Łukasz Żygadło: jestem głodny ciekawych, siatkarskich projektów
- W przypadku Sarmayeh Bank Teheran można mówić o pewnym ewenemencie. Tak utytułowany klub właśnie zakończył swoją krótką historię, choć do końca nie wiadomo dlaczego – komentuje decyzję irańskich władz Łukasz Żygadło. Jedna z osób związanych z federacją perską, jako powód rozwiązania drużyny, wskazuje duże problemy finansowe sponsora klubu – Sarmayeh Bank.
PLUSLIGA.PL: Wrócił pan do Polski po zdobyciu trzeciego z rzędu mistrzostwa Iranu. Rozumiem, że teraz przyszedł czas na zasłużony odpoczynek?
ŁUKASZ ŻYGADŁO: Tak, to na pewno! Skończyłem sezon, wygraliśmy mistrzostwo po raz trzeci. Jednak w przypadku Sarmayeh Bank Teheran można mówić o pewnym ewenemencie, bowiem nasz klub zakończył swoją krótką historię. Nie wydaje mi się, żeby jakiś inny zespół na świecie, mający takie sukcesy, podjął decyzję o rozwiązaniu.
Zaważyły kwestie finansowe?
ŁUKASZ ŻYGADŁO: Do końca nawet nie wiem jakie, ale pewne jest, że klub kończy swoją karierę. Taka jest decyzja władz i po Nowym Roku, bo w Iranie jest teraz świętowany Nowy Rok, temat tej drużyny na pewno wróci na tapetę. Sprawy będą jeszcze „obgadywane” i zobaczymy, kto będzie reprezentował nasz klub w kolejnych rozgrywkach Klubowych Mistrzostw Świata i mistrzostw Azji.
W takiej sytuacji pewne jest, że pana gra w Sarmayeh Bank Teheran się kończy. Czy w związku z takim obrotem spraw będzie pan szukał innego irańskiego klubu?
ŁUKASZ ŻYGADŁO: Nie koniecznie irańskiego – jestem teraz na etapie rozpatrywania ofert. Nie ukrywam jednak, że jestem dalej głodny ciekawych projektów i gry w dobrych klubach. Wróciłem na parkiet po ciężkiej kontuzji jaką miałem w 2013 roku i zdobyłem cztery mistrzostwa kraju – jedno we Włoszech i trzy w Iranie. Dlatego jeżeli będzie taka możliwość chciałbym kontynuować walkę o najwyższe cele.
Nie marzą się panu polskie parkiety?
ŁUKASZ ŻYGADŁO: Marzyły mi się na pewno. Rok temu mógł być zrealizowany bardzo ciekawy projekt, który niestety nie wypalił. W tym roku jeden z ciekawych klubów odezwał się do mnie, ale to było za wcześnie, żebym podjął decyzję. W tym momencie te najlepsze polskie kluby mają swoich rozgrywających, więc w tej chwili w naszym kraju nie ma dla mnie odpowiedniego miejsca.
Iran zawsze postrzegany był jako kraj zamknięty, który niejako istnieje sam dla siebie. Pan swoim wyjazdem zaczął obalać wszelkie mity…
ŁUKASZ ŻYGADŁO: Proszę mi wierzyć, że ja też przeżyłem szok, kiedy tam wyjechałem. Pierwsze dni, pierwsze tygodnie były naprawdę ciężkie i ktoś może powiedzieć, że po trzech latach w Iranie powinienem wiedzieć wszystko, ale jest to kraj tak złożony, że naprawdę często zaskakiwały mnie nowe sytuacje. Trzeba jednak pamiętać, że to są dwie inne cywilizacje i różnice kulturowe są naprawdę znaczące. Trzeba uważać w jaki sposób się zachowujemy, bo na Bliskim Wschodzie może to być inaczej odbierane. Uważam, że jeśli decydujemy się świadomie na grę w innym kraju, to powinniśmy respektować jego kulturę i nie mówię już tu tylko o Iranie. Podobnie obcokrajowcy przyjeżdżający do Polski powinni szanować nasze tradycje i wartości.
Ma pan świadomość, że trochę otworzył pan polską siatkówkę na Iran i rozpoczął wymianę zawodników, czego przykładem jest choćby Milad Ebadipour…
ŁUKASZ ŻYGADŁO: Rzeczywiście może trochę otworzyłem ludzi na ten kraj, bo coraz więcej osób zaczęło o nim słuchać, śledzić tamtą ligę czy po prostu zmieniać swoje nastawienie. Po meczach reprezentacyjnych mieliśmy złe zdanie o Irańczykach, bo często było bardzo gorąco po obu stronach siatki i wykazywaliśmy tendencję do tego, by widzieć winę i tych złych w Irańczykach. To są jednak naprawdę bardzo ciekawi, rodzinni i pomocni ludzie, a pozytywne opinie jakie wyrażane są teraz o Miladzie, pasowałyby także do innych zawodników tego kraju. Wiadomo, że mecz ma swoje prawa, a kultury się różnią, ale po prostu u nich tak się gra – chce się wygrać za każdą cenę. Irańczycy mają pewien styl prowokacji i tłumaczyłem im, że jest on naprawdę źle odbierany. Jednak te rzeczy, które dla nas były impulsem do agresywnego działania, dla nich były zupełnie normalne, co tylko potwierdza wcześniej wspomniane różnice kulturowe.
Niedawno gościł pan na meczu ONICO Warszawa – PGE Skra Bełchatów. To taka próbka czołówki PlusLigi. Ma pan swoich faworytów do pierwszych trzech miejsc mistrzostw Polski?
ŁUKASZ ŻYGADŁO: Przyznam, że kiedy jestem na meczach, generalnie wolę oglądać je pod kątem technicznym i w konsekwencji nie kibicuję jakiejkolwiek drużynie. Bardziej satysfakcjonują mnie podczas spotkań pewne akcje niż stricte konkretny wynik.
Przed nami czas reprezentacyjny. Otrzymał pan maila od Vitala Heynena?
ŁUKASZ ŻYGADŁO: Nie, nie otrzymałem od trenera Heynena tego typu wiadomości. Przypuszczam jednak, że obrał strategię o jakiej mówił, czyli wypróbowania młodych zawodników w Lidze Narodów. Myślę, że w tym roku jest to akurat słuszna decyzja, bo musi poznać wszystkich graczy, żeby mieć informacje na przyszłość - przede wszystkim na mistrzostwa świata i igrzyska olimpijskie, jeżeli będzie kontynuował pracę do tego czasu. Ja jestem zwolennikiem długofalowych rozwiązań i uważam, że nie ma, co zadowalać się pomniejszymi celami. Uważam, że powinno się patrzeć perspektywicznie i dopiero wtedy jest szansa na zbudowanie zespołu, który będzie mógł utrzymać swój poziom i grać w „czwórce” na świecie i w Europie.
Gdyby Vital Heynen okazał się jednak zwolennikiem krótkofalowego projektu, byłby pan gotowy stawić się na kadrze?
ŁUKASZ ŻYGADŁO: Sam nie wiem… Uważam, że rozgrywający powinni brać na siebie odpowiedzialność, a w imprezach reprezentacyjnych wykazywać się doświadczeniem. Na pewno bardzo ważna jest też obecność na treningach z drużyną, przez cały okres przygotowawczy i nie wiem czy takie granie „z dolotu” miałoby jakikolwiek sens. Niedługo będą igrzyska olimpijskie i czasu na przygotowania naprawdę nie ma wiele, dlatego też to młodzi zawodnicy powinni jak najwięcej czerpać z sezonu reprezentacyjnego i uważam, że w tym kierunku powinien iść rozwój kadry.
Vital Heynen to dobry szkoleniowiec dla polskiej kadry?
ŁUKASZ ŻYGADŁO: Zobaczymy. Osoby, które są w środku powinny doskonale wiedzieć jakie są mocne i słabe strony drużyny, czego zabrakło rok temu, bo pewne rzeczy były widoczne dla wprawionego oka. Uważam, że jeżeli trener będzie miał swoje zdanie i realizował tylko swoją wizję prowadzenia drużyny i nikt nie będzie mu pewnych rzeczy narzucał a przede wszystkim zawodnicy to uszanują, to przyniesie to efekt. Musi być jeden lider i to on musi brać na siebie odpowiedzialność za całą grupę i nią kierować. Jeśli kto inny będzie miał znaczący wpływ na zdanie trenera, to taki system nie zadziała, bo on nigdzie nie funkcjonuje.
Za nami Święta Wielkanocne - gdzie je pan spędził?
ŁUKASZ ŻYGADŁO: Nareszcie w Polsce! W końcu obchodziłem jakiekolwiek Święta, bo Bożego Narodzenia nie mam –świętuje je na boisku. Wielkanocy też od dawien dawna nie miałem czasu obchodzić, więc z chęcią odświeżyłem sobie świąteczne tradycję – objadałem się i cieszyłem czasem spędzonym z rodziną.
Powrót do listy