Łukasz Perłowski: wierzę w awans do Final Four
Mistrz Polski Asseco Resovia Rzeszów mimo wyrównanej walki w Jastrzębiu, nie był wstanie ugrać choćby seta w pierwszym ćwierćfinałowym meczy fazy play-off Ligi Mistrzów.
- W pierwszych dwóch setach do pewnego stanu, kiedy graliśmy naprawdę fajnie i nawet prowadziliśmy, doszło nagle do jakiegoś zachwiania naszej formy – mówi ŁUKASZ PERŁOWSKI, środkowy Asseco Resovii. - Rywale nas dochodzili, później przejmowali inicjatywę i już praktycznie do końca setów utrzymywali przewagę. W trzeciej partii rzuciliśmy wszystko na jedną szalę. Było blisko, ale niestety końcówka była zła w naszym wykonaniu. Podejmowaliśmy złe wybory i zagraliśmy słabo w tych ostatnich akcjach.
- Mieliście bardzo duże problemy z przyjęciem zagrywki, co uprościło waszą grę, a ułatwiło zadanie rywalom…
- Jastrzębie grało u siebie i w pełni wykorzystało atut własnej hali, także jeśli chodzi o element przyjęcia zagrywki. My z kolei będziemy mieli przewagę swojego boiska we wtorek i z niecierpliwością czekamy na ten rewanż. Szkoda nam naszej słabszej postawy w tym pierwszym starciu i niekorzystnego wyniku, ale nie wszystko jest jeszcze stracone.
- Co takiego jest tajemniczego w hali w Jastrzębiu, że nie potraficie przełamać niekorzystnej passy porażek na tym obiekcie; może tym razem większym problemem była duża stawka związana z tym spotkaniem, bo ważą się losy awansu do Final Four Ligi Mistrzów?
- Stawka tego spotkania była na pewno wysoka, ale coś w tym jest, że nie idzie nam na tej hali, skoro nie wygraliśmy tu jeszcze żadnego spotkania. Gra nam się tutaj ciężko, ale nie wiem z jakiego powodu. Kiedyś takie problemy mieliśmy w hali Bełchatowie, dopóki nie wygraliśmy tam pierwszego meczu. Taką negatywną serię trzeba po prostu przełamać, a później będzie nam się grało już lepiej.
- Nie mogliście zatrzymać świetnie dysponowanego Michała Kubiaka, który w najważniejszych momentach pokazał klasę…
- Tak, zwłaszcza w końcówce drugiego seta, kiedy prowadziliśmy, a Michał wszedł na zagrywkę i swoim dobrym serwisem zdobył praktycznie trzy punkty z rzędu. Jest na pewno bardzo ważnym ogniwem w zespole Jastrzębia i potrafi zrobić różnicę.
- Na ile kontuzja Krzysztofa Ignaczaka pokrzyżowała wam plany i utrudniła grę?
- Pod nieobecność „Igły” nasi przyjmujący muszą się jak najszybciej porozumieć tym bardziej, że w tym sezonie graliśmy już w takim zestawieniu i musimy sobie to przypomnieć. Tutaj nic nie zrobimy, bo Krzysiek musi pauzować, a my musimy sobie poradzić bez niego. Igła musi się wyleczyć, żeby pomóc nam na późniejszym etapie rozgrywek.
- Jesteście w stanie zagrać w rewanżu tak dobrze, jak Jastrzębie u siebie?
- Na pewno jesteśmy w stanie i wierzę, że tak właśnie zagramy. Z mojego doświadczenia wynika, że nas takie trudne sytuacje jeszcze dodatkowo mobilizują. Pokazaliśmy to już nie jeden raz i myślę, że również we wtorek pokażemy charakter zwłaszcza, że zagramy u siebie i będziemy niesieni dopingiem naszych kibiców. Mam nadzieję, że najpierw wyrównamy stan rywalizacji, a potem wygramy także złotego seta