Łukasz Wiśniewski: odrobiliśmy dopiero połowę lekcji
W niedzielę ZAKSA Kędzierzyn-Koźle wywalczyła po raz siódmy w historii klubu Puchar Polski. - Odrobiliśmy dopiero połowę lekcji z poprzedniego sezonu. Jeszcze wiele pracy przed nami - powiedział Łukasz Wiśniewski, najlepszy blokujący turnieju finałowego. W specjalnej rozmowie z naszym portalem środkowy wspomina walkę o pierwsze trofeum w tym sezonie, opowiada o długoletniej grze w Kędzierzynie-Koźlu, rywalizacji w Lidze Mistrzów i celach na dalszą część sezonu, czyli nadziejach na złoty medal mistrzostw Polski. Już dzisiaj kędzierzynianie rozegrają kolejny mecz w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Ich przeciwnikiem będzie drużyna z Modeny, w której występuję Bartosz Bednorz.
PLUSLIGA.PL: W niedzielę wywalczył pan po raz czwarty Puchar Polski z ZAKSĄ Kedzierzyn-Koźle, a do tego został wyróżniony nagrodą dla najlepszego blokującego. To była dobra niedziela i dobry turniej w waszym wykonaniu.
ŁUKASZ WIŚNIEWSKI: Cała drużyna zasługuje na wielkie brawa. To jest sukces całego zespołu, a nie żadnych indywidualności. Nagrody indywidualne zawsze są miłe. Fajnie, że ktoś docenia naszą pracę. Jednak tak jak wspomniałem na te nagrody składa się gra całej drużyny. Osobiście cieszę się, że miałem okazję grać w sześciu finałach Pucharu Polski i po raz czwarty wygrałem. Jestem naprawdę szczęśliwy. Mam nadzieję, że na tym nie poprzestaniemy.
Dla pana Kędzierzyn-Koźle jest chyba bardzo szczęśliwy?
ŁUKASZ WIŚNIEWSKI: Myślę, że można tak powiedzieć. Po to, też przeniosłem się do Kędzierzyna-Koźla. Z myślą rozwoju, grania o jak najwyższe cele. Odkąd jestem w Kędzierzynie-Koźlu (od sezonu 2012/13 - przyp. red.) mieliśmy tylko jeden słabysz sezon. A tak zawsze liczmy się w czołówkach i gramy o najwyższe trofea. W tym uważam, że będzie podobnie.
Wracając do turnieju finałowego Pucharu Polski, chyba zgodzi się pan ze mną, że półfinał z Aluronem Virtu Wartą Zawiercie był dla was przetarciem przed finałem? Jastrzębski Węgiel poprzeczkę zawiesił już znacznie wyżej. Choć przyznaję, że po dość słabym drugim secie jastrzębian nie wierzyłam, że jeszcze powalczą...
ŁUKASZ WIŚNIEWSKI: Bardzo często jest tak, że po przegranym dość gładko secie, w kolejnej odsłonie drużyna dostaje nowej energii. Tak naprawdę nie mają już nic do stracenia. Przegrywając 0:2 nie ma sensu wprowadzać tylko piłki do gry. Wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, że jak Benjamin Toniutti będzie miał dobre dogranie, to potrafi zrobić dobry użytek z każdej piłki. Dlatego jastrzębianie zaryzykowali i to im się opłaciło. Fajnie, że doprowadziliśmy do wyrównanej końcówki. Mimo, że przegraliśmy, to jednak bardzo pomogło nam w kolejnym secie. Cieszę się, że wytrzymaliśmy pod względem zdrowotnym, bo nie jest tajemnicą, że mieliśmy swojej problemy. Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się, iż drugi set finałowego meczu będzie tak wyglądał. Niemniej to tylko świadczy o tym, że jeśli wywieramy presję na przeciwniku, to możemy wygrać z każdym. Jak jesteśmy odpowiednio skupieni to potrafimy walczyć z każdym.
Obserwując grę całego zespołu, mam wrażenie, że wasza drużyna nie ma układu nerwowego... W PlusLidze jesteście nipokonani i odnieśliście 15 zwycięstw. Kilka dni temu wywalczyliście Puchar Polski. Zastrzeżenia można mieć do nieco słabszej dyspozycji w Lidze Mistrzów, ale nie zmienia to faktu, że trudno was "ugryźć".
ŁUKASZ WIŚNIEWSKI: Niby tak... Ale w takich chwilach warto przypomnieć sobie poprzedni rok. Mieliśmy jakiś rekord w PlusLidze, bo przez kilkanaście kolejek nie przegraliśmy. Teraz już nawet nie pamiętam tej liczby. Jednak co z tej serii, skoro przegraliśmy wszystkie finały. Wolałbym tego uniknąć. Lekcja z Pucharu Polski została odrobiona. Bardzo się cieszymy, że mamy pierwsze trofeum. Jeśli chodzi o Ligę Mistrzów musimy być realistami, że przyszło nam walczyć z europejskimi potęgami, które spokojnie awansują do ćwierćfinału, czy półfinału. Doskonale wiemy, jakim potencjałem oni dysponują, a jakim my. Zawsze dobrze jest się zmierzyć z taką drużyną i sprawdzić się na tyle najlepszych na świecie. Jednak Liga Mistrzów to nie jest jakiś nasz najważniejszy cel. Najważniejszy cel to powrót na pierwszy stopień podium mistrzostw Polski. Na tym będziemy się teraz koncentrować.
Zanim skupicie się na PlusLidze i walce o mistrzostwo Polski, czeka was kolejny mecz w fazie grupowej wspomnianej Ligi Mistrzów. W czwartek we własnej hali podejmiecie drużynę z Modeny w składzie z Bartoszem Bednorzem.
ŁUKASZ WIŚNIEWSKI: Myślę, że dla Bartka będzie to miły powrót do kraju. Mam nadzieję, że kibice zgotują mu gorące przywitanie. W ostatnim spotkaniu słyszałem, że zagrał bardzo dobre spotkanie. Dla naszej siatkówki, w tym reprezentacyjnej to bardzo dobra wiadomość, że tak świetnie sobie radzi we włoskiej lidze. Nic tylko składać ręce do oklasków. To naprawdę trudna liga. Gra w bardzo dobrym zespole i dostaje swoje szanse, które wykorzystuje najlepiej jak tylko potrafi. Myślę, że mimo wzmocnienia reprezentacji Polski przez Leona, Bartek będzie liczył się w walce o miejsce w kadrze narodowej.
Historia Bartosza Bednorza przypomina trochę tę Michała Winiarskiego sprzed kilku lat.
ŁUKASZ WIŚNIEWSKI: To prawda. Uważam, że dokonał bardzo dobrego wyboru, jeśli chodzi o rozwój. Chyba lepiej nie mógł trafić. Fajnie, że trener go nie odstawił i daje mu szanse. Widzimy, że robi postępy. Trzymamy mocno za niego kciuki, niech się rozwija. Choć w czwartek może niech zagra trochę słabsze spotkanie (śmiech), ale później niech już gra.
Już na koniec, został pan wybrany najlepszym blokującym turnieju Pucharu Polski. Świetnie spisuje się pan w PlusLidze, z resztą kolejny rok. Czy to ostatnie zwycięstwo i wyróżnienie to sygnał dla trenera Vitala Heynena, że może warto jeszcze postawić na Łukasza Wiśniewskiego w kadrze narodowej?
ŁUKASZ WIŚNIEWSKI: Nie wiem... Nie chcę bawić się w żadne spekulacje. Jeżeli trener uważa, że w jakikolwiek sposób mogę pomóc reprezentacji, to ma mój numer telefonu. Stworzył świetną grupę. Osiągnął fenomenalny wynik. Wszyscy wiemy, że dołącza do nas gwiazda światowego formatu, czyli Leon. Uważam, że reprezentacja będzie jeszcze silniejsza. Jeśli nawet trener uzna, że nie jestem potrzebny drużynie, to zawsze będę trzymał mocno kciuki za cały zespół i wszystkich chłopaków.