Łukasz Swodczyk: Uwierzyliśmy, że możemy wygrać
„Po meczu z Rzeszowem uwierzyliśmy, że możemy wygrywać. Powoli zaczynamy grać swoje, a przed sobą mamy ważne kolejki, bo rywalizujemy z zespołami sąsiadującymi w tabeli lub będącymi pod nami. Po raz pierwszy poważnie na tabelę powinniśmy spojrzeć jednak dopiero po pierwszej rundzie, czyli właśnie po tych czterech spotkaniach, które pozostały” – mówi Łukasz Swodczyk, środkowy Aluronu Virtu Warty Zawiercie, przed sobotnim (17.00) domowym starciem z MKS-em Będzin.
Ostatnie dni były dla Was udane. Najpierw wyszarpaliście wygraną z faworytem w Rzeszowie, a później w Katowicach to był już siatkarski dynamit!
Jakoś poszło. (uśmiech) Katowiczanie mieli trochę gorszy czas. Myślę, że wyszli zestresowani. My byliśmy na fali, oni o tym wiedzieli, no i się udało. Wyszliśmy na boisko zmotywowani. Po meczu z Rzeszowem uwierzyliśmy, że możemy wygrywać. Rywale byli po kilku porażkach. Mentalnie pewnie chcieli zwyciężyć, ale było ciężko. Postawiliśmy swoje warunki, bardzo pomogli nam też kibice.
Po raz pierwszy w tym sezonie znaleźliście się na „bezpiecznym” (13.) miejscu w tabeli PlusLigi. Jest dodatkowa satysfakcja czy nie zaprzątacie sobie tym głowy, bo i tak co kolejkę w klasyfikacji wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie?
Na pewno gdzieś tam w podświadomości to siedzi, ale cały czas trener powtarza nam, żebyśmy nie patrzyli na tabelę. I trochę racji w tym jest, że będziemy na to patrzeć pod koniec sezonu. Teraz mamy się zgrywać i prezentować swoją siatkówkę. Wiadomo, że każdy z pewnością na to zerka i to miejsce kojarzy czy dokładnie zna, lecz sądzę, że nie jest to najistotniejsze. Powoli zaczynamy grać swoje, a przed sobą mamy ważne kolejki, bo rywalizujemy z zespołami sąsiadującymi w tabeli lub będącymi pod nami. Po raz pierwszy poważnie na tabelę powinniśmy spojrzeć po pierwszej rundzie, czyli właśnie po tych czterech spotkaniach, które pozostały.
Macie za sobą kilka „pierwszych plusligowych razów”. Pierwsza wygrana na wyjeździe, pierwszy komplet punktów i zarazem pierwsze zwycięstwo do zera. Skoro wszelkie bariery zostały przełamane, presja będzie nieco mniejsza?
Pewnie tak. Ale tak naprawdę nie wyszedł nam tylko jeden mecz, ten w Bydgoszczy. Poza tym spotkaniem myślę, że stawialiśmy swoje warunki. Zaczęło się to powoli zazębiać. Trzeba cały czas brać pod uwagę, że to jest nowa drużyna, która dopiero się poznaje. Ostatnie kolejki – nie licząc jednej wspomnianej – pokazują, że potrafimy grać ze sobą w siatkówkę i coraz lepiej nam to wychodzi. Dzięki temu ta presja zacznie opadać. Zwycięstwa zwycięstwami, ale też takie poczucie, iż potrafimy ze sobą grać nam pomaga. Poza tym mieliśmy sporo problemów ze zdrowiem zawodników, do tej pory się z tym borykamy. Nie ma Kamila, nie było Mateja. Jak już wszyscy się wyleczą i zaczniemy ze sobą grać w komplecie, będzie wyglądało to jeszcze lepiej niż teraz.
W sobotę przy Blanowskiej czeka Was ważne spotkanie. Z MKS-em Będzin macie tyle samo punktów, więc zwycięzca tego starcia usadowi się wyżej w tabeli.
Jasne i uważam, że grając u nas będziemy mieli dużo większe szanse na wygranie tego meczu. Nie boję się powiedzieć, że będziemy nawet faworytem tego spotkania. Wiadomo, że MKS nie jest słabą drużyną, ale ostatnio jesteśmy na fali. Gramy w naszej hali, która jest zawsze pełna. Będzie to taki bodziec do tego, żeby to spotkanie potoczyło się po naszej myśli i mam nadzieję, że właśnie tak się stanie.
Szczególnie przed własną publicznością bardzo chcecie wygrywać. Ostatnie 3 mecze u siebie kończyliście w 5 setach. Z tym, że dwa poprzednie tie-breaki nie były dla Was szczęśliwe.
Tak, tie-break to jednak loteria, to też trzeba brać pod uwagę. Zawsze chcemy wygrywać. Czasem wychodzi jak wychodzi, ale w Rzeszowie się udało, w Katowicach poszło naprawdę dobrze. Wierzę, że w sobotę również wszystko zakończy się pozytywnie.
Hala tradycyjnie będzie wypełniona do ostatniego miejsca. Bilety – jak świeże bułeczki – sprzedały się praktycznie w jeden dzień! Widać, że kibice doceniają Waszą postawę. I odwdzięczają się wsparciem tak gorącym, jak w Katowicach.
Już w I lidze pamiętam, że przychodziło bardzo dużo ludzi. Na barażach hala była pełna. Teraz już się nie da, by więcej fanów mieściło się na trybunach. Ale jest coraz więcej chętnych i bilety sprzedają się coraz szybciej. Nie ma się co oszukiwać, wyniki przyciągają. Zaczęliśmy wygrywać, więc chętnych będzie na pewno coraz więcej. Gdy gra się u siebie i kibice „krzykną”, to motywuje, a podcina skrzydła przeciwnikowi. Było to widoczne w Katowicach. Chłopaki się gubili – w pierwszym secie nie istnieli. Było to oczywiście spowodowane naszą dobrą grą, lecz także tym, że nie spodziewali się tego, iż grając przed własnymi kibicami będą się czuli jakby grali na wyjeździe. Za co kibicom jako cała drużyna bardzo dziękujemy.
Powrót do listy