Łukasz Kadziewicz nie musi niczego udowadniać
– Na pozycji środkowego mamy bardzo dobrych zawodników i będę musiał walczyć o to, by pojawić się na boisku – mówi Łukasz Kadziewicz, który wczoraj dołączył do Indykpolu AZS Olsztyn.
- Taka chwila chyba musiała nadejść. Po latach spędzonych na obczyźnie – wracasz do AZS-u Olsztyn.
Łukasz Kadziewicz: To jest moje miejsce, mój klub, w którym się wychowałem i dorastałem jako siatkarz. Kilka lat temu mówiłem, że jak wrócę do Polski to zagram w AZS-ie Olsztyn. Jestem zadowolony i cieszę się, że jestem w klubie, który pomógł mi dojrzeć jako siatkarz. Cieszy mnie również fakt, że będę miał okazję pracować z ludźmi, których znam, i z którymi już pracowałem. Mam tu na myśli trenera, bo jego osoba była jednym z ważniejszych powodów, dla których tu przyszedłem.
- Nie jest tak, że to Ty bardziej potrzebowałeś klubu niżeli Indykpol AZS czwartego środkowego?
– Oczywiście, że hipokryzją byłoby opowiadanie bajek jak to Olsztyn o mnie walczył. Nie. Na pozycji środkowego mamy bardzo dobrych zawodników i będę musiał walczyć o to, by pojawić się na boisku. Jest to klub, który jak każdy w Polsce, nie ma budżetu z gumy. Przyszedłem tutaj w trakcie sezonu, więc nie oszukujmy się - to klub bardziej zrobił ukłon w stosunku do mojej osoby, niż wynikało to z potrzeby chwili. Cieszę się, że tu jestem, cieszę się, że dostałem szansę, bo mogli mnie zostawić na lodzie i pozwolić tylko trenować, a tak dołożyli mi do tego parę złotych (śmiech).
- Byłeś z zespołem od początku przygotowań, z krótką przerwą na wyjazd do Al Arabi Doha. Widziałeś ostatni mecz z Delectą. Jak Ci się podoba nowa drużyna?
– Zespół jest jak najbardziej OK. Jestem zadowolony z tego, że miałem możliwość pracy z tymi chłopakami. Nie ukrywam, że to w pewien sposób dosyć mocno otworzyło mi oczy na ten zespół. Chłopaki są bardzo mocno zaangażowani. Nie chciałbym być piewcą talentu wielu chłopaków, ale ta drużyna z człowiekiem takim jak Tomaso Totolo, może sporo w lidze zrobić i namieszać. Czasami mam wrażenie, że brakuje im trochę wiary w siebie, bo to, że są młodzi nie znaczy, że mogą przegrywać mecze, które powinni wygrywać. Mecz z Delectą pokazał, że potrafią walczyć z zespołem, który w tym roku jest bardzo silny. Nie gwarantuję, że ze mną będzie wyższy poziom sportowy, ale mogę zagwarantować, że będzie o wiele weselej… (śmiech).
- Teraz przed Tobą i resztą chłopaków wyjazd do Jastrzębia. Spotkanie trochę z podtekstami...
– Dlaczego z podtekstami?
- Grałeś w Jastrzębiu. Igor Yudin, Paweł Siezieniewski również w tym samym czasie tam grali, Tomaso Totolo prowadził drużynę z Wami w składzie… Jest coś do udowodnienia?
– Nie. Ja już nie muszę nikomu niczego udowadniać. Mam 31 lat. Grałem w Polsce, we Włoszech, w Rosji. Jeżeli tam dawałem sobie radę, to w środowisku siatkarskim nie ma osoby, której muszę cokolwiek udowadniać. Muszę udowodnić jedynie sobie - że jestem pełnowartościowym zawodnikiem, a nie tylko medialnym, trzeźwiejącym i robiącym różne głupie rzeczy środkowym - bo tak właśnie postrzega mnie środowisko. Oprócz tego, że jestem - podobno - barwną osobą to na pierwszym miejscu stawiam fakt, że jestem zawodowym siatkarzem. Ten czas będę chciał wykorzystać do tego, żeby ludzie zaczęli mnie postrzegać jako sportowca a nie jako człowieka, który dostarcza pożywki kolorowej prasie.