Łukasz Wiese: w Warszawie z pewnością odżyję
Łukasz Wiese to kolejny zawodnik, który w następnym sezonie PlusLigi będzie bronił barw ONICO Warszawa. Nowy zawodnik opowiedział o roku spędzonym w Austrii, różnicach między ligą austriacką i PlusLigą oraz o telefonie od Stephane’a Antigi.
KATARZYNA OWCZAREK/ONICO WARSZAWA: Witamy w Warszawie! Po roku spędzonym w Austrii cieszysz się z powrotu do Polski?
ŁUKASZ WIESE: Bardzo! Mam wrażenie, że wreszcie widzę ludzi, a nie pola i krowy (śmiech). W naszym miasteczku było zaledwie cztery tysiące mieszkańców, a wszyscy zawodnicy i tak mieszkali poza miastem, więc o jakiekolwiek towarzystwo było naprawdę trudno. Z okien mieszkania miałem widok na wypasające się na polu krowy, a średnia wieku mieszkańców była bardzo wysoka, więc na dłuższą metę mogło być to trochę przytłaczające. Teraz w Warszawie z pewnością odżyję!
Podobno z propozycją grania w Warszawie zadzwonił do Ciebie sam trener Antiga?
ŁUKASZ WIESE: Tak, zgadza się. Propozycja od Stephane’a była dla mnie dużym wyróżnieniem, więc nie musiałem się długo zastanawiać. Bardzo cieszę się z powrotu do PlusLigi, ponieważ transfer do stołecznego klubu to dla mnie bardzo duży krok do przodu. W Warszawie czekają mnie duże wyzwania, a głównym celem będzie dobry wynik sportowy.
Jako bardzo młody zawodnik grałeś ze Stephane’em w jednej drużynie. Teraz ponownie skorzystasz z jego wieloletniego doświadczenia na przyjęciu?
ŁUKASZ WIESE: Mimo że nie należę już do najmłodszych zawodników, to jednak mam nadzieję, że nadal będę się rozwijał. Stephane był jednym z najlepszych przyjmujących świata, więc liczę na wiele rad z jego strony, ponieważ każda z nich może okazać się dla mnie niezwykle cenna.
Od roku w Warszawie gra Twój dobry kolega, Janek Nowakowski. Podpytywałeś go może o wrażenia po pierwszym sezonie w barwach ONICO?
ŁUKASZ WIESE: Oczywiście! Janek był drugą osobą, zaraz po trenerze Antidze, z którą rozmawiałem na temat transferu do Warszawy i on również bardzo namawiał mnie na przeprowadzkę do stolicy. Obaj nie musieli jednak robić tego zbyt długo, ponieważ po tylu ciepłych słowach i znakomitych opiniach na temat klubu nie miałem wątpliwości, jaki obrać kierunek.
Do Polski wracasz po jednym sezonie spędzonym w SK Posojilnica Aich/Dob. Jak ocenisz rok w barwach mistrza Austrii?
ŁUKASZ WIESE: W Austrii rozgrywałem bardzo dużo spotkań. Czasem graliśmy trzy mecze w tygodniu i to przez kilka tygodni z rzędu. To wiąże się niestety z dużym obciążeniem, bo przez kilka miesięcy praktycznie nie ma czasu na jakikolwiek odpoczynek. W tamtym momencie było to jednak dla mnie idealne miejsce. Po kontuzji, której nabawiłem się w Radomiu, potrzebowałem jak najwięcej meczów, dzięki którym mógłbym wrócić do właściwej formy. Poza tym w Austrii miałem okazję wystąpić w największych rozgrywkach klubowych – Lidze Mistrzów, Pucharze CEV czy MEVZA. Udział w takich turniejach do kolejne cenne doświadczenie, więc jestem z tego bardzo zadowolony.
Tamtejsze rozgrywki bardzo różnią się od naszej PlusLigi?
ŁUKASZ WIESE: Te ligi stoją na zupełnie innych poziomach. Różnic jest tak dużo, że aż trudno je wszystkie wymienić. Przede wszystkim w Austrii jest ogromna różnica poziomów między poszczególnymi klubami. W poprzednich latach moja drużyna walczyła o tytuł mistrza z Hypo Tirol Innsbruck. W ubiegłym sezonie tyrolska ekipa uczestniczyła jednak w rozgrywkach Bundesligi, więc najgroźniejszy rywal odpadł już przed rozpoczęciem zmagań.
Na początku szokujące było też dla mnie to, że na mecz można przyjeżdżać tego samego dnia. Z czasem okazało się jednak, że w niektórych przypadkach przyjazd dzień wcześniej naprawdę nie miał sensu, ponieważ kilka klubów można było pokonać z marszu. Liga austriacka była więc tylko formalnością. Wszyscy czekaliśmy na europejskie rozgrywki, czyli Puchar MEVZA czy CEV. Udział w tych turniejach dał mi naprawdę dużo. Tam rywale prezentowali już zupełnie inny poziom, czekały nas również dalsze wyjazdy. Możliwość grania w europejskich rozgrywkach klubowych to naprawdę czysta przyjemność, więc wszyscy na nie czekaliśmy.
PlusLiga słynie nie tylko z wysokiego poziomu siatkarskiego, ale również znakomitych kibiców. Jak wyglądała sytuacja na austriackich trybunach?
ŁUKASZ WIESE: W Austrii żadne sporty drużynowe nie są popularne. Tam dominują wszelkiego rodzaju sporty zimowe – narciarstwo alpejskie czy skoki narciarskie. Nawet najpopularniejsza na świecie piłka nożna nie cieszy się tam dużym zainteresowaniem. W tej sytuacji jeszcze trudniej o kibiców na meczach siatkówki. Bardzo pozytywnym zaskoczeniem były jednak pełne trybuny hali w Klagenfurcie, w której rozgrywaliśmy mecz Ligi Mistrzów. Spotkanie obejrzało prawie dwa i pół tysiąca kibiców, co w Austrii jest znakomitym wynikiem. Po raz drugi halę zapełniliśmy podczas finałowych meczów Pucharu MEVZA. Wtedy nasza domowa hala również była wypełniona po brzegi, więc zwycięstwo smakowało jeszcze lepiej. Cieszę się jednak, że wracam do PlusLigi, ponieważ tutaj pełne trybuny to standard.