Maciej Dobrowolski: nie zamierzam kończyć kariery
Maciej Dobrowolski, 36-letni rozgrywający Asseco Resovii, dotrzymał słowa: po raz siódmy wygrał wielki finał PlusLigi (5 razy ze Skrą, 2 razy z Resovią). Po tym sezonie jednak odchodzi z Rzeszowa, choć stanowił doskonałe uzupełnienie Lukasa Tichacka.
- Zobaczymy, co będzie. Zaakceptuję każdą decyzję – mówi MACIEJ DOBROWOLSKI, rozgrywający Asseco Resovii. - Zespół jest mocny, a może będzie jeszcze mocniejszy. Prezes Adam Góral ma ambicje, żeby drużyna wygrywała z włoskimi, czy rosyjskimi zespołami. Czy to będzie ze mną, czy nie, to trudno mi teraz powiedzieć. Mam duży szacunek do prezesa Górala i wiem, że jak będzie odpowiedni moment, to mnie poinformuje, a ja jego decyzję zaakceptuję. Jestem dumny, że jestem resoviakiem i miałem większy, czy mniejszy wkład w te dwa mistrzostwa Polski. Staram się wykonywać swoją pracę jak najlepiej i jeżeli to jest wystarczające, to jestem zadowolony, a jak nie, to będę się starał poprawić.
- Chciałby pan zostać w Asseco Resovii?
- Chęci mogą być, ale nie mają zbyt wiele do gadania. To jest profesjonalny sport. Nie mam pojęcia jak to się dalej potoczy. Trudno mówić, że nie ma chęci pozostania, skoro zdecydowaliśmy się na kupno mieszkania w Rzeszowie, a dzieci chodzą tu do szkoły. Wszyscy bardzo dobrze tutaj się czujemy. Tak więc chęci są, ale do tanga trzeba dwojga. Zaakceptuję i uszanuję każda decyzję, a jaka ona będzie i czy nadal będę grał w Asseco Resovii, to już nie ode mnie zależy.
- Uczucie przy wręczeniu złotych medali było takie same jak w ub. roku?
- Było fantastyczne, ale ciężko powiedzieć, czy takie same. Cieszę się, że przez dwa lata w Rzeszowie udało mi się zdobyć te dwa mistrzostwa Polski. W zeszłym roku było inaczej, bo chcieliśmy zrzucić Skrę z tronu i mieliśmy lidera w postaci Grozera. Teraz też mieliśmy świetnych atakujących, ale to była bardziej grupa, zespół, niż jeden zawodnik odpowiedzialny za ciągnięcie grę. To były dwie zupełnie inne drużyny, mimo że tych zmian kadrowych na papierze wiele nie było. Sukces jest taki sam, troszeczkę jednak przyciemniający tę słabszą rundę zasadniczą w naszym wykonaniu.
- Jak oceniłby pan sezon 2012/2013 w wykonaniu Asseco Resovii ?
- Był bardzo nierówny. Nie potrafiliśmy prezentować takiego średniego stabilnego poziomu, z którego czasem zagralibyśmy troszkę lepiej albo gorzej, albo raz na jakiś czas wypadli wręcz genialnie. Sezon w naszym wykonaniu, to była taka sinusoida. Raz graliśmy świetne fragmenty siatkówki, bo nie powiem, że całe mecze. Bywało też, że graliśmy bardzo źle i dużo tych spotkań przegraliśmy. Takie falowanie było bardzo męczące dla wszystkich: zawodników, kibiców i trenerów. Tak naprawdę nie wiadomo było czego się po nas spodziewać. Zresztą ta kwintesencja była widoczna w ostatnim meczu finałowym, gdzie przegraliśmy seta do 14, by później z kolei wygrać do 19. To tylko potwierdza to falowanie w sezonie, ale dobrze, że to wszystko skończyło się złotym medalem.
- W ostatnim finałowym meczu wykazaliście się dużą odpornością psychiczną i pewnością siebie…
- Olbrzymią robotę zrobili nasi najwierniejsi sympatycy. To był genialny z ich strony pomysł, aby przyjść w tak dużej liczbie na nasz trening przed wyjazdem do Kędzierzyna. Trener też widząc, że to pomoże nam zrzucić negatywne myślenie po porażce w meczu nr 4, ustawił grę szkoleniową. Było trochę luzu, uśmiechów itd. To było bardzo fajne i pozwoliło nam uwierzyć, że jesteśmy w stanie pojechać do Kędzierzyna już z taką czystą głową aby walczyć o mistrzostwo. W tym meczu mieliśmy dobre i słabsze momenty, ale najważniejsze, że wytrzymaliśmy.
- Osoba Macieja Dobrowolskiego przyciąga złote medale. Czy ma pan jakieś miejsce w domu, gdzie są wyeksponowane te wszystkie trofea?
- W pokoju syna na szafie. Trochę się tego uzbierało, a był to już dla mnie dziewiąty finał, w tym ósmy wygrany (z AON Hot Volleys Wiedeń, PGE Skrą Bełchatów i Asseco Resovią – przyp. red.). Do tego jeszcze jest cały zestaw pucharów i statuetek za indywidualne wyróżnienia. Docelowo jakoś to wszystko wyeksponuję i znajdę specjalne miejsce w domu, ale dopiero jak będę kończył karierę. Na razie nie zamierzam te