Łukasz Wiśniewski: wolelibyśmy zakończyć tę rywalizację już w trzecim meczu
- Jestem pewien, że nasi rywale u siebie będą grali lepiej w zagrywce i w ataku. Mam nadzieję jednak, że jeżeli my zaprezentujemy się tak jak w dwóch ostatnich spotkaniach, to postawimy tą „kropkę nad i” – powiedział Łukasz Wiśniewski, środkowy ZAKS-y Kędzierzyn-Koźle. Kędzierzynianie już w najbliższy wtorek zagrają trzeci mecz finałowy z Asseco Resovią Rzeszów.
PLUSLIGA.PL: Na początek chciałabym zapytać o pańską kontuzję łydki, która miała miejsce podczas rozgrzewki przed pierwszym meczem finałowym z rzeszowskim zespołem. Jak obecnie wygląda sytuacja z tym urazem? Kiedy będziemy mogli zobaczyć pana znów na boisku?
ŁUKASZ WIŚNIEWSKI: Na szczęście wszystko skończyło się na dużym strachu. W dniu drugiego finałowego meczu z Asseco Resovią Rzeszów wykonałem rezonans, który wskazał, że mięsień łydki jest cały, w żadnym stopniu nie jest uszkodzony. Jest tam co prawda delikatny obrzęk, ale nie wynika on z urazu mięśnia. Myślę, że mój powrót na boisko jest kwestią dwóch lub trzech dni. Oczywiście tak jak mówią fizjoterapeuci – to jest natura i tego nie da się przewidzieć w stu procentach jednak jestem dobrej myśli.
Przed drugim spotkaniem finałowym rozgrzewał się pan, ale tylko delikatnie odbijając piłkę.
ŁUKASZ WIŚNIEWSKI: Taki był plan, żeby całkowicie wyłączyć i wyciszyć to miejsce, aby jak najszybciej się zagoiło. Bardzo się cieszę, że nie byłem potrzebny.
Nie był pan potrzebny, bo Patryk Czarnowski godnie pana zastąpił.
ŁUKASZ WIŚNIEWSKI: Patryk to nie jest anonimowy zawodnik – to jest bardzo dobry środkowy i możemy się tylko cieszyć, że mamy tak szeroki skład. W takim momencie, po dłuższej przerwie na boisku, wchodzi i gra tak, jakby tej przerwy w ogóle nie miał. Pozostaje się więc tylko cieszyć, że jesteśmy w tak dobrej sytuacji.
Chyba trudno ogląda się mecze finałowe z kwadratu dla rezerwowych.
ŁUKASZ WIŚNIEWSKI: To prawda, rwie człowieka na boisko, ale spokojnie. Jeżeli tak ma się skończyć, to w Rzeszowie też nie muszę grać (śmiech).
Póki co w finale PlusLigi nie dajecie najmniejszych szans Asseco Resovii. Widać, że przerwa w grze, którą mieliście nie wybiła was z rytmu i nadal prezentujecie bardzo dobrą siatkówkę.
ŁUKASZ WIŚNIEWSKI: Myślę, że to jest tylko i wyłącznie potwierdzenie pracy, którą wykonujemy od początku tego sezonu. Proszę mi wierzyć, że na treningach jest bardzo ciężko – pracujemy w hali popołudniami po dwie i pół godziny, więc byliśmy dobrze przygotowani do tych decydujących spotkań. Wiedzieliśmy o tym, że i fizycznie, i taktycznie jesteśmy gotowi na ten finał. Wystarczyło tylko wyjść na boisko i to udowodnić. Fajnie, że nawet w pierwszym meczu, w pierwszym secie, kiedy to Rzeszów miał przewagę, w drugim spotkaniu było podobnie, to my nie pękamy w takiej sytuacji, gramy twardo w bloku i w obronie. Doganiamy przeciwników, a później jeszcze wypracowujemy sobie przewagę, więc ta ciężka praca skutkuje.
Nie jest pan nieco zaskoczony postawą Asseco Resovii Rzeszów? Zespół, który jeszcze w miniony weekend walczył z Zenitem Kazań, teraz prezentuje się dużo gorzej.
ŁUKASZ WIŚNIEWSKI: Może poniekąd tak. Ciężko powiedzieć z czego to wynika – myślę, że na pewno swój udział mają w tym nasi kibice, którym dziękujemy za wsparcie, bo mają swój wkład w te zwycięstwa. Natomiast co do Asseco Resovii, trzeba byłoby pytać chłopaków z Rzeszowa skąd ta słabsza forma, co tam na treningach się dzieje. My nie będziemy się na nich oglądać. Będziemy przygotowani na bardzo trudny pojedynek w Rzeszowie. Jestem pewien, że nasi rywale u siebie będą grali lepiej w zagrywce i w ataku. Mam nadzieję jednak, że jeżeli my zaprezentujemy się tak jak w dwóch ostatnich spotkaniach, to postawimy tą „kropkę nad i”.
I zakończycie rywalizację w trzech spotkaniach?
ŁUKASZ WIŚNIEWSKI: Bardzo chcielibyśmy, ale zdajemy sobie sprawę z tego, że to może być ciężkie zadanie. Będziemy przygotowani w razie czego na czwarty mecz, ale nie ukrywam, że wolelibyśmy zakończyć tą rywalizację już we wtorek i móc świętować.