Łukasz Wiśniewski: sezon jeszcze się nie skończył
ZAKSA Kędzierzyn-Koźle przegrała w dwóch spotkaniach z PGE Skrą Bełchatów i nie awansowała do półfinału PlusLigi. O ocenę ostatniego spotkania i szanse drużyny z Kędzierzyna w dalszej części sezonu poprosiliśmy środkowego Łukasza Wiśniewskiego.
plusliga.pl: Walka o miejsca medalowe w Pluslidze już się dla was zakończyła, choć momentami w starciu z mistrzami Polski pokazaliście bardzo fajną siatkówkę.
Łukasz Wiśniewski: Zagraliśmy ładnie tylko i wyłącznie w trzecim secie. Zmiany Nimira Abdel-Aziza i Michała Ruciaka w tej odsłonie pozytywnie wpłynęły na naszą grę. Weszli na boisko i tchnęli w nas życie, dlatego tylko trzeci set był dobry w naszym wykonaniu. Pierwsze dwa były zdecydowanie zdominowane przez zawodników z Bełchatowa. Nie wiem, czy od razu chcieliśmy narzucić przeciwnikowi własny rytm, za bardzo chcieliśmy wygrać? Frustrowały nas piłki wpadające w boisko, nie działał blok. A naprzeciwko był Nicolas Uriarte, który gra znakomitą siatkówkę, a przy takim przyjęciu zawodników z Bełchatowa to mógł się bawić.
- Ten sezon nie jest dla was najlepszy. Choroby, ciągłe kontuzje w zespole na pewno utrudniły wam rozgrywki. Dopiero teraz zaczynacie grać pełnym składem.
- Na pewno wszystkie te czynniki miały wpływ na to, jak się ułożyła gra w naszym wykonaniu. Brak Grzegorza Boćka to największe nasze osłabienie. Ale my nie zwalamy winy na kontuzje, bo te ma każdy zespół. Od samego początku ten sezon nie wygląda tak, jak byśmy tego oczekiwali. Ale jeszcze trwa.
- Wielu zawodników i trenerów skarży się na intensywność grania, wasze zmęczenie, brak treningów. Pan też uważa, że to jest po części przyczyna waszych niepowodzeń?
- Każde rozgrywki mają plusy i minusy. Moim zdaniem ten kalendarz był lekko przesadzony. Rozegraliśmy zbyt wiele spotkań w krótkim odstępie czasu, praktycznie ciągle byliśmy w podróży, a te też wykańczają człowieka. Co do ilości meczów, to myślę, że i kibice nie są najszczęśliwsi, bo ile można oglądać siatkówkę, jak spotkania są praktycznie codziennie? Owszem zdarzały się niespodzianki na boisku, były mecze, które się podobały, ale nie było ich wiele. Ale decyzje co do formy rozgrywek nie należą do nas - zawodników. Sezon się skończy, ktoś odpowiedzialny usiądzie i przeanalizuje, czy to był dobry pomysł czy też nie.
- Po odpadnięciu z walki o medale, będziecie walczyć o miejsca 5-12. Myśli pan, że jeszcze będą niespodzianki w tej fazie rywalizacji?
- Myślę, że jak będą mecze o najwyższe miejsca w tej części tabeli, to mimo wszystko zespoły wyżej notowane znajdą się tu gdzie są aktualnie, choć nigdy nie można lekceważyć przeciwnika. Ale raczej niespodzianki się nie spodziewam.
- Gracie jeszcze w europejskich pucharach i macie szansę na odniesienie sukcesu. Najbliższe spotkanie zagracie w środę z dobrze znanym w Polsce zespołem CAI Teruel.
- Do tej pory nie myśleliśmy o tym Pucharze CEV. Skupiliśmy się na rozgrywkach ligowych, chcieliśmy jak najlepiej zagrać. Niestety, już nie ma nas w czwórce. A teraz przed nami kolejny mocny przeciwnik. Na razie niewiele wiemy o Teruel, ale na pewno nasz sztab już myśli o tym spotkaniu. Bardzo chcemy dojść do finału w tym Pucharze. Musimy jednak zresetować głowy po spotkaniach z Bełchatowem, na nowo uwierzyć, że umiemy grać w siatkówkę. A przede wszystkimi musimy zacząć się znowu nią cieszyć, a wtedy będziemy na dobrej drodze do sukcesu.