Lukas Tichacek: przezwyciężyłem ciężkie chwile
Czeski rozgrywający Asseco Resovii, Lukas Tichacek, od 2007 roku kontynuuje złotą medalową passę. Po pięciu z rzędu mistrzowskich tytułach wywalczonych w Niemczech z VfB Friedrichshafen teraz przyszedł czas na sukces w PlusLidze z Asseco Resovią.
- We Friedrichshafen chyba nas żałują, bo odeszliśmy wraz z Adim (Adrian Gontariu - przyp. red.), a oni w tym roku przegrali mistrzostwo już w półfinale, a mieli za sobą passmo siedmiu kolejnych triumfów - mówi LUKAS TICHACEK i dodaje. - Chyba to złoto cały czas chodzi za mną i oby tak było jak najdłużej (śmiech).
PlusLiga: W którym momencie uwierzyłeś, że zdobycie złota jest realne?
Lukas Tichacek: Szczerze mówiąc, to jeszcze w sobotę wątpiłem w to, że zostaniemy mistrzami Polski. Moim zdaniem ten tytuł zdobyliśmy w głównej mierze dzięki György Grozerowi. On zagrał w niedzielnym spotkaniu fantastycznie i mogłem grać do niego praktycznie w ciemno. Gdyby nie on, to pewnie w środę trzeba byłoby pojechać na piąty mecz do Bełchatowa.
- Które z czterech spotkań finałowych z PGE Skrą było przełomowe ?
- Te dwa pierwsze w Bełchatowie. Mieliśmy po nich dużą zaliczkę, ale przy takim zespole, jakim jest Skra, nie można było wykluczyć, że dojdzie do piątego meczu. W sobotę chyba wszyscy gdzieś w głowach mieliśmy już fetę, świętowanie i nie poradziliśmy sobie z presją. Wszyscy na około oczekiwali od nas tego zwycięstwa jak coś oczywistego, a przecież po drugiej stronie siatki był bardzo mocny rywal. Później jednak już nasza gra „zaskoczyła” i mamy złoto.
- W przekroju całego sezonu różnie się wam wiodło i mało kto stawiał na was, że możecie zdobyć mistrzostwo Polski...
- Zgadza się. Przez cały ten sezon nasza gra falowała i to nie było wcale pewne, że będziemy w ogóle grać w finale. Były ciężkie chwile, jak i te radosne. Gdyby mi ktoś powiedział dużo, dużo wcześniej, że zdobędziemy złoto i jeszcze przy tym, że wygramy w Bełchatowie dwa razy, to zaśmiałbym mu się w twarz. Kluczowym momentem tego sezonu był finał pucharu CEV. Mimo, że przegraliśmy, to w konfrontacji z silnym zespołem zobaczyliśmy, że możemy spisywać się dobrze. Od tego momentu nasza gra się zmieniła i poszliśmy w kolejnych pojedynkach za ciosem, czego efektem jest ten medal.
- Dla ciebie ten sezon przez długi czas nie był zbyt kolorowy i nasłuchałeś się z trybun hali na Podpromiu sporo krytycznych uwag.
- Bardzo mnie to irytowało i denerwowało. Oczywiście nie wszyscy muszą być zadowoleni z moje gry, ale mocno mnie wkurzały okrzyki z trybun: trener zmieniaj go itd. Jak ktoś jest taki odważny, to niech przyjdzie i mi to powie prosto w oczy, a nie obraża i wyzywa. Starałem się grać jak najlepiej, a nie zawsze to wychodziło. Były ciężkie chwile, ale jak to bywa w życiu, trzeba było je przezwyciężyć i jakoś się udało.
- Zostajesz w Rzeszowie na kolejny sezon, ale Asseco Resovię opuszcza twój przyjaciel jeszcze z czasów gry w VfB Friedrichshafen, Georg Grozer.
- No niestety, ale Georg pożegnał się z nami wszystkimi najlepiej, jak mógł. Zagrał świetny mecz i pociągnął zespół do złota. Może jeszcze za rok tu wróci.
- Ciężko będzie chyba znaleźć takiego gracza, który może w pełni zastąpić Grozera?
- Na pewno będzie ciężko go zastąpić, ale nie jest jedynym w Europie z zawodników wysokiej klasy grających na ataku. Nie możemy teraz mówić: nie ma Georga i co będzie dalej, tylko trzeba znaleźć najlepszą z możliwych opcji, żeby go zastąpić. Zdobyliśmy mistrzowski tytuł i myślę, że powinny znaleźć się finanse na zatrudnienie wysokiej klasy zawodnika.
- Przed rokiem Georg Grozer namawiał cię do przyjścia do Rzeszowa. Więc może teraz ty będziesz pośredniczył w rozmowach kontraktowych np. z twoim rodakiem grającym w Trento, Janem Stokrem...
- On ma ważny kontrakt z włoskim klubem, ale mam nadzieję, że nasi działacze wybiorą najlepsze rozwiązanie i zatrudnią kogoś z najwyższej półki.