Łukasz Kaczmarek: Walczymy teraz o coś pięknego
- My nie myśleliśmy o tej klątwie, ale każdy gdzieś o niej wspominał i ciężko było o niej zapomnieć. Jesteśmy bardzo szczęśliwi z awansu do finału. To jest niesamowite osiągnięcie - powiedział Łukasz Kaczmarek, atakujący reprezentacji Polski i Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle.
Reprezentacja Polski pokonała w Rzymie Słowenię i awansowała do finału mistrzostw Europy. W nim w sobotę zmierzy się z Włochami. Dla Biało-czerwonych był to pierwszy wygrany półfinał ze Słoweńcami W mistrzostwach Europy, po dwóch porażkach.
Polacy po przegraniu inauguracwjnej partii w trzech kolejnych już dyktowali warunki. – W pierwszym secie psuliśmy mnóstwo zagrywek, za dużo – mówi Kaczmarek. - To wszystko pięknie wygląda w telewizji, te światła itd, ale w podrzucie do zagrywki piłka gdzieś ginie. Nie do końca jest to wygodne, ale nie chodzi o to, żeby zganiać na to niepowodzenia. Ma to pięknie być ubrane, wyglądać super, a my mamy pięknie grać. Odbyliśmy na tej hali jeden trening i przy tych światłach nie do końca trenowaliśmy. Dlatego też liczba błędów na zagrywce była taka, a nie inna - mówi atakujący reprezentacji Polski
Od połowy drugiego seta Polska przejęła już inicjatywę.
Złapaliśmy rytm, Leon wszedł na zagrywkę i kopnął. Oni mieli też wielkiego pecha bo wypadł im pierwszy rozgrywający i na pewno gdzieś ta dystrybucja się zmieniła. Taki jest sport, pojawia się kontuzja i nic nie można zrobić – stwierdził Kaczmarek. Według niego kontuzja Gregora Ropreta nie była punktem zwrotnym w tym meczu. - Na pewno gdzieś jednak to wybiło ich z rytmu. Ten zmiennik nie był tak precyzyjny jak pierwszy rozgrywający. Tak często się zdarza. Zazwyczaj ten drugi na co dzień trenuje z drugą szóstką i nie czuje się komfortowo z pierwszą, bo nie wystawia im aż tylu piłek. Wiemy jednak z własnego doświadczenia, że gdy wypada lider czy pierwszy rozgrywający, drużyna będzie rosła i robiła wszystko co w swojej mocy, żeby go zbudować i dać mu wielki kredyt zaufania. Było widać od początku czwartego seta, że na skrzydłach oni fruwali i nawet jak gdzieś były pewne niedociągnięcia, to je rekompensowali, żeby pokazać się z jak najlepszej strony – opowiada Kaczmarek.
Reprezentant Polski przyznaje, że każdy odczuwa już trudy mistrzostw Europy. - To jest jeden z najdłuższych turniejów, w jakim mamy okazję grać. Jesteśmy bardzo długo poza domem. Nie jesteśmy ostatnio w treningu, ale teraz jesteśmy w wielkim finale i o tym wszystkim już zapominamy i teraz walczymy o coś pięknego - podkreśla Kaczmarek, który wobec kłopotów zdrowotnych Bartosza Kurka jest jedynym nominalnym atakującym w zespole.
- Wiemy, że gdyby była taka potrzeba, to mamy świetnych skrzydłowych i myślę, że ktoś w moje miejsce by wszedł, ale takiej potrzeby nie było wygraliśmy i to jest najważniejsze – twierdzi atakujący reprezentacji Polski. - Jesteśmy taką świetną grupą i kolektywem, że trzymamy się razem, wspieramy. Jest nam niesamowicie przykro z powodu Bartka, bo wiemy jaki on jest super człowiekiem, sportowcem i jakim jest profesjonalistą. Pech go nie opuszcza w tym sezonie. Mimo że wydawało się, że wszystko będzie OK, to ból znów powrócił. Osobiście bardzo mu współczuję, bo wiem, jak on bardzo ciężko pracował na to, żeby wrócić do tej dyspozycji. Szczęście w nieszczęściu w tych wszystkich sytuacjach zdrowotnych jest to, jaką my mamy bogatą kadrę na różnych pozycjach i jak ktoś wypada, to jakość u nas nie spada – przypomina Kaczmarek, który po raz kolejny w tym sezonie zagra w finale. - Jestem niesamowicie szczęśliwy, bo jest to dla mnie szósty finał, licząc rozgrywki klubowe i reprezentacyjne. Jestem z tego powodu niesamowicie szczęśliwy i zrobimy wszystko, żeby wrócić do Polski ze złotym medalem – kończy atakujący reprezentacji Polski.