to, że my sobie ją jeszcze przedłużamy, ale w szatni nie działo się nic szczególnego. Mieliśmy dużo do powiedzenia w takiej sytuacji. Oczywiście trener też analizował i motywował, ale to głównie między sobą odbyliśmy rozmowę, która jak widać dobrze wpłynęła na zespół – mówi Lukas Tichacek, który do gry powrócił po ponad tygodniowej absencji.
- Tak na dobrą sprawę po raz pierwszy trenowałem w czwartek w Lubinie – mówi. - Wcześniej nie byłem w stanie uczestniczyć w zajęciach, a chłopaki byli w Arłamowie. Wszedłem na boisko po jednym treningu, może to i nie wglądało aż tak super, ale najważniejsze, że odwróciliśmy losy meczu, bo zanosiło się, że będzie bardzo źle, a wygraliśmy. Naszą siła był wyrównany skład. Jak wchodził zmiennik, to udowadniał swoją grą, że może z korzyścią dla zespołu występować w wyjściowej szóstce. Jest to nasz atut w kontekście całego sezonu i myślę, że trener częściej będzie korzystał z takich zmian, może nawet szybciej, a nie czekał aż do III seta – mówi rozgrywający Asseco Resovii, który w kluczowych momentach niemal w ciemno mógł grać do Jakuba Jarosza.
- Zawsze tak jest, że atakujący w nerwowym momencie czy w końcówkach bierze na siebie odpowiedzialność. Mogłem być pewny, że jak dorzucę piłkę do prawego skrzydła, to Kuba będzie kończył. Można mu było właśnie dogrywać w ciemno, co tylko cieszy, że był w stanie wytrzymać takie obciążenia przez pięć setów – kończy rozgrywający Asseco Resovii.