Łukasz Kozub: jedność i zaufanie były najważniejsze
Rozgrywający MKS-u Będzin został wybrany najlepszym zawodnikiem mistrzostw świata U21 na swojej pozycji. Przyznał jednak, że ważniejszy od nagrody indywidualnej jest złoty medal, który w minioną niedzielę zawiesił na szyi. - Statuetkę można sobie kupić, jeśli ktoś bardzo zapragnie ją mieć, a mecze trzeba wygrywać na boisku - skwitował.
PLUSLIGA.PL: Kolejny złoty medal, a do tego nagroda dla najlepszego rozgrywającego. Niezły start w seniorską siatkówkę.
ŁUKASZ KOZUB: Fajnie, gdy jest się dostrzeżonym i wyróżnionym nagrodą indywidualną, ale wszyscy wiedzą, że nie to było najważniejsze. Taką statuetkę można sobie kupić, jeśli ktoś bardzo zapragnie ją mieć, a mecze trzeba wygrywać na boisku. My bardzo chcieliśmy wygrać ten ostatni wspólny turniej, po to pojechaliśmy do Brna. Gdybyśmy nie wygrali złotego medalu, ta statuetka nie byłaby dla mnie wielkim szczęściem.
Z pewnością ucieszy pana natomiast, że na goszczącym w Brnie Radostinie Stojczewie wywarł pan duże wrażenie?
ŁUKASZ KOZUB: Tak mi się właśnie wydawało, że widziałem go na trybunach. A mówiąc serio, jest to niezwykle cenna pochwała, szczególnie gdy wygłasza ją trener takiej klasy, jak Stojczew. W razie czego, mój telefon nie jest ani zastrzeżony, ani wyciszony…
Które złoto smakowało bardziej - to pierwsze, zdobyte z kadetami, czy to ostatnie na mistrzostwach świata juniorów?
ŁUKASZ KOZUB: Każdy medal smakował dobrze, każdy ma swoją historię, każdy rodził się w bólach i nie ma co kategoryzować, czy szacować który był ważniejszy, bo każdy z nich jest jednakowo ważny.
Mówi pan, że zwycięstwa rodziły się w bólach, ale gdyby spojrzeć na ten imponujący bilans 48 wygranych, można mieć wrażenie, że była to gładka droga do sukcesu. Droga, która właśnie dobiegła końca.
ŁUKASZ KOZUB: Pozornie mogło to tak wyglądać. Ale były mecze, które kosztowały nas sporo wysiłku. Chociażby na czempionacie w Brnie potyczki z Iranem, Chinami czy Brazylią w półfinale. To nie był łatwy turniej. Tak, coś się kończy…ale myślę, że bardziej bolało to rok temu, gdy rozchodziliśmy się po skończeniu szkoły. Dziś jesteśmy już rozrzuceni po klubach, więc będzie mniej bolało. Ale kto wie, może zaplanujemy jakieś wspólne wakacje. Nasza relacja na pewno będzie trwała jeszcze bardzo długo.
Co było, jest, najważniejsze w tej relacji?
ŁUKASZ KOZUB: Jedność. Znamy się na wylot. Każdy z nas wiedział czego może oczekiwać od drugiej osoby, ufaliśmy sobie i to przynosiło efekty. Jestem przekonany, że nie był to nasz ostatni mecz w takim składzie. Marzę o tym, żebyśmy wszyscy spotkali się w jednym miejscu w seniorskiej siatkówce. Trzeba tylko ciężko trenować, żeby do tego dojść.
Ponoć część waszej kadry może jeszcze tego lata zasilić reprezentację U23?
ŁUKASZ KOZUB: Nic mi na ten temat nie wiadomo.
Mówi się, że wasza grupa ma mentalność zwycięzców. To w polskiej siatkówce nie jest chlebem powszednim. Jak to się robi?
ŁUKASZ KOZUB: Coś w tym jest, ale nie wiem jak to się osiąga, chyba trzeba się z tym urodzić. Gdy w półfinale z Brazylią, po dwóch przegranych setach wychodziliśmy na tie breka, był to taki moment, w którym ta mentalność zwycięzców powinna się pojawić. I pojawiła się. My po prostu, bardzo, bardzo lubimy wygrywać, to chyba jest cała tajemnica.
Był taki moment gdy zrozumieliście, że rywale czują przed wami respekt? Bo ta wspomniana już seria zwycięstw musiała robić na nich wrażenie.
ŁUKASZ KOZUB: Wydaje mi się, że było to po naszym pierwszym, wygranym turnieju. Najbardziej bali się nas Rosjanie. Natomiast pewne jest to, że każdy chciał z nami wygrać. Było to widać w Brnie, gdzie kolejni rywale grając przeciwko nam, wychodzili na boisko jakby nie mieli nic do stracenia. To my zawsze mieliśmy większą presję niż przeciwnicy, bo musieliśmy potwierdzać swoją wartość. A jak nie ma się presji, gra się lepiej. W niedzielnym finale to Kubańczycy byli w lepszej sytuacji, bo oni mogli wygrać, a my musieliśmy. Na początku spotkania mocno nacierali, ale później ich przełamaliśmy i nie byli już w stanie się podnieść.
Zadowolili się srebrnym medalem?
ŁUKASZ KOZUB: Nie wiem, ale na pewno drugie miejsce to dla nich ogromny sukces. Teraz kibicuję im, żeby jakoś poukładali sobie wszystko z federacją, żeby mogli pójść w świat i rozwijać się, bo wiadomo jak to wszystko wygląda na Kubie. Powiedzieliśmy im, że trzymamy za nich kciuki i czekamy na nich w Europie. Nie ukrywam, że polubiliśmy się z tymi chłopakami, mieliśmy nawet małą integrację w hotelowym korytarzu.
W trakcie tych czterech lat był jakiś rywal, przed którym czuliście respekt?
ŁUKASZ KOZUB: Nie było takiej drużyny.
Co teraz? Jakie plany ma pan na najbliższe 2-3 lata?
ŁUKASZ KOZUB: Nie chciałbym zdradzać, żeby nie zapeszyć. Na razie chcę rozegrać dobry sezon w klubie, a później zobaczymy.
Powrót do listy