Lukas Vasina: Siatkówką można się bawić i czerpać z niej dużą radość
Lukas Vasina doskonale odnajduje się nie tylko w PlusLidze, ale i w Polsce. - Myślę, że Polska i Czechy to kraje, które dobrze ze sobą żyły na przestrzeni ostatnich lat i można powiedzieć, że panuje między nimi dobre partnerstwo i wzajemny szacunek - mówi.
GKS KATOWICE: Na pewno zgodzisz się z tym, że w obecnym sezonie PlusLigi GKS Katowice miał większe aspiracje, tymczasem musi nadal walczyć o zapewnienie sobie miejsca w najwyższej klasie rozgrywek.
W tym sezonie zakładaliśmy sobie zdecydowanie inne cele niż obecnie. Mierzyliśmy wyżej, myśląc o play-offach, ale to się nie udało i teraz walczymy o zapewnienie sobie utrzymania w lidze. (...) Osobiście dla mnie ten sezon był bardzo dobry, bo miałem okazję drugi sezon z rzędu grać w polskiej lidze i występować w drużynie, którą bardzo lubię i na boisku, i poza boiskiem. Jeżeli chodzi o wyniki, to wiemy, że mogły być lepsze, natomiast na pewno powalczyliśmy w tym sezonie z mocnymi drużynami, chociażby z klubem z Kędzierzyna-Koźla i zdobyliśmy cenne punkty w meczach z naprawdę mocnymi rywalami.
Dla ciebie ten sezon jest bardzo udany pod względem zdobytych punktów i nagród MVP. Można powiedzieć, że to udany restart siatkarskiej kariery w Polsce po przeciętnym sezonie w Bełchatowie?
W Bełchatowie nie grałem dużo, a i cały sezon dla Skry był wtedy nieudany, bo klub chciał walczyć o wyższe cele, a to się nie udało. Ale miałem wtedy w głowie to, że gram i trenuję obok takich znakomitych zawodników jak Mateusz Bieniek, Grzegorz Łomacz, Aleksandar Atanasijević, Filippo Lanza, Dick Kooy i wielu innych świetnych graczy. Z tego doświadczenia wziąłem sporo dla siebie i starałem się to wykorzystać tu w Katowicach. Cieszę się, że trener zaufał mi i jestem teraz w wyjściowej szóstce. Potrzebowałem takiego restartu i poczucia, że jestem w stanie grać na poziomie PlusLigi, bo w zeszłym roku nie byłem pewien, czy stać mnie na tak wysoki poziom grania.
Twoim znakiem charakterystycznym na boksu jest szeroki uśmiech i żywiołowość na boisku. Zawsze miałeś takie nastawienie do gry, czy musiałeś tego się nauczyć?
Myślę, że miałem tak od zawsze. Chciałem dać od siebie na boisku uśmiech, energię, chęć wygranej i walki o każdą piłkę. Lubiłem kibicować moim kolegom z zespołu na boisku i poza nim, wspierać ich i motywować do dalszej walki. Niezależnie od tego, czy to Czechy, Polska, czy kadra narodowa - takie nastawienie ze mną zostało. W końcu to jest siatkówka, którą chcesz i możesz się bawić, możesz z niej czerpać dużą radość. Jeżeli nie wyjdzie ci jedno zagranie, nie ma co się załamywać, tylko trzeba poprawić się w kolejnym podejściu. Jest na świecie wiele innych rzeczy, a ty masz okazję zarabiać na życie sportem, który kochasz i który sprawia ci radość. A chyba o to chodzi w życiu, by praca dawała ci też satysfakcję. Bardzo się cieszę, że mogę pracować właśnie jako sportowiec, że omijają mnie większe kontuzje i mogę grać na wysokim poziomie.
Kiedy byłem młodym siatkarzem, trudno było do mnie dotrzeć po porażkach. Podchodziłem do nich bardzo emocjonalnie i potrafiłem bardzo przeszkadzać trenerowi i kolegom z drużyny, gdy przegrywaliśmy. Zdarzało się nawet, że mnie wyrzucali z treningów za zachowanie. To było bardzo denerwujące dla wszystkich i mój tata, który był moim pierwszym siatkarskim trenerem, często ze mną rozmawiał na ten temat. Powtarzał, że najważniejsza na boisku jest dobra atmosfera i pozytywne myślenie, niezależnie od sytuacji. Dla kibica może się wydawać dziwne, że na przykład przegrywamy pięć, sześć punktów z rzędu, a ja się uśmiecham. To nie jest tak, że przegrywanie jest mi obojętne, wszyscy się wtedy przejmujemy, ale dla mnie kluczowe jest to, by zostawić na boisku pozytywną energię, która nam pomoże w walce.
Wspominałeś w rozmowach z czeskimi mediami, że szczególnym doświadczeniem sportowych były mecze przeciwko ojcu, twojemu pierwszemu trenerowi.
Zgadza się, to było bardzo dziwne przeżycie, nie zapomnę go nigdy. Mój tata Lubomir towarzyszył mi na tej siatkarskiej drodze od najmłodszych lat, był także moim trenerem w Ostrawie w zespołach kadeckich i juniorskich. I przyszedł taki czas, kiedy ja występowałem w zespole Karlovarsko, a mój tata prowadził drużynę SKV Usti nad Labem i mieliśmy zagrać przeciwko sobie w czeskiej ekstraklasie. Kiedy rozmawialiśmy o tym przed sezonem, myślałem: będzie bardzo ciekawie! W końcu tata zna mnie absolutnie na wylot, wie doskonale, jakie są moje mocne strony i słabości.
Kiedy przyszło do samego meczu przeciwko tacie, nie miałem pojęcia, jak się zachować. Zagrałem tak naprawdę bez żadnych emocji, nie cieszyłem się po zdobytych punktach, pamiętając, kto jest po drugiej stronie siatki. Ostatecznie tamten mecz skończył się naszą wygraną i chyba mogę się pochwalić, że na sześć meczów przeciwko tacie, jakie rozegrałem, wygrałem wszystkie (śmiech).
Mówisz prawie bezbłędnie po polsku, to imponujące jak na niecałe dwa sezony spędzone w PlusLidze...
Żeby być zupełnie szczerym, to nie jest tak, że w ogóle nie znałem polskiego, przychodząc do PlusLigi, ponieważ po stronie rodziny żony mojego brata są Polacy. Zresztą mój brat jest menadżerem na Polskę dla czeskiej firmy, w której pracuje i zna doskonale język polski. Z początku wiadomo, że rozmawiałem z jego polską rodziną po czesku, bo nie znałem za bardzo drugiego języka i generalnie polski wydawał mi się przede wszystkim bardzo śmieszny w wymowie - podobnie jak Polacy śmieją się trochę z tego, jak brzmi czeski. Kiedy odwiedzałem brata, byli tam często nasi polscy przyjaciele i krewni, dlatego była okazja, żeby z nimi porozmawiać i poduczyć się ich języka na rodzinnych spotkaniach.
Natomiast polskiego zacząłem się uczyć tak na poważnie w Bełchatowie. Miałem już podstawy i rozumiałem właściwie wszystko, najważniejszą sprawą było nauczenie się mówienia po polsku, żeby nie było problemów z komunikacją z drużynie. Myślę, że rozumiem wszystko, co się do mnie mówi, czasem mam problemy, żeby odpowiedzieć na jakieś pytanie lub coś wyrazić, ale i tak nauczyłem się polskiego w całkiem niezłym stopniu. To na pewno bardzo pomaga w codziennym życiu tutaj, żeby załatwiać podstawowe sprawy.
CAŁA ROZMOWA Z LUKASEM VASINĄ - TUTAJ
Powrót do listy